Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Świat

Żegnaj, Zapatero

Hiszpania: Koniec epoki Zapatero

„Nie ma chleba do chorizo” - jedno z haseł hiszpańskich „oburzonych”. „Nie ma chleba do chorizo” - jedno z haseł hiszpańskich „oburzonych”. ACido / Flickr CC by SA
Lider hiszpańskiej Partii Ludowej Mariano Rajoy wie, że najlepsza strategia wyborcza w czasach kryzysu to czekać na progu domu, aż przyniosą zwłoki wroga. Nie zabiera głosu, nie ujawnia programu. Po co? Dołująca gospodarka i tak wykończy socjalistów.
Przemawia Mariano Rajoy, ale to wcale nie znaczy, że mówi coś więcej niż słuchający go José Zapatero.EPA/PAP Przemawia Mariano Rajoy, ale to wcale nie znaczy, że mówi coś więcej niż słuchający go José Zapatero.
Mariano Rajoy ma zostać nowym premierem Hiszpanii, ale swojego programu gospodarczego nie ujawnia.Ana _Rey/Flickr CC by SA Mariano Rajoy ma zostać nowym premierem Hiszpanii, ale swojego programu gospodarczego nie ujawnia.
Antyimigranckie hasła padają na podatny grunt. Reprezentujący Partię Ludową Xavier García Albiol otwarcie mówił: „Romowie z Rumunii to plaga”.Alejandro Garcia/EPA/PAP Antyimigranckie hasła padają na podatny grunt. Reprezentujący Partię Ludową Xavier García Albiol otwarcie mówił: „Romowie z Rumunii to plaga”.
Rajoy zwycięstwo ma w kieszeni. Na fot. w czasie ulicznej kampanii.Partido Popular de Melilla/Flickr CC by SA Rajoy zwycięstwo ma w kieszeni. Na fot. w czasie ulicznej kampanii.

Stało się. 29 lipca, w ostatni dzień pracy przed oficjalnie wakacyjnym w Hiszpanii sierpniem, premier José Luís Rodríguez Zapatero nie wytrzymał presji wyborców oraz nacisków we własnej partii i ogłosił długo oczekiwaną decyzję o wcześniejszych wyborach. „Nareszcie ustąpił” – komentował w tonie pełnym ulgi dziennik „El País”. „Skrócił własną agonię”, „Rzucił ręcznik” – mówiły inne tytuły. Decyzja, na którą w ogarniętej 21-proc. bezrobociem Hiszpanii czekali wszyscy, nie zmieni biegu wydarzeń. Za ponad trzy miesiące, zgodnie z tym, co od dawna wskazują sondaże, Hiszpania będzie miała prawicowy rząd i Mariano Rajoya jako premiera.

Partia Ludowa (PP) ma nad socjalistami kilkunastopunktową przewagę, a Rajoy zwycięstwo w kieszeni, ale Hiszpanie nie mają złudzeń co do przyszłego przywódcy – jego osobiste notowania są wyjątkowo kiepskie. Będzie to więc małżeństwo bez miłości i z braku laku. Panna młoda kalkuluje, że gorzej niż w obecnym związku być nie może. Szkopuł jednak w tym, że sama do końca nie wie, za kogo wychodzi, bo wybranek za wszelką cenę usiłuje zachować tajemniczość, żeby nie przepłoszyć jej spod ołtarza. Co proponują ludowcy, jaka będzie „niebieska” Hiszpania? Na razie nie wiadomo, bo Rajoy woli czekać w milczeniu, aż Zapatero wykrwawi się w sondażach.

Kiedy José María Aznar obejmował w 1990 r. przywództwo hiszpańskiej prawicy, była ona partią anachroniczną, skostniałą i wyrastającą bezpośrednio z frankizmu. Aznar ją zmodernizował, przesunął na pozycje chadeckie i doprowadził do władzy. W 2000 r. miał już absolutną większość w parlamencie, a modernizacja ustąpiła miejsca radykalizacji. Dyskurs o jedności Hiszpanii, obowiązkowa religia w szkołach, ostry kurs wobec imigrantów, udział w wojnie w Iraku i konfrontacja z lewicą doprowadziły do ideowego wrzenia. Aznar stał się symbolem twardogłowia i autorytaryzmu, nieprzystających do liberalizującej się obyczajowo Hiszpanii.

PP pod wodzą Rajoya to inna historia. Małomówny urzędnik wydziału ksiąg wieczystych z Galicji objął kierownictwo partii w 2003 r. z nadania poprzednika. Z początku Rajoy pozostawał wierny aznaryzmowi: żądał przestrzegania „hiszpańskich zwyczajów” przez imigrantów, straszył cywilizacją śmierci i oskarżał negocjującego z ETA Zapatero o „zdradę wobec zmarłych”, czyli ofiar terroryzmu. Ale po kolejnej porażce w wyborach w 2008 r. postanowił przemówić własnym głosem, a właściwie po swojemu zamilknąć. Podążył w stronę centrum oraz ostrożnej dwuznaczności, która miała być antidotum na lęk przed „pogrobowcami frankizmu”, którymi straszyli Hiszpanów socjaliści.

– Kim jest Rajoy? Nie wiemy – mówi Lluís Orriols, politolog z Uniwersytetu w Gironie. – Jego pomysł na siebie to bycie „pustym” kandydatem.

„Wiem, że nie było to szczególnie pasjonujące, ale cóż” – powiedział podczas jednego z mityngów wyborczych w czasie kampanii samorządowej. Jak ognia unika kontaktu z dziennikarzami: pierwszą w tym roku konferencję prasową zwołał dopiero w maju, po wygranych wyborach lokalnych. Jego nastawienie pokazuje najlepiej anegdota przytoczona przez „El País”, w której Rajoy skarżył się na krytykę ze strony mediów. „Dobrze czy źle, ważne, by o tobie mówili” – rzucił ktoś. „Ale ja nie chcę, żeby o mnie mówili” – odpowiedział żartobliwie.

W oparach Aznara

W przeciwieństwie do umiarkowanego lidera Partia Ludowa to jednak bulgocący kocioł rozmaitych opcji na prawo od centrum. Od umiarkowanych centrystów, po członków Opus Dei (także wśród najbliższych współpracowników Rajoya) i spadkobierców frankizmu, którzy nie kryją sympatii do Generalissimusa.

PP to partia kameleon – mówi Orriols. Spektrum jest szerokie, bo w przeciwieństwie do innych krajów Europy na hiszpańskiej scenie politycznej nie ma radykalnych partii prawicowych. Po części ze względu na system wyborczy faworyzujący duże partie, a częściowo dlatego, że – jak tłumaczy politolog – elektorat ten skupia właśnie PP.

Nad ludowcami unosi się wciąż duch Aznara, który odszedł wprawdzie do biznesu (zasiada m.in. w radzie dyrektorów koncernu News Corp. Ruperta Murdocha), ale stoi też na czele powiązanej z partią Fundacji na rzecz Analiz i Studiów Społecznych (FAES), think tanku politycznego, z którego niejednokrotnie wychodzą recepty dużo bardziej radykalne niż oficjalna linia partii, na przykład w kwestii autonomii regionów, imigracji, bezpieczeństwa. Opór stawiają też ośrodki władzy lokalnej. Wielu baronów postrzega Rajoya jako mięczaka i próbuje prowadzić rządy silnej ręki na własny rachunek.

Kiedy w zeszłym roku wchodziło w życie prawo aborcyjne, zbuntowali się lokalni rządcy na czele z prezydentem Murcji. W Madrycie, drugim ośrodku konserwatywnej opozycji, prezydent Esperanza Aguirre powoływała się na wolność sumienia. Trzeba było interwencji z góry – rzeczniczka PP w kongresie przypominała członkom partii, że obowiązującego prawa należy przestrzegać. Opór na lokalnym poziomie pojawił się nawet przy ustawie antynikotynowej i projekcie edukacji obywatelskiej w szkołach. Szukająca rozgłosu i mająca apetyt na władzę w partii Aguirre zasłynęła też pomysłem wprowadzenia do szkół obowiązkowych podwyższeń dla nauczycieli, tzw. katedr, które miały być receptą na niedostatek dyscypliny.

 

 

Ustrzel imigranta

To właśnie Madryt stał się areną bratobójczej afery, pokazującej rozmiar wewnętrznych konfliktów w PP. Na ekipie Aguirre, która usiłowała doprowadzić do obalenia Rajoya na kongresie partii w 2008 r., ciążą zarzuty szpiegowania i zakładania podsłuchów kolegom z partii trzymającym z przewodniczącym. Inny skandal, która kładzie się cieniem na reputacji ludowców, to iście barokowa w swym przepychu afera Gürtel, dotycząca wieloletniego korumpowania regionalnych urzędników i polityków PP przez siatkę biznesmenów na czele z Francisco Correą, pseudonim Don Vito.

Biznesmen o nażelowanych lokach miał wpompować do kieszeni ludowców ponad 5 mln euro w postaci łapówek za przetargi, organizację eventów i konferencji, a także złotych zegarków i samochodów. Jednym z głównych podejrzanych jest b. prezydent Walencji Francisco Camps, który miał przyjąć „w prezencie” garnitury o wartości 12 tys. euro. Kryty przez parę lat przez Rajoya, Camps został w końcu złożony na ołtarzu zbliżających się wyborów i w lipcu podał się do dymisji. Oskarżenia dotyczą jednak 50 innych deputowanych, burmistrzów i urzędników prawicy.

Jak pokazały lokalne wybory w maju, w Partii Ludowej tkwi też antyimigrancki potencjał w stylu holendersko-duńskim. – W PP kryje się nie tylko ultraprawica będąca spadkobierczynią frankizmu, ale i ta, która daleka od nostalgii wynalazła się na nowo dzięki ksenofobicznym ideom podobnym do tych, jakie królują w reszcie Europy – mówi publicystka Irene Lozano. Świadczy o tym casus Badalony, postindustrialno-plażowego miasta na obrzeżach Barcelony, zamieszkanego w dużej mierze przez xarnegos, czyli potomków imigrantów z południa Hiszpanii. Od maja jest pierwszym katalońskim miastem w historii hiszpańskiej demokracji z burmistrzem z PP.

„Romowie z Rumunii to plaga” – głosił podczas kampanii Xavier García Albiol – przybyli do Badalony, żeby oddawać się przestępczości. W kiepskim technicznie spocie wyborczym, który opierał się na motywie zrywania taśmy z zakneblowanych ust, zapowiadał „rządy twardej ręki” dla tych, którzy „nie potrafią się przystosować”.

Katalońscy ludowcy przetestowali tę populistyczną retorykę już w 2010 r. w wyborach do katalońskiego parlamentu. Szefowa lokalnego PP Alicia Sánchez-Camacho udostępniła wówczas na swojej stronie grę komputerową „Alicia Croft”, w której, szybując ponad miastem na mewie, strzelała do imigrantów. Strategia przyniosła sukces, a PP uzyskało najwyższą w historii liczbę 18 miejsc i status trzeciego ugrupowania w liczącym 135 deputowanych parlamencie (w poprzedniej kadencji mieli 14 parlamentarzystów).

Jak najmniej powiedzieć

Również Rajoy miał w poprzedniej kampanii wyborczej podobne zagrywki – próbował haseł o „imigracji dobrej jakości” i o tym, że „nie wszyscy się mieścimy” w Hiszpanii – dziś to jednak tematyka prawie nieobecna w głównym dyskursie partii. – Pewnie pojawi się parę haseł w tym rodzaju w nadchodzącej kampanii, bo Katalonia to dowód, że to działa – mówi Alessandra Arru, badaczka populistycznej prawicy z Uniwersytetu w Barcelonie. Rajoy zdaje sobie sprawę, że flirt z częścią elektoratu, do której trafiają takie hasła, jest nieunikniony, ale zgodnie z zasadą nieprowokowania i kreowania umiarkowanego wizerunku ogranicza się do laissez faire, milczącego przyzwolenia na populistyczne ekscesy, sam nie brudząc sobie rąk i zostawiając ksenofobię partyjnym „dołom”.

Co z receptami na kryzys? W styczniu podczas rozmowy w studiu, którą prowadził z Rajoyem redaktor naczelny dziennika „El Mundo”, młoda kobieta zapytała: – Jak chce pan stworzyć nowe miejsca pracy i wspierać młodych przedsiębiorców? Yyyy… – odpowiedział potencjalny przyszły premier. Po chwili nerwowego przewracania kartek wydusił: – Stało się coś dziwnego, nie mogę odcyfrować własnego charakteru pisma w notatkach. Zagubienie przewodniczącego wobec prostego pytania wywołało sporo śmiechu w Hiszpanii, ale nieujawnianie programu ekonomicznego to również część strategii.

Rajoy uczy się na błędach brytyjskiego premiera Davida Camerona – zbyt otwarte mówienie podczas kampanii o przyszłym zaciskaniu pasa kosztowało go utratę większości absolutnej, na którą wskazywały wcześniej sondaże. Wiadomo jedno: nie obejdzie się bez dalszych cięć budżetowych, zwłaszcza w administracji publicznej. Ludowcy chcą też obniżyć podatki dla małych i średnich przedsiębiorców oraz „pogłębić” wprowadzoną przez obecny rząd reformę prawa pracy. Liczą się podobno z tym, że pierwszy rok rządów upłynie na ulicznych protestach.

I tyle. PP może pozwolić sobie na brak konkretów, bo wie, że potrzeba zmiany władzy, która mobilizuje Hiszpanów, wypchnie ich na szczyt niezależnie od programu. Że taka mało ambitna strategia działa, przekonało historyczne zwycięstwo w wyborach lokalnych w maju, kiedy prawica wygrała nawet w tradycyjnie „czerwonych” regionach. W hiszpańskiej polityce wieje jednak nudą. Jak wskazują obserwatorzy, w wyborczej sztafecie dziadkowie zastąpili wnuków: zarówno wystawiony przez PSOE Alfredo Pérez Rubalcaba, jak i Rajoy to stara gwardia, kandydaci symbolizujący zastygłą rzeczywistość polityczną, przeciw której buntuje się ruch „oburzonych”. – Hiszpańska polityka sięga dna – kwituje Orriols.

Polityka 34.2011 (2821) z dnia 16.08.2011; Świat; s. 44
Oryginalny tytuł tekstu: "Żegnaj, Zapatero"
Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną