Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Świat

Bliżej Libii

Wywiad: Aleś Michalewicz o dyktaturze Łukaszenki

Bardzo chciałbym, żeby Łukaszenka oddał władzę choćby komuś ze swoich, tylko nie wierzę, że to zrobi - mówi Aleś Michalewicz. Bardzo chciałbym, żeby Łukaszenka oddał władzę choćby komuś ze swoich, tylko nie wierzę, że to zrobi - mówi Aleś Michalewicz. Filip Klimaszewski / Agencja Gazeta
Rozmowa z Alesiem Michalewiczem, opozycjonistą, byłym kandydatem w wyborach prezydenckich na Białorusi, o trwaniu Łukaszenki
Najbardziej liczącym się politykiem opozycji jest dziś uwięziony Andriej Sannikow, lider ruchu Europejska Białoruś.Vasily Fedosenko/Reuters/Forum Najbardziej liczącym się politykiem opozycji jest dziś uwięziony Andriej Sannikow, lider ruchu Europejska Białoruś.

Jagienka Wilczak: – Wszystko, co nastąpiło przez ostatni rok z okładem – represje, aresztowania – umocniło białoruską opozycję?
Aleś Michalewicz: – Nie, na jej zjednoczenie nie wpłynęło. Istnieje nadal wiele grup i partii, ale żadna z nich nie ma dostatecznie rozbudowanej struktury. To normalne w czasach dyktatury, bo strach przed działaniem narasta. Najbardziej liczącym się politykiem opozycji jest dziś Andriej Sannikow, lider ruchu Europejska Białoruś. Tyle że on jest teraz w kolonii karnej. Odsiaduje pięcioletni wyrok. Ostatnio wyciekły stamtąd informacje, że Sannikow był torturowany, grożono zabiciem jego dziecka i żony, dziennikarki Iriny Chalip. Jest przewożony z jednego więzienia do kolejnego, w strasznych warunkach, w wagonie, jakim przewozi się zwierzęta. Na prośby o jego zwolnienie reżim nie reaguje. I nigdy nie wiadomo, w jakim stanie człowiek wyjdzie z więzienia, co z nim tam zrobią.

A inna grupa otwarcie i wprost gra na Łukaszenkę. Werbowano przecież nie tylko mnie. Część opozycji odgrywa dziś rolę bardzo konstruktywną wobec prezydenta.

Chce pan powiedzieć, że ta część popiera obecny system?
Otwarcie może i nie popierają, ale proponują wstrzymanie masowych akcji. A takie inicjatywy pozbawiają opozycję możliwości oddziaływania na społeczeństwo. Jest też spór wokół wyborów do parlamentu: głosować czy nie.

Kolejna potężna fala młodej emigracji ruszyła na Zachód. Sytuację na Białorusi można porównywać raczej do sytuacji w Libii. Łukaszenka sam nie odejdzie. To jest twardy dyktator, nie zgodzi się ani na okrągły stół, ani żeby choćby podzielić się władzą.

A może nie ma kto do tego stołu usiąść, skoro opozycja jest słaba i niezorganizowana?
Bardzo chciałbym, żeby Łukaszenka oddał władzę choćby komuś ze swoich, tylko nie wierzę, że to zrobi. Jestem prawnikiem i politologiem, uważam, że obecny system nie poddaje się analizom. Zawsze mówię, że tu lepsza byłaby rozmowa z psychiatrą, bo wszystko dzieje się w głowie jednego człowieka. Nie działają żadne racjonalne modele. Na wszystko trzeba u nas patrzeć w kategoriach osobistych relacji, kogo się lubi, kogo nienawidzi. Co uważa się za przestępstwo, co nie. Bo jeżeli w oczach Łukaszenki Aleś Bialacki jest przestępcą, to nic tego nie zmieni i Bialacki będzie siedział w więzieniu. Naruszenie prawa nie ma tu nic do rzeczy. Andriej Sannikow i Mikałaj Statkiewicz siedzą z artykułu kodeksu karnego dotyczącego próby nielegalnego przejęcia władzy.

 

 

Nielegalnego? Przecież wystartowali w wyborach, które sam prezydent uważał za demokratyczne.
Ten artykuł kodeksu karnego, który w stosunku do nas wszystkich zastosowano, brzmi śmiesznie. Ale oskarżenie o zamach stanu najłatwiej było napisać.

Podpisał pan zobowiązanie do współpracy z KGB, a po wyjściu z więzienia o wszystkim opowiedział, także o torturach, jakie stosowano. I wyjechał pan z Białorusi. Wciąż się zastanawiam, jak to było możliwe, nie zabrali panu paszportu?
Odebrali, paszport wciąż leży w KGB. Ale miałem stary paszport, zawsze sobie stary zostawiam na wszelki wypadek. Tam nie było już miejsca na żadną wizę.

Więc w jaki sposób wyjechał pan do Czech?
Na Ukrainę nie potrzebujemy wizy, a w Kijowie, w obecności czeskiego konsula, oderwałem wizę amerykańską i w to miejsce otrzymałem wizę czeską. A potem samolotem poleciałem do Pragi i jestem bardzo wdzięczny Czechom, że mnie przyjęli. Pytano mnie, dlaczego nie wystąpiłem o polską wizę. To proste: nie wyobrażam sobie, że ktokolwiek w polskim konsulacie podjąłby decyzję i wstawił wizę w mój nieważny paszport. W małym kraju łatwiej załatwić takie rzeczy.

Wracając do Mińska, z czego, pana zdaniem, wynika ta zgoda na arbitralne decyzje jednego człowieka?
Wcześniej to był wzrost gospodarczy. Istniała umowa społeczna, jak się u nas mówi. Państwo i prezydent gwarantowali, że ludzie będą żyć coraz lepiej, a oni w zamian rezygnowali ze swych demokratycznych praw. Łukaszenka był więc akceptowany. Jaka to różnica, czy wybrało go 55 czy 85 proc. głosujących? Społeczeństwo obywatelskie nie stanowi większości w żadnym kraju. Zawsze to partyjna mniejszość decyduje, co leży w naszym interesie.

A z drugiej strony trzeba pamiętać, że lata 2000 to okres, w którym Białorusini kupili swój pierwszy samochód, 10-letniego Golfa. Za sowieckich czasów nawet nie mogli o tym marzyć. Po raz pierwszy kupili dobry telewizor, wyremontowali mieszkanie. Ludzie to doceniali. Daleko było do poziomu Europy Zachodniej, ale oni dopiero przenieśli się ze wsi do miast, dostali za darmo mieszkanie z ubikacją i ciepłą wodą. Trudno ich winić, że popierali Łukaszenkę. Ja jestem już trzecim pokoleniem, które wyjechało do miasta, moi dziadkowie zdobyli wyższe wykształcenie. Miałem własne mieszkanie i niemal pewne miejsce na studiach; bo jak rodzice pracują w Akademii Nauk, to dziecko indeks na uniwersytet ma już niemal w kieszeni. Zacząłem więc upominać się o coś więcej: o prawa człowieka, społeczeństwo obywatelskie. Ale robiłem to tylko dlatego, że nie musiałem myśleć, w jaki sposób przetrwać, a większość moich kolegów ze wsi patrzy na mnie jak na człowieka, który oczekuje zbyt wiele.

 

 

Dziś rosną szanse, żeby zaistniała demokracja?
Nie słyszę głosów, że życie w niezależnym państwie się nie opłaca, że nie przetrwamy bez węgla, ropy. To wielki sukces w tym do cna wynarodowionym kraju. Społeczeństwo jest dziś lepiej przygotowane do demokracji, do konkurencji elit. Więc szanse na zmiany rosną. Tylko – tu zwracam się do Zachodu – bardzo ważne jest wsparcie społeczeństwa obywatelskiego. Bo w przeciwnym razie jeden dyktator będzie obalany, a na jego miejsce pojawi się następny, podobny.

Aleś Bialacki, który jest w więzieniu, tym się właśnie zajmował – budował społeczeństwo obywatelskie. Kiedy ja siedziałem, moja żona miała pieniądze na adwokata, na utrzymanie rodziny, na paczkę dla mnie. A przecież – po zmianie władzy – partnerem dla Unii może być tylko społeczeństwo obywatelskie. Na to niepotrzebne są nawet jakieś wielkie pieniądze, ale muszą być rozsądnie wydawane.

Czy to nie był błąd, że konta opozycji założono imiennie na Bialackiego?

Białoruskie Centrum Praw Człowieka Wiasna było zdelegalizowane, więc wina nie leży po stronie Bialackiego, tylko po stronie Polski, która nie powinna była przekazywać informacji o tym koncie Łukaszence. Mnie również każdy policjant może dziś zatrzymać, bo jestem poszukiwany listem gończym [istotnie, Michalewicza zatrzymano na lotnisku Okęcie, zwolniono go po paru godzinach po interwencji MSZ – przyp. red.]. Miałem proces sądowy w Pradze, ale Czesi odmówili mojej ekstradycji. Ta decyzja nie skutkuje jednak automatycznie w innych państwach Unii.

A sytuacja gospodarcza nie sprawi, że trudno będzie tę władzę obronić?
Społeczeństwo białoruskie może jeszcze długo funkcjonować dzięki inflacji. Łukaszenka może drukować tyle pieniędzy, ile potrzebuje. I pewnie to robi, żeby wypłacać pensje. Nawet jak inflacja urośnie do 2000 proc., to i tak nikogo to nie będzie obchodzić. Ludzie chcą zmian, ale pytanie, czy się w to zaangażują. Czy zechcą ryzykować, siedzieć w więzieniu? Pytanie, jak z tego systemu przejść do następnego? Nam się już raz udało. Dzięki Stanisławowi Szuszkiewiczowi pochowaliśmy Związek Radziecki prawie bez ofiar. Dziś nie ma demokratycznych wyborów, a Łukaszenka w każdej sytuacji może ogłosić, że wygrał. Nic nie da się zrobić.

Łukaszenka długo pociągnie bez kredytów z zagranicy?
Jeśli nie dadzą ich Rosjanie, zrobią to Chiny. Białoruś staje się chińskim okrętem w środku Europy. Na tym polega geniusz Łukaszenki, że lawiruje z Chinami przeciw Rosji. Chińczycy mogą mu dać kredyt na fantastycznych warunkach, na 100 lat, zaledwie na 1 proc. rocznie i z pierwszą spłatą po 10 latach. W Mińsku powstaje już nawet chinatown, a większość delegacji, które przyjeżdżają, to wojskowi. Łatwo sobie wyobrazić, co w tej sytuacji myśli Rosja. Prezydent wybrał najgorszy wariant. Nie jestem prorosyjski, ale z Moskwą można się przynajmniej układać, a z Chinami?

Do tej pory Rosjanom Łukaszenka majątku państwowego nie sprzedawał. Teraz tak, Rosjanie przejęli władzę nad przesyłem gazowym. Jest jeszcze parę zakładów do sprzedania; potasowe, azotowe. Problem w tym, że nikt oprócz Rosji w to nie wejdzie.

Czy sankcje europejskie mogą coś zmienić?
Nic nie zmienią. Sankcje miałyby znaczenie tylko wtedy, gdyby ropy i produktów ropopochodnych nikt w Europie od Białorusi nie kupował. Ale kupują i będą kupować.

Czyli jeszcze poczekamy?
Na pewno poczekamy. Bardzo chciałbym umieć odpowiedzieć, kiedy i jak to się zmieni, ale dzisiaj chyba nikt tego nie wie.

Polityka 07.2012 (2846) z dnia 15.02.2012; Świat; s. 56
Oryginalny tytuł tekstu: "Bliżej Libii"
Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną