Mazel jako biegły sądowy występował w procesie Lucji Szlégrovej, działaczki Robotniczej Partii Sprawiedliwości Społecznej (DSSS). Dowodem w sprawie były nagrania z wieców, na których Szlégrová wychwalała zalety nazizmu.
Broniąc się przed niemal pewnym skazaniem Szlégrová złożyła do sądu wniosek o odsunięcie od sprawy Mazela z uzasadnieniem: nie może być bezstronny, bo to Żyd. „Wskazuje na to m.in. jego nazwisko »Mazel«. Często występuje ono w postaci Maazel, a pochodzi od hebrajskiego »Mosze« tzn. Mojżesz, do którego w języku jidysz został dołączony deminutywny sufiks »-(e)l«. Innym wariantem tego nazwiska jest na przykład Maisel” – wywodziła w oficjalnym wniosku oskarżona.
Doradca prezydenta zabiera głos
Ten pseudonaukowy bełkot nikogo by nie zainteresował, gdyby nie fakt, że kuriozalny przypadek opisał na swoim blogu jeden z prawników uniwersyteckich. Jego wpis zaś skomentował Pavel Hasenkopf, doradca prezydenta Vaclava Klausa, często występujący w imieniu głowy państwa w mediach. Nobliwy prawnik jednoznacznie poparł stanowisko młodej ekstremistki, dorzucając przy okazji parę własnych przemyśleń. „Jak ktoś, kto pochodzi z żydowskiej rodziny, kogo wszyscy krewni skończyli w obozach, może jako ekspert występować w sprawach o czyny karalne związane z werbalnym nazizmem?” – pytał retorycznie, kiedy dziennikarze zaczęli go wypytywać o szczegóły jego stanowiska. Na pytania, czy badanie czyjegokolwiek pochodzenia pod kątem żydowskich korzeni jest stosowne, rozkłada ręce: „A dlaczego nie? Nie rozumiem…”.
Dziś odpowiedzi na pytanie, czy żydowskie pochodzenie może być powodem odsunięcia biegłego od procesu sądowego, szuka sąd demokratycznej Republiki Czeskiej, a doradca prezydenta tego kraju publicznie dowodzi, że faktycznie pochodzenie ma tu znaczenie kluczowe.
Mazel w wyniku skandalu sam zrezygnował z funkcji eksperta i oświadczył, że od teraz będzie zarabiał na życie jako prywatny adwokat. Ekstremizmem zajmować się już nie chce, bo ma dość oglądania swojego nazwiska na stronach neonazistów, na obficie publikowanych listach „zdrajców narodu”. – To wielka strata dla naszego wymiaru sprawiedliwości – przekonuje współpracownik Mazela Pavel Uhl – nie mamy zbyt wielu takich specjalistów.
Mazel sławę zyskał kilka lat temu występując jako ekspert w dwóch głośnych procesach. W jednym grupa skinów, którzy w nocy podpalili mieszkanie romskiej rodziny, została skazana z niespotykaną dotąd surowością na kilkudziesięcioletnie wyroki więzienia. W drugim, na wniosek ministra spraw wewnętrznych, sąd zakazał działalności Partii Robotniczej (DS) – organizacji, która pod tą lewicową nazwą kryła zgromadzenie ogolonych na łyso pałkarzy, napadających na wietnamskich sklepikarzy i Romów. Ten drugi przypadek wrócił do Mazela rykoszetem, bo sieroty po DS, w tym Szlégrová, założyły szybko nową partię – wspomnianą DSSS.
Prezydent milczy
Sam prezydent Klaus do tej pory nie wypowiedział się w tej sprawie, ale też nikt nie oczekuje, żeby w jakikolwiek sposób choćby zdystansował się od Hasenkopfa. Nawet nie dlatego, żeby chciał flirtować z antysemityzmem – po prostu za jego prezydentury na Hradzie nie ma miejsca na przyjmowanie czy życzliwe rozpatrywanie krytyki z zewnątrz.
– Antysemityzm nie jest u nas ideologią, dzięki której można byłoby zyskać znaczące poparcie w społeczeństwie – mówi Pavel Uhl. A jednak prezydent Klaus w ciągu ostatnich dwóch lat z zacięciem bronił przed prasową krytyką innego ze swoich współpracowników, Ladislava Bátory. Ten znany działacz środowisk antyeuropejskich, dzięki wpływom ludzi z Hradu, został w ubiegłym roku wiceministrem edukacji. Protestowali przeciw temu dziennikarze oraz część polityków koalicji. Bátora znany był bowiem od dawna z wykładów i publicznych spotkań z publicznością ultraprawicową. Bez sukcesu kandydował do parlamentu z marginalnej Partii Narodowej, która propagowała m.in. wysiedlenie z kraju wszystkich Romów. Jego zatrudnienie w ministerstwie krytykował Komitet Helsiński i Amnesty International. Skandal wyszedł poza granice Czech: demonstranci przeciwni zatrudnianiu Bátory czekali na ministra edukacji przed bramą instytutu Jad Waszem podczas jego wizyty w Izraelu. Klausowi to wszystko w ogóle nie przeszkadzało, ba! raczej usztywniał stanowisko. W końcu jednak jesienią Bátora sam ustąpił ze stanowiska.
– Klaus za rok kończy urzędowanie. Chciałby zostać kimś w rodzaju przywódcy szeroko rozumianej prawicy, dlatego tak usilnie unika konfliktów ze środowiskami z tej strony sceny politycznej. Niestety, także z ekstremistami – tłumaczy Uhl.
Na razie ofiarą tych flirtów padł Michal Mazel. W ostatnich wypowiedziach prasowych nie krył bezradności i pytał, co niby miał robić: wyjaśniać, że zgodnie z prawdą nie ma żydowskich korzeni i jest stuprocentowym Czechem?