Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Świat

Węże w ogrodzie

USA-PAKISTAN: Szorstka przyjaźń

Każda wizyta amerykańskiego dyplomaty jest w Pakistanie okazją do protestów – w październiku spalono wielki portret goszczonej przez władze Hillary Clinton. Każda wizyta amerykańskiego dyplomaty jest w Pakistanie okazją do protestów – w październiku spalono wielki portret goszczonej przez władze Hillary Clinton. Naseer Ahmed/Reuters / Forum
Czy USA mogą liczyć na lojalność Pakistanu? Stosunki Waszyngtonu z Islamabadem są coraz gorsze, a od tego, jak się dalej potoczą, zależy nie tylko przyszłość wojny w Afganistanie, ale i losy całej Azji Południowej.
Z jednej strony Pakistan poparł amerykańską interwencję w Afganistanie w 2001 r., ale też część pakistańskich sił bezpieczeństwa nie przerwała związków z talibami.The U.S. Army/Flickr CC by 2.0 Z jednej strony Pakistan poparł amerykańską interwencję w Afganistanie w 2001 r., ale też część pakistańskich sił bezpieczeństwa nie przerwała związków z talibami.
Pakistan pozbawiony pomocy gospodarczej i dyplomatycznej mógłby pogrążyć się w chaosie, grożąc destabilizacją całego regionu. Na fot. pakistańska szkoła.Common Language Project/Flickr CC by SA Pakistan pozbawiony pomocy gospodarczej i dyplomatycznej mógłby pogrążyć się w chaosie, grożąc destabilizacją całego regionu. Na fot. pakistańska szkoła.

Jonathan Banks w pośpiechu spakował walizki i wyjechał z Pakistanu w grudniu 2010 r. Nagle zdekonspirowany szef placówki CIA w Islamabadzie nie mógł już czuć się tu bezpiecznie. Kilka dni wcześniej jego nazwisko i funkcja znalazły się w pozwie sądowym wypełnionym przez Pakistańczyka, który stracił krewnych w atakach amerykańskich dronów. Kiedy sprawę nagłośniły pakistańskie media, Banks musiał zniknąć. Zdaniem wielu była to zemsta ISI – pakistańskiej agencji wywiadu – za wcześniejszy pozew w sądach amerykańskich złożony przez krewnych ofiar ataków terrorystycznych na Mumbaj w 2008 r. Wkrótce śladem Banksa mieli uciekać inni agenci CIA.

W styczniu 2011 r. jeden z nich – Raymond Davis – zastrzelił na ulicy w Lahore dwóch Pakistańczyków, po czym uciekając autem potrącił jeszcze trzecią osobę. Ujęty przez policję trafił przed sąd, gdzie musiał liczyć się z karą śmierci. Amerykanie przekonywali, że Davis był pracownikiem konsulatu USA chronionym immunitetem dyplomatycznym, a broni użył w obronie własnej podczas próby napadu rabunkowego, jednak mało kto w to uwierzył. Po dramatycznych negocjacjach Davis wyszedł na wolność w połowie marca i szybko wyjechał do USA. Jego uwolnienie kosztowało ponad 2 mln dol. – tzw. krwawych pieniędzy, czyli rekompensaty dla rodzin ofiar. I dodatkowo dymisję ministra spraw zagranicznych Mehmuda Kuresziego, który nie godził się na ugodę z USA. Emocje nie zdążyły jeszcze opaść, kiedy wybuchł jeszcze większy kryzys.

W maju w niedużym mieście garnizonowym Abbottabad, niedaleko stolicy Pakistanu, tajna akcja amerykańskich sił specjalnych Navy Seals zakończyła się zabójstwem przywódcy Al-Kaidy Osamy ibn Ladena. Nie był to pierwszy przypadek wykrycia członków Bazy na terytorium Pakistanu. W 2003 r. w „bezpiecznym schronieniu” w Rawalpindi pojmano Chalida Szejka Muhammada, jednego z głównych organizatorów zamachów z 11 września. Pakistan przekazał USA łącznie ponad 600 domniemanych członków Al-Kaidy. Tym razem jednak różnica polegała na tym, że Amerykanie samodzielnie przeprowadzili akcję, a strona pakistańska o niczym nie została nawet poinformowana. Wojsko USA obawiało się, że Pakistańczycy mogliby ostrzec ibn Ladena i udaremnić prestiżową operację.

Kość niezgody

Akcja amerykańskich komandosów podwójnie upokorzyła dumną pakistańską armię: w oczach własnych obywateli – bo nie potrafiła ochronić własnego terytorium przed jednostronną operacją obcych wojsk; i wobec Amerykanów – bo nie wiedziała, że najgroźniejszy terrorysta świata ukrywa się kilometr od akademii wojskowej i posiadłości wielu emerytowanych wojskowych. Niektórzy Pakistańczycy na poważnie zaczęli obawiać się o bezpieczeństwo broni nuklearnej, główny skarb narodowy i gwarancję bezpieczeństwa. Z kolei Amerykanie głośno zaczęli kwestionować lojalność sojusznika. Chcąc ukryć własne zakłopotanie, szef armii gen. Pervez Kayani odgrażał się, że podobne akcje w przyszłości nie będą tolerowane, a premier Reza Gilani udał się w podróż do Chin, pokazując, że USA nie są jedynym poważnym partnerem Pakistanu.

Odkąd służby wywiadowcze USA i Pakistanu przestały sobie ufać, stosunki dwustronne zmieniają się tylko ze złych na jeszcze gorsze. Kością niezgody jest aktywność ugrupowania Haqqaniego – jednej z najgroźniejszych sił atakujących siły NATO w Afganistanie – które swoją główną bazę ma na terenie Północnego Waziristanu w Pakistanie. Mimo wielu próśb i gróźb Amerykanów armia pakistańska od lat odmawia rozpoczęcia nowej ofensywy przeciwko temu ugrupowaniu. Coraz bardziej zniecierpliwiony rząd amerykański odpowiada intensyfikowaniem nalotów samolotów bezzałogowych na cele w Pakistanie.

Tylko w 2010 r. przeprowadzono łącznie 117 takich ataków, w których zginęło ponad 800 domniemanych terrorystów. W tym roku było już 65 nalotów, w których zabito ponad 400 osób. Doczekaliśmy się paradoksalnej sytuacji: główny sojusznik Ameryki w „wojnie z terroryzmem” jest jednocześnie głównym celem ataków amerykańskich dronów i sił specjalnych.

Temperatura wrzenia

Ostatnie miesiące to kontynuacja wzajemnych oskarżeń, pomówień i pogróżek. Amerykanie w lipcu zawiesili część pomocy wojskowej i rozważają wstrzymanie pomocy cywilnej, jeżeli Pakistan nie wzmocni współpracy antyterrorystycznej. We wrześniu odchodzący szef armii amerykańskiej admirał Mike Mullen wprawił wszystkich w osłupienie, po raz pierwszy jednoznacznie oskarżając Pakistan o wspieranie ataków terrorystycznych na cele w Afganistanie i określając „siatkę Haqqaniego” jako „rzeczywiste ramię pakistańskiej agencji wywiadu ISI”. Wcześniej tak krytyczne stwierdzenia amerykańskich urzędników można było przeczytać tylko z ujawnianych przez Wikileaks tajnych depesz Departamentu Stanu.

„Woda w Afganistanie musi gotować się w odpowiedniej temperaturze” – w ten sposób w 1979 r. ówczesny dyktator Pakistanu generał Zia ul Haq wyznaczał szefowi agencji wywiadu cele polityki wobec tego kraju. Wspierając afgańskich mudżahedinów przeciwko Armii Czerwonej Pakistan zyskiwał wpływ na przyszłość Afganistanu, zdobywał ważną pozycję międzynarodową i wdzięczność USA.

Ale Pakistan pozostał zainteresowany „podgrzewaniem wody” w Afganistanie także po 2001 r. Ta podwójna gra stała się w efekcie głównym zarzewiem napięć pakistańsko-amerykańskich. Z jednej strony Pakistan poparł amerykańską interwencję w Afganistanie w 2001 r., wspiera operacje NATO w tym kraju i ponosi z tego tytułu duże koszty (w czasie wojny z terroryzmem zginęło już około 5 tys. pakistańskich żołnierzy i ponad 30 tys. cywilów). Z drugiej strony część pakistańskich sił bezpieczeństwa nie przerwała związków z talibami, a stratedzy pakistańscy, dążący do ustanowienia propakistańskiego rządu w Kabulu, traktują część islamskich ekstremistów jak „strategiczne zasoby”. W rezultacie tej gry niedostępne góry przy granicy z Afganistanem znów stały się główną bazą afgańskich partyzantów; tyle że celem ataków są siły NATO.

Złapał Kozak...

John Negroponte, szef amerykańskich agencji wywiadowczych, zeznawał w styczniu 2007 r. przed Senatem USA i już wówczas stawiał sprawę dramatycznie: „Pakistan jest naszym sojusznikiem w wojnie z terroryzmem… To jednocześnie główne źródło islamskiego ekstremizmu”.

Pakistan oskarżany jest też o torpedowanie procesu pokojowego w Afganistanie, w tym udział w zabójstwie byłego prezydenta Barhanuddina Rabbaniego, szefa Rady Pokoju i Pojednania negocjującej z talibami. Minister spraw zagranicznych Pakistanu Rabbani Khar ostrzega w odpowiedzi, że USA może całkiem stracić Pakistan jako sojusznika.

Bez możliwości wykorzystania terytorium Pakistanu do tranzytu zaopatrzenia i z otwarcie wrogim sąsiadem wojska NATO w Afganistanie znalazłyby się w śmiertelnym potrzasku. Pakistan pozbawiony pomocy gospodarczej i dyplomatycznej mógłby pogrążyć się w chaosie, grożąc destabilizacją całego regionu.

W efekcie relacje amerykańsko-pakistańskie przypominają klasyczną sytuację ujętą przez Sienkiewicza w słowa: „złapał Kozak Tatarzyna, a Tatarzyn za łeb trzyma”. Obie strony zwarte są, jak pisał w ostatniej swojej książce Bruce Riedel, były doradca Obamy ds. Azji Południowej, w „śmiertelnym objęciu”, z którego nie bardzo wiadomo, jak się uwolnić. Historia pokazuje jednak, że obaj partnerzy potrafią wychodzić z podobnych tarapatów.

 

Burzliwe stosunki

Relacje pakistańsko-amerykańskie zawsze były burzliwe i pełne dramatycznych zwrotów. Od nawiązania współpracy wojskowej w 1954 r. Pakistan stał się ważnym elementem strategii USA w Azji i głównym odbiorcą amerykańskiej pomocy w tej części świata. Nie bez słuszności wielu ekspertów uważa, że same Stany Zjednoczone odpowiadają za wiele dzisiejszych problemów Pakistanu, jak podporządkowanie kraju armii czy rozwój ekstremizmu religijnego.

Istotnie, tak się z reguły składało, że USA utrzymywały najlepsze relacje z Pakistanem, kiedy ten rządzony był przez wojskowych dyktatorów – Ayuba Khana w latach 60., Zia ul Haqa w latach 80. i Perweza Muszarrafa w latach 2000; dużo gorzej szło im dogadywanie się z cywilnymi przywódcami. Bezsprzecznie duża pomoc amerykańska dla mudżahedinów walczących z Armią Czerwoną w latach 80. pozwoliła na niezwykłą rozbudowę aparatu ISI i rozwinięcie się w Pakistanie „kultury dżihadu”.

Kiedy tylko wojna w Afganistanie się skończyła i upadł ZSRR, Stany Zjednoczone znalazły ważniejsze problemy na świecie, zapominając o milionach afgańskich uchodźców i tysiącach zaprawionych w bojach islamistów z całego świata, którzy pozostali na pakistańskiej ziemi. Pakistan, zostawiony sam sobie i odcięty w 1991 r. od amerykańskiej pomocy, próbował sobie radzić najlepiej, jak potrafił. Zaczął wspierać talibów w Afganistanie i separatystów w indyjskim Kaszmirze, w 1998 r. wszedł w posiadanie broni nuklearnej, rok później wywołał wojnę z Indiami o Kargil, aby w końcu wpaść ponownie w ręce wojskowych po zamachu stanu w 1999 r. Nauczył się też nie ufać Ameryce.

Nastroje antyamerykańskie są dziś silniejsze w Pakistanie niż w wielu innych negatywnie do USA nastawionych krajach. W ostatnim badaniu światowej opinii publicznej aż trzy czwarte Pakistańczyków uważało, że USA odgrywają negatywną rolę w polityce międzynarodowej; aż 68 proc. postrzegało USA raczej jako wroga niż partnera (na partnerstwo wskazywało tylko 6 proc.!). Niewiele zmienia tu ogromna pomoc finansowa USA.

Między 2001 a 2010 r. Pakistan otrzymał 12 mld dol., w większości na cele wojskowe. W 2009 r. Barack Obama przeforsował w Kongresie także ustawę o pomocy cywilnej dla Pakistanu w wysokości 7,5 mld dol. przez pięć kolejnych lat. Ku swojemu zaskoczeniu odkrył jednak, że zamiast wdzięczności sprowokował tylko jeszcze większe oburzenie pakistańskich generałów. Nie godzili się bowiem na wiązanie tej pomocy z jakimikolwiek warunkami. Setki pracowników amerykańskich agencji pomocowych, którzy ruszyli do Pakistanu, w celu realizacji projektów uwiarygodniały jedynie żywe w społeczeństwie spiskowe teorie, jakoby USA przygotowywało się do wykradnięcia broni atomowej. Wściekłość pakistańskiej ulicy podtrzymują też naloty amerykańskich dronów. Radykałowie zbijają potężny kapitał na oskarżeniach USA o wszelkie nieszczęścia kraju.

Albo z nami, albo z terrorystami

Gdyby nie 11 września 2001 r., relacje już dawno zostałyby zerwane. Zamachy na Amerykę otworzyły jednak nową kartę. W kilka dni Pakistan porzucił talibów i z marginesu społeczności międzynarodowej przesunął się do centrum sceny. Stał się ważnym członkiem koalicji antyterrorystycznej i głównym sojusznikiem USA w tej części Azji. Trudno uznać co prawda, żeby miał też jakiś szczególny wybór.

Słynne ultimatum George’a W. Busha: „Jesteście albo z nami, albo z terrorystami”, było w dużej mierze skierowane właśnie do Pakistanu. Według wspomnień Perweza Muszarrafa, zastępca sekretarza stanu USA Richard Armitage miał zaraz po 11 września grozić szefowi ISI, że jeśli Pakistan nie przyłączy się do walki z Al-Kaidą, „zostanie zbombardowany i cofnięty do ery kamienia łupanego”. Pakistan dokonał zatem jedynego słusznego wyboru, a zamiast amerykańskich bomb do kraju zaczęły płynąć wartkim strumieniem dolary. Przestał komukolwiek przeszkadzać autorytarny władca w Islamabadzie.

George W. Bush, który wcześniej zajrzał w oczy Władimira Putina i zobaczył tam demokratę – w oczach generała Muszarrafa dopatrzył się oświeconego przywódcy muzułmańskiego i gwaranta modernizacji Pakistanu.

Dziś w Islamabadzie rządzi już cywilna władza, chociaż i tak decyzje strategiczne podejmuje armia. A ta nie zawsze podobnie widzi główne zagrożenia jak Amerykanie. Przed miesiącem, podczas ostatniej wizyty w Islamabadzie, Hillary Clinton przekonywała Pakistańczyków, że ujęcie afgańskich bojowników leży także w ich interesie: „Nie można trzymać w swoim ogrodzie węży i mieć nadzieję, że będą gryzły tylko sąsiadów” – zauważała na spotkaniu z pakistańskimi mediami.

Armia pakistańska zamiast nowej ofensywy proponuje jednak Amerykanom pomoc w negocjacjach pokojowych z ugrupowaniem Haqqaniego i talibami. Nikt nie ma zamiaru ustąpić. Pat trwa. Ostatnia wypowiedź admirała Mullena to oznaka rosnącej frustracji USA i bezpardonowej presji wywieranej na Pakistan, kiedy wojska międzynarodowe przygotowują się do wyjścia z Afganistanu. „Pakistan jest naszym najbardziej skomplikowanym sojusznikiem od czasów ZSRR pod rządami Stalina” – podsumowywał niedawno ekspert Brookings Institution Michael O’Hanlon.

 

Jedno jest pewne: mimo rosnącego napięcia żadna ze stron nie może sobie pozwolić na zerwanie współpracy. Pakistan potrzebuje nie tylko amerykańskich pieniędzy, rynku zbytu czy pomocy w negocjacjach z MFW, ale też poparcia politycznego w relacjach z Indiami. Ameryka potrzebuje współpracy z Pakistanem, żeby móc wycofać się z Afganistanu w 2014 r. Potrzebuje też stabilnego Pakistanu, aby jego problemy nie rozlały się po całej Azji Południowej i świecie. Nie może pozwolić sobie na powtórzenie błędu z lat 90., kiedy porzucenie Pakistanu sprowadziło jeszcze większe nieszczęścia i zawiodło ostatecznie do interwencji w Afganistanie w 2001 r. Hillary Clinton już wielokrotnie przepraszała Pakistańczyków za tamte decyzje.

Znaczenie Pakistanu jest ogromne. Spośród sześciu najważniejszych zagrożeń międzynarodowych dla USA trzy dotyczą Pakistanu: terroryzm, proliferacja broni nuklearnej i ryzyko wojny atomowej. Pytanie: jaki znaleźć sposób, by „śmiertelne objęcie” zmienić w „sojuszniczy uścisk”.

Polityka 49.2011 (2836) z dnia 30.11.2011; Świat; s. 52
Oryginalny tytuł tekstu: "Węże w ogrodzie"
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną