Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Świat

Amerykanie odchodzą, nadchodzi chaos

Obama kończy wojnę w Iraku

Plaża w Kalifornii – symboliczny cmentarz żołnierzy poległych w Iraku. Plaża w Kalifornii – symboliczny cmentarz żołnierzy poległych w Iraku. Jim Ruymen/UPI / Fotolink
Wojna w Iraku została zakończona – oświadczył prezydent Obama. Ale wojen przecież się nie kończy: można je wygrać albo przegrać.
Kampania iracka, która trwała osiem lat, osiem miesięcy i 25 dni, przypuszczalnie przejdzie do historii jako największe fiasko polityki USA w tej części świata.The U.S. Army/Flickr CC by 2.0 Kampania iracka, która trwała osiem lat, osiem miesięcy i 25 dni, przypuszczalnie przejdzie do historii jako największe fiasko polityki USA w tej części świata.
Bilans operacji: 4,5 tys. zabitych i 35 tys. rannych Amerykanów i bilion dolarów kosztów materialnych, z tego dziesiątki miliardów, z których nikt nie potrafi się rozliczyć.The U.S. Army/Flickr CC by 2.0 Bilans operacji: 4,5 tys. zabitych i 35 tys. rannych Amerykanów i bilion dolarów kosztów materialnych, z tego dziesiątki miliardów, z których nikt nie potrafi się rozliczyć.
Do wigilii Bożego Narodzenia wyjedzie z Iraku ostatni ze stacjonujących tam jeszcze amerykańskich żołnierzy.The U.S. Army/Flickr CC by 2.0 Do wigilii Bożego Narodzenia wyjedzie z Iraku ostatni ze stacjonujących tam jeszcze amerykańskich żołnierzy.

24 godziny po przemówieniu Obamy na lotnisku wojskowym Fort Bliss w Teksasie wylądował samolot z powracającymi żołnierzami. Małżeństwo West jechało na lotnisko niemal całą dobę, żeby przywitać swego 30-letniego syna Dawida, który spędził kilka lat w irackim piekle. Pytany o szczegóły trudnej służby, odparł: „robiliśmy tam rzeczy, o których nie opowiada się nawet ojcu i matce”. Odpowiedź ta wyjaśnia, być może, dlaczego na uroczystym zwinięciu flagi Stanów Zjednoczonych w bazie Victory (niegdyś głównym obozie armii USA w Iraku, chroniącym na obrzeżach Bagdadu ponad 100 tys. personelu, w tym 42 tys. żołnierzy i 65 tys. pracowników firm prywatnych, ściągniętych przez rząd amerykański) jedyną osobistością był minister obrony Leon Panetta. Mimo zaproszenia na ceremonii nie pojawił się ani premier Iraku Nuri al-Maliki, ani prezydent Dżalal Talabani. Nieobecny był także przewodniczący parlamentu Osama al-Nadżaf. Kilka dni wcześniej zginął w zamachu terrorystycznym na konwój ruszający sprzed jego biura w rzekomo bezpiecznej Zielonej Strefie Bagdadu.

5 tys. dolarów za sekundę

Do wigilii Bożego Narodzenia wyjedzie z Iraku ostatni ze stacjonujących tam jeszcze amerykańskich żołnierzy. Kampania iracka, która trwała osiem lat, osiem miesięcy i 25 dni, przypuszczalnie przejdzie do historii jako największe fiasko polityki Stanów Zjednoczonych w tej części świata: 4,5 tys. zabitych i 35 tys. rannych Amerykanów i bilion dolarów kosztów materialnych, z tego dziesiątki miliardów, z których nikt nie potrafi się rozliczyć. Ktoś skrupulatny w Departamencie Skarbu obliczył, że każda sekunda tej ponadośmioletniej operacji kosztowała podatnika w Stanach pięć tysięcy dolarów.

Zielona Strefa, dawna rezydencja Saddama Husajna, była ściśle strzeżoną dzielnicą rządową w śródmieściu Bagdadu. Od 2004 r. otoczona zasiekami z drutu kolczastego i do niedawna strzeżona 24 godziny na dobę, mieściła dowództwo wojsk amerykańskich, obce ambasady i ważniejsze urzędy państwowe. Część mieszkalną wciąż jeszcze zajmują rodziny miejscowych i zagranicznych vipów. Luksusowy hotel Al-Raszid na pograniczu dzielnicy był przez wiele lat jedynym miejscem spotkań irackich i zagranicznych dostojników. W mieście, w którym ataki terrorystów były zjawiskiem niemal codziennym, Zieloną Strefę uważano za jedyne względnie spokojne miejsce stolicy. Ale im bliższy był dzień wyjazdu ostatniego amerykańskiego żołnierza, tym bardziej złudne stawało się poczucie bezpieczeństwa.

Na pastwę losu

Amerykanie zostawiają za sobą kraj z niestabilną władzą islamskiej partii Daaw. Wstrząsany zamachami, w których do tej pory zginęło prawie 150 tys. Irakijczyków, rozdarty waśniami sunnitów i szyitów, niemal bezbronny wobec działalności Al-Kaidy, z częściowo zrujnowaną infrastrukturą przemysłową, obciążony długiem zagranicznym sięgającym 68 mld dol. i nieprzygotowany do walki z coraz groźniejszym Iranem. Szyicka ludność Iraku, stanowiąca ponad 60 proc., nigdy nie ukrywała swoich sympatii do Teheranu.

Pod koniec grudnia odbędzie się w Waszyngtonie spotkanie irackich i amerykańskich generałów. Będą rozmawiać o nieodpłatnym przekazaniu baz wojskowych oraz obecności 4 tys. prywatnych ochroniarzy, którzy zajmą się szkoleniem słabo przygotowanej irackiej armii. Już teraz zarysowują się poważne różnice zdań na temat ich przyszłego statusu. Biały Dom oczekuje immunitetu dla swoich ludzi; rząd iracki wychodzi z założenia, że w wolnym Iraku prawo obowiązywać będzie wszystkich jego mieszkańców na równi. Nic dziwnego, że tylko nieliczni obywatele Iraku uronią łzę za armią, która zostawia ich na pastwę losu.

W dniu, w którym w bazie Victory spuszczano z masztu flagę Stanów Zjednoczonych, w Faludży, miejscu niekończących się krwawych walk, wielotysięczny tłum palił amerykańskie sztandary i plakaty z portretami amerykańskich żołnierzy. „New York Times” pisał, że to symboliczny pogrzeb wojny, zorganizowany przez duchowieństwo muzułmańskie, i cytował burmistrza, szejka Hamida Ahmeda Haszama, który nazwał rozruchy festiwalem radości.

Złoto z ropy

Premier Nuri al-Maliki zazdrosnym okiem patrzy na północne rejony kraju, dokąd nie sięga jego władza. Na Autonomiczny Region Kurdystanu i jego stolicę Erbil – ostatnią prawdziwą zieloną strefę Iraku. Od czasu inwazji amerykańskiej w 1993 r. ani jeden człowiek nie padł tutaj ofiarą zamachu terrorystycznego.

Latem tego roku Stany Zjednoczone otworzyły w Erbilu konsulat. To dwudziesta pierwsza obca placówka dyplomatyczna w półtoramilionowym mieście, które szybko przekształca się w nowoczesną metropolię, w dużej mierze uniezależnioną od irackich władz centralnych. Jednak to nie Bagdad łoży na utrzymanie Erbilu, lecz odwrotnie. Region autonomiczny ma bogate złoża miedzi, uranu i rudy żelaznej. Dochody z ropy naftowej stanowią podstawowe źródło siły tego jedynego w swoim rodzaju bytu administracyjnego na świecie. Regionalny rząd prezydenta Masuda Barzaniego na własną rękę udziela obcym firmom koncesji na jej wydobycie.

Ciche przyzwolenie irackich władz centralnych kupił – po wielomiesięcznych trudnych pertraktacjach – za przekazywane do skarbu państwa 17 proc. zysków. Zakończenie okupacji amerykańskiej może zmienić ten stan rzeczy. Pierwszy sygnał: pod koniec listopada rząd w Bagdadzie po raz pierwszy zakwestionował umowę zawartą z firmą Exxon.

British Oil, norweska DNO i jeszcze 15 zagranicznych potentatów wywozi stąd 180 tys. baryłek ropy dziennie, a ponieważ zasoby oblicza się na 45 mld baryłek i miliardy metrów sześciennych gazu, przyszłość wydaje się świetlana. Inwestorów przyciąga także lokalna ustawa udzielająca 10-letniego zwolnienia od podatków i możliwość wyprowadzania z kraju wszystkich zysków.

5 mln Kurdów mieszkających tu już od niemal 20 lat żyje jak u Pana Boga za piecem, zarabiając trzykrotnie więcej niż przeciętny obywatel Iraku. Według oficjalnych statystyk prosperujący region przyciągnął 20 tys. gastarbeiterów z południowego Iraku i 50 tys. z Turcji. Liczba milionerów żyjących w Erbilu zwiększyła się w ciągu dziesięciolecia z dwóch do dwóch tysięcy.

Nad tym cudem gospodarczym zawisły teraz ciemne chmury: gdy ostatni amerykański żołnierz wycofa się z Iraku, miejscowe siły mogą nie wystarczyć, aby zapewnić bezpieczeństwo Kurdystanowi. Analitycy przewidują wznowienie wewnętrznych zbrojnych sporów i bezwzględną walkę o władzę w kraju, w którym szyici nienawidzą sunnitów, a wszyscy razem nie cierpią Kurdów. W Erbilu nikt nie zapomina, że rządząca w Iraku partia Daawa utrzymuje własne uzbrojone bojówki, liczące 10 tys. ludzi, i że premier Nuri al-Maliki może je w każdej chwili rzucić do boju, nie koordynując rozkazu z armią.

W tych krytycznych dniach, gdy ważą się przyszłe losy całego Iraku, prezydent Masud Barzani znów pokłada nadzieję w Amerykanach: że nie zostawią Kurdystanu bez ochrony. Ale Barzani, polityk doświadczony, wie, że na czczych obietnicach płynących z Waszyngtonu zbytnio polegać nie należy. Zwłaszcza że sami Amerykanie chcieliby o Iraku jak najszybciej zapomnieć.

Weterani bez przydziału

Wycofując się z Iraku Ameryka zakończyła swą największą operację od czasu wojny wietnamskiej. Obie trwały podobnie długo, obie podzieliły amerykańskie społeczeństwo i wystawiły kraj pod pręgierz światowej krytyki. Wojna w Wietnamie zakończyła się przegraną. Ewakuacji z Iraku nie towarzyszy poczucie porażki – wojska wracają do kraju zgodnie z umową z rządem w Bagdadzie sprawującym władzę dzięki USA. Ale nikt także nie ogłasza zwycięstwa. Nie wiadomo, czy ewentualne korzyści z wojny, których na razie nie widać, okażą się warte jej ogromnych kosztów. Prezydent Obama mówi o dumie ze stworzenia wolnego Iraku, ale wszyscy wiedzą, że po wyjściu wojsk może się on rozsypać jak domek z kart. 60 proc. Amerykanów uważa, że dojdzie tam do wojny domowej.

W USA dominuje uczucie ulgi. Zdecydowana większość społeczeństwa chciała zakończenia wojny, dość powszechnie uznanej za niepotrzebną. W obliczu kłopotów ekonomicznych narasta świadomość, że Ameryki nie stać na wyczerpujące zamorskie interwencje, których sens jest wątpliwy. Przeważa przekonanie, że trzeba skierować uwagę na problemy krajowe.

Prezydent Obama miał prawo ogłosić sukces – zgodnie z planem zakończył nie swoją wojnę. Ale powracający żołnierze nie mogą znaleźć pracy. Bezrobocie wśród weteranów jest prawie dwa razy wyższe niż średnia krajowa.

Współpraca: Tomasz Zalewski

Polityka 52.2011 (2839) z dnia 21.12.2011; Świat; s. 70
Oryginalny tytuł tekstu: "Amerykanie odchodzą, nadchodzi chaos"
Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną