Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Cygan w ławce

Węgry: Rom idzie do szkoły

Tylko połowa romskich dzieci kończy szkołę podstawową, do matury dociągają nieliczni. Tylko połowa romskich dzieci kończy szkołę podstawową, do matury dociągają nieliczni. Piotr Wójcik / Agencja Gazeta
Region wokół Siklósnagyfalu słynie z wina, które przyciąga turystów. I z biednych osiedli cygańskich, które turyści omijają szerokim łukiem. W Siklósnagyfalu prawie wszyscy z ponad 500 mieszkańców są bezrobotni. To ma się zmienić.
Na Węgrzech obowiązek szkolny istnieje do szesnastego roku życia. W praktyce mało kogo obchodzi, czy dziecko w tym czasie rzeczywiście skończy szkołę.Mirosław Gryń/Polityka Na Węgrzech obowiązek szkolny istnieje do szesnastego roku życia. W praktyce mało kogo obchodzi, czy dziecko w tym czasie rzeczywiście skończy szkołę.

Zsolt Jovanovic codziennie zamiata główną ulicę wsi. Do prac interwencyjnych zatrudnia go lokalny samorząd, jedyny pracodawca w okolicy. Niewielu mieszkańców ma to szczęście. Większość żyje z zasiłku. Dlatego rodzina Jovanoviców nie narzeka. A na tym się nie skończy, mocno w to wierzą. Bo 36-letni Jovanovic posłał najstarszego syna Petera do liceum. Prawdziwego, z informatyką, angielskim i maturą. Jest to szkoła stworzona specjalnie dla Cyganów. Wykłada się w niej w dwóch językach romskich, są zajęcia z wiedzy o cygańskiej kulturze. Cyganie – tak właśnie mówią o sobie. Politycznej poprawności rodem z Zachodu nie lubią. – Sama nazwa nic nie zmieni – tłumaczy Jovanovic.

Jovanovice, rodzice i trójka dzieci, mieszkają w południowowęgierskim Siklósnagyfalu, 80 km od Peczu, niedawnej Europejskiej Stolicy Kultury, przy granicy chorwackiej. Cisza, spokój. Tylko psy snują się znudzone między domami, siadają na poboczu i merdają ogonami do przejeżdżających z rzadka samochodów. W przydrożnym rowie kobiety w dresach grabią zalegające na dnie liście. Czas na południową przerwę i papierosa. Nad kobietami unosi się chmura dymu z taniego tytoniu.

Odrobina zaufania

W Peczu działa liceum imienia Gandhiego. To jedyna taka placówka w Europie – założona dla Cyganów i przez Cyganów. Władze lubią się nią chwalić.

Oszklony nowoczesny budynek na peryferiach miasta. W środku komputery, laboratoria, biblioteka i ogromna sportowa hala. Obok szkolny internat, w którym mieszka na co dzień większość z 250 uczniów. Na ścianach w korytarzu zdjęcia młodzieży w odświętnych garniturach. Maturzyści. Sukces w zasięgu ręki musi być widoczny dla uczniów i ich rodziców.

Darmowy internat, wyżywienie, podręczniki. Gdyby kształcenie kosztowało, nie byłoby tu ani jednego ucznia. Pieniądze można wydać lepiej. – Bogiem a prawdą wielu rodzin na naukę po prostu nie stać – tłumaczy dyrektorka Erzsébet Orsós-Gida. Przekonać do szkoły młodzież to najprostsze zadanie. Gorzej z rodzicami. Więzi rodzinne w romskim społeczeństwie są wyjątkowo silne. Rodzice niechętnie rozstają się z dziećmi, szczególnie pilnują córek. Z zasady też nie ufają urzędom i urzędnikom. A czym są szkoły i nauczyciele, jak nie przedstawicielami urzędniczych władz? W peczowskim liceum ma być inaczej. Wśród nauczycieli są Romowie, Romką jest dyrektorka i część członków kuratorium szkolnej fundacji. To nasi, mówią Cyganie. Rodzi się odrobina zaufania. – Cygan jest tam bezpieczny; do innej syna bym nie wysłał – zapewnia Zsolt Jovanovic. – Bo w zwykłej szkole byłoby inaczej. Wystarczy włączyć telewizor, żeby zobaczyć, jak na Węgrzech się nas traktuje.

W 2009 r. w północnych Węgrzech doszło do napadów na cygańskie domy, kilka osób zastrzelono. Na porządku dziennym były marsze pod hasłami obrony przed Cyganami organizowane przez samozwańczą straż obywatelską, związaną z prawicową partią Jobbik. Tego było za dużo nawet dla konserwatywnego Fideszu premiera Orbána. Partia ta wygrała w większości okręgów zamieszkanych przez Cyganów. W maju 2011 r. Fidesz, przy wsparciu opozycji, przeforsował nowe prawo zaostrzające kary za wszelkie przejawy nienawiści rasowej i etnicznej. Rząd obiecał utworzyć 100 tys. miejsc pracy dla Romów i program stypendialny dla romskiej młodzieży.

Dziś robimy mitochondria – Csaba Lakatos, trzydziestolatek w dżinsach i koszuli w kratkę, otwiera podręcznik. Niedawno sam siedział w szkolnej ławce liceum Gandhiego. Dziś jest tu nauczycielem biologii. Uczniowie noszą T-shirty, bluzy z kapturami, dżinsy. Standard. Tylko na szyjach masywne łańcuchy, naszyjniki, na palcach pobłyskują złote sygnety.

Csaba Lakatos wrócił do liceum, bo chce spłacić dług: pomóc innym romskim dzieciom, tak jak kiedyś ktoś pomógł jemu. – Aby Cyganie mogli być z siebie dumni – tłumaczy. Lakatos pochodzi z małego osiedla romskiego, 200 km od Peczu. W domu było ich dwanaścioro. Mieszkali w chacie, w której nie było wody i kanalizacji, a co dopiero książek. Ojciec skończył pięć klas, mama jeszcze mniej. On zarabiał jako pomocnik w PGR, ona jako sprzątaczka. Dzieci musiały dorabiać, bo pieniędzy zawsze brakowało. Po 1989 r. ojciec stracił pracę. – Rodzeństwo po podstawówce szło do pracy – wspomina Csaba Lakatos. Najstarszy brat, potem następny, po nich dwie starsze siostry. Csaba był siódmy z kolei. W 1994 r. kończył podstawówkę i wkrótce też miał pójść do pracy. Ale wtedy do wsi przyjechał pracownik socjalny z Peczu. Opowiedział o nowej szkole. Takiej, po której można zostać, kim się chce, nawet jeśli jest się Cyganem. Liceum Gandhiego robiło pierwszy nabór.

Program dla Romów

Według różnych szacunków, na Węgrzech żyje nawet 800 tys. Romów – prawie 10 proc. węgierskiego społeczeństwa. Ale wśród absolwentów wyższych uczelni stanowią mniej niż 1 proc. Uznawani są za jedyną z 13 mniejszości w kraju, która ma kłopoty z integracją na skutek społecznej deklasyfikacji. Romska elita intelektualna jest nadal zbyt słaba, by zmotywować rodaków do walki o awans społeczny.

Romowie zawsze mieli złe wykształcenie, ale za socjalizmu znajdowali zatrudnienie na podłych stanowiskach w przemyśle i rolnictwie. Po 1989 r. to oni stali się pierwszymi ofiarami transformacji. Ale większość nadal nie łączy faktu niskiego statusu społecznego z brakiem wykształcenia. Tylko połowa romskich dzieci kończy szkołę podstawową, do matury dociągają nieliczni. Na Węgrzech obowiązek szkolny istnieje do szesnastego roku życia. W praktyce mało kogo obchodzi, czy dziecko w tym czasie rzeczywiście skończy szkołę. Romski szesnastolatek ciągle w piątej klasie nikogo nie dziwi. Wielokrotnie nie zdaje do następnej, ale do szkoły chodzi, bo rodzice dzięki temu dostają zasiłek na dzieci. Ani rodzice, ani on sam, ani szkoła nie widzą sensu w tym, żeby ją ukończył.

Dzieci romskie potrzebują szczególnego wsparcia – mówi Erzsébet Orsós-Gida. – Tym silniejszego, im mniej dostają go w domu. Inaczej nie dowiedzą się nawet, że mogą mieć inne życie. Orsós-Gida skończyła pedagogikę, pisze doktorat z psychologii na uniwersytecie w Peczu. Jest jedyną Romką na wydziale. Mówiąc żywiołowo gestykuluje, bransoletki na jej rękach pobrzękują. – Musimy sami we własnym narodzie zbudować elitę intelektualną i uświadomić ludziom siłę wykształcenia – tłumaczy – by zatrzymać to samonapędzające się koło bezcelowości i bezsilności.

Krytycy twierdzą, że liceum Gandhiego to getto. Znowu oddziela się Romów od Węgrów. Erzsébet Orsós-Gida nie lubi tego porównania. Szkoła jest otwarta dla wszystkich dzieci, w każdej klasie jest dwójka czy trójka Węgrów. Najczęściej z zacofanych gospodarczo regionów, z rodzin, których na inne liceum nie stać. Albo takich, gdzie nie ma stereotypów. – Więcej się nie zgłasza – mówi dyrektorka. Jasne, byłoby lepiej, gdyby młodzież mogła się uczyć w wieloetnicznym środowisku. Ale jak się nie da, to nie.

W 2009 r. wysłannicy liceum odwiedzili 130 wsi. W zapomnianych regionach, bez przemysłu, bez pracy, bez perspektyw. Tam gdzie żyje większość węgierskich Romów. Na spotkania informacyjne we wsiach przychodzi coraz więcej zainteresowanych. Jeden udany przykład z sąsiedztwa znaczy więcej niż dziesiątki prelekcji urzędników. – Tylko żeby nie było nieporozumień – mówi dyrektorka. – Chodzi o to, żeby wyrwać młodzież z patologii, a nie z rodzin czy kulturowych korzeni.

Programów dla Romów było wiele, ale wszystkie okazały się nieskuteczne. – I raczej Romom zaszkodziły – mówi gorzko dyrektorka liceum. – Kiedy Węgrzy słyszą w mediach, ile pieniędzy na to idzie, zjada ich zawiść. Bo dlaczego dla Romów, a dla innych już nie? O tym, ile Cyganie z tych pieniędzy naprawdę zobaczyli na oczy, media nie mówią.

Nieprzemyślane projekty

Faktycznie, są problemy z unijnymi środkami dla Romów, przyznaje Zoltán Balog, wiceminister w węgierskim MSW. – To z powodu nieprzejrzystości procedur – tłumaczy. W latach 1996–2006 węgierscy Cyganie mieli dostać z Unii 120 mld forintów. – Tylko 10 mld na pewno dotarło do odbiorców – mówi Balog. Za te pieniądze zbudowano nowe osiedla albo przedszkola. Co się stało z resztą, nie wiadomo. Rozpłynęły się po drodze, w administracji, która lekką ręką wydawała je na rozmaite ekspertyzy i podróże. Część trafiła do znajomych urzędników. Zresztą i duża część tych, które do Romów dotarły, zmarnowała się. – Wiele projektów jest nieprzemyślanych, brak całościowej strategii – krytykuje Balog. W jednym regionie powstało nowe osiedle dla Romów, ale nikt nie pomyślał o stworzeniu obok miejsc pracy, by mogli zarobić na czynsz. W innym praca jest, ale w pobliżu brakuje szkoły dla dzieci. A z kolei gdzie indziej rozpoczęto nowatorski projekt szkolny, ale tam prawie nie ma romskich dzieci.

W liceum Gandhiego maturzysta Peter Jovanovic, syn Zsolta z Siklósnagyfalu, zastanawia się, czy będzie zdawał na historię czy prawo. Jego rodzice myślą o saksach w Anglii, Peter zostaje. W jego rodzinnej wsi kilku kolegów szykuje się do liceum. Sołtys posłał nawet swoją córkę. To pierwsza dziewczyna ze Siklósnagyfalu w szkole.

Polityka 50.2011 (2837) z dnia 07.12.2011; Coś z życia; s. 98
Oryginalny tytuł tekstu: "Cygan w ławce"
Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną