Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Pytania o suwerenność

Co dziś znaczy suwerenność

Retoryka suwerenności staje się szczególnie popularna. Jaki ma dzisiaj sens? Retoryka suwerenności staje się szczególnie popularna. Jaki ma dzisiaj sens? Mirosław Gryń / Polityka
Zastanawiająco wielu polityków w Polsce i w Europie mówi dziś o groźbie utraty suwerenności. Ale czy w świecie wielkich zależności państwa mogą być jeszcze w pełni suwerenne? I czy niepełna suwerenność oznacza utratę niepodległości?
Premier Viktor Orbán – reagując na unijne żądania zmiany niedawno uchwalonych węgierskich ustaw – powiedział, że Węgry nie będą kolonią i porównał unijne urzędy do sowieckiego aparatu władzy.Unia Europejska Premier Viktor Orbán – reagując na unijne żądania zmiany niedawno uchwalonych węgierskich ustaw – powiedział, że Węgry nie będą kolonią i porównał unijne urzędy do sowieckiego aparatu władzy.
Sejm jest reprezentacją suwerennego narodu, ale jego decyzję może obalić niewielkie grono sędziów Trybunału Konstytucyjnego. I tego wyroku Sejm nie może uchylić.Krzysztof Białoskórski/Kancelaria Sejmu RP Sejm jest reprezentacją suwerennego narodu, ale jego decyzję może obalić niewielkie grono sędziów Trybunału Konstytucyjnego. I tego wyroku Sejm nie może uchylić.

Między Węgrami i Unią doszło znowu do pyskówki. Premier Viktor Orbán – reagując na unijne żądania zmiany niedawno uchwalonych węgierskich ustaw – powiedział, że Węgry nie będą kolonią i porównał unijne urzędy do sowieckiego aparatu władzy. Grecy uważają unijną kontrolę swego budżetu za upokarzające łamanie praw narodowych. Przeciw ograniczaniu polskiej suwerenności (tym razem przez unijny pakt fiskalny) protestuje Jarosław Kaczyński. Jak można – pyta prezes PiS – „zrzec się suwerenności na rzecz nowych, niedemokratycznych instytucji międzynarodowych, które będą rościły sobie prawa do ustalania budżetu państwa, a więc wysokości podatków, płac i emerytur?”.

Sztandar suwerenności podnoszą ludzie z różnych grup. W dobie kryzysu, gdy naturalnym odruchem jest szukanie schronienia we własnych granicach, retoryka suwerenności staje się szczególnie popularna. Jaki ma dzisiaj sens?

Co oznacza suwerenność w XXI w.? W poszukiwaniu odpowiedzi warto cofnąć się o ponad 200 lat do Ameryki. Sam Benjamin Franklin, jeden z Ojców Stanów Zjednoczonych Ameryki, pisał w liście do Francji o projekcie konstytucji USA: „Jeśli się nam powiedzie, nie widzę powodu, dlaczego wy (Europejczycy) nie mielibyście spróbować utworzenia federacji wszystkich rozmaitych państw i królestw”. Franklin nie był pewien powodzenia, gdyż federaliści ścierali się z obrońcami suwerenności poszczególnych stanów czy raczej państw – zwróćmy uwagę, że state to po angielsku „państwo”.

Teksańczycy do dziś kolportują mylną informację, że ich Republika Teksasu była jedynym stanem, który przystąpił do Stanów Zjednoczonych jako suwerenne państwo. Właściwie wszystkie z Trzynastu Kolonii były niepodległe i suwerenne, zanim utworzyły federację w 1788 r. Oddawanie przez poszczególne stany (dawne kolonie) części uprawnień rządowi federalnemu szło niesłychanie opornie. I zadziwiające, jak ówczesne spory przypominają dzisiejsze kłótnie w Unii! Delegat Delaware, jednego z najmniejszych stanów, próbował montować przymierze małych i zalecał, by bacznie pilnować, jak zachowują się duzi, bo „na pewno będą zawierać koalicje, by połykać małe kraje poprzez przyłączanie, podział albo zubożenie ich”.

Suwerenność była w centrum wszystkich ówczesnych sporów. Jerzy Waszyngton tłumaczył na Konwencji w Filadelfii w 1787 r., że przyszły rząd federalny nie może zapewniać bezpieczeństwa wszystkim i równocześnie zagwarantować każdemu stanowi wszystkich suwerennych praw. Stany muszą poświęcić część swej suwerenności i trudno z góry o jej podział pomiędzy rząd centralny i stany – „bo to też zależy od sytuacji, zwyczajów i poszczególnych interesów”. Dziś widać jasno, że rezygnacja z suwerenności, której się tak bano, była pozorna.

Jednostka a państwo

Waszyngton, przekonując do federacji, powoływał się na przykład pojedynczego człowieka, który wchodząc do społeczeństwa musi oddać część swojej swobody. Wolny obywatel wcale nie jest panem swej woli. Podlega setkom norm Kodeksu cywilnego, rodzinnego, Kodeksu pracy, przepisom drogowym, sanitarnym, musi się poddawać egzaminom sprawdzającym jego kwalifikacje. Przykłady można mnożyć, większość uzna te ograniczenia za oczywiste.

Oczywiście porównanie państwa z jednostką kuleje. Przede wszystkim jednostka nie tworzy dla siebie praw, raczej im podlega. Państwo natomiast tworzy prawa. Jednak nawet i ono, choć suwerenne, podlega coraz to ciaśniejszym ramom. Popatrzmy, jak rozmaite atrybuty suwerenności państwowej zmieniły się w ciągu ostatniego półwiecza. Oto przykład najściślej związany z suwerennością, bo dotyczy obrony narodowej. Chodzi o broń jądrową. Ogromna większość suwerennych państw zawarła Układ o nierozprzestrzenianiu broni jądrowej (NPT), czyli dobrowolnie się jej wyrzekła, mimo że kilka wcale nie zamierza z niej zrezygnować. Polska też podpisała ten traktat. Można powiedzieć, że to przykład abstrakcyjny, nie miała środków na jej skonstruowanie. Ale są kraje, które mając pełne możliwości zrezygnowały, jak Szwecja i RPA. Uznały, że bez tej broni są bezpieczniejsze. Czyli dobrowolne osłabienie siły wojskowej może służyć suwerenności?

Parlament jako suweren

A konstytucja? Przynajmniej ustrój wewnętrzny możemy kształtować tak, jak chcemy! I w tym wyraża się nasza suwerenność. Zaraz. Tak jak chcemy? Węgrzy z Fideszu byli zdumieni listami, jakie w styczniu 2012 r. skierowała do nich Komisja UE i Rada Europy. Te organizacje międzynarodowe kwestionowały normy nowej węgierskiej konstytucji i ustaw: prawo do nominowania sędziów przez wysokiego urzędnika zależnego od prezydenta, kontrolę mediów, zależność banku centralnego od rządu, ograniczenie uprawnień Trybunału Konstytucyjnego, słowem – konstytucyjny ustrój suwerennego kraju! Decyzje jego parlamentu!

Przywykliśmy myśleć, że najważniejszy w państwie jest vox populi, wyrażany przez wybranych posłów. Ale parlament nie jest takim suwerenem jak dawniej. Wielu obywateli uczono – jeszcze wedle konstytucji PRL – że najwyższym organem władzy jest Sejm. W nowoczesnych konstytucjach, w tym i w naszej – nie ma takiego pojęcia jak „najwyższy organ państwa”. Władze – ustawodawcza, wykonawcza i sądownicza – nie są ustawione w żadnej hierarchii, nie jedna nad drugą. Są sobie równe w tym znaczeniu, że każda działa w granicach zakreślonych przez prawo.

Sejm jest reprezentacją suwerennego narodu, ale jego decyzję może obalić niewielkie grono sędziów Trybunału Konstytucyjnego. I tego wyroku Sejm nie może uchylić. Nawiasem mówiąc, prezydent Lech Kaczyński, chcąc wymusić lądowanie samolotu w Gruzji, posługiwał się wobec zwykłego oficera argumentem, „że jest najwyższym zwierzchnikiem sił zbrojnych”. Jest, ale w granicach prawa, które pole jego suwerennych decyzji zakreśla bardzo wąsko: w czasie pokoju prezydent sprawuje zwierzchnictwo za pośrednictwem ministra obrony.

Sam jestem suwerenny

Globalizacja objęła nie tylko handel, podróże czy dobra kultury, ale także wpłynęła na prawo i pojęcie suwerenności. Światowy autorytet w dziedzinie prawa Didier Maus mówi o globalizacji norm konstytucyjnych. Gdziekolwiek na świecie, pomijając dyktatury, pisze się nowe konstytucje, autorzy przeważnie naśladują sprawdzone normy, tu nikt się nie oburza na metodę kopiuj-wklej. Przynajmniej cztery elementy są uniwersalnie przyjmowane: wybory, podział władzy, podstawowe swobody obywatelskie i kontrola sądów konstytucyjnych. Ale podobieństwa sięgają dalej: dziś opinie sędziów trybunałów konstytucyjnych różnych krajów są zbieżne. Maus mówi nawet o dialogu sędziów. To właśnie ta wspólnota doprowadziła ostatnio do „ograniczenia suwerenności” Węgier.

Dziś tylko najsilniejsi dyktatorzy odpowiedzą na zarzut łamania praw człowieka: nie mieszajcie się do naszych wewnętrznych spraw. W stosunkach międzynarodowych zakres suwerenności zmienił się zasadniczo z uchwaleniem prawa do interwencji humanitarnej. Suweren państwowy nie ma prawa traktować własnej ludności, jak sobie chce, gdyż państwa trzecie mogą legalnie usunąć go siłą, jak to się stało w Libii. To przykład skrajny. Suwerenność państw zderza się ciągle z rewolucją praw człowieka, której symboliczny początek w świecie dała Deklaracja Praw Człowieka z 1948 r. Prawa te są tak rozległe, że gdyby były skrupulatnie przestrzegane, każdy mógłby powiedzieć: niepotrzebne mi suwerenne państwo, bo sam jestem suwerenny.

My, naród

W gospodarce suwerenność dawno już przeszła od pojedynczych krajów w niewidzialne ręce rynku. Pole wielkich zjawisk gospodarczych leży poza zasięgiem mechanizmów demokratycznych. Internet, sieci komórkowe, telewizyjne, transakcje giełdowe – słabsi muszą ustępować silniejszym i nikt się temu nie dziwi.

No, z wyjątkami. Prezes Kaczyński ubolewał, że Niemcy wykorzystywały swoją przewagę, sprzedając Grecji samochody, maszyny i urządzenia z wielkim zyskiem. Sugeruje, że w ten sposób, dzięki euro, Niemcy uszczupliły grecką suwerenność. Ale dzisiejszy dramat Grecji nie polega na braku narodowej, a zatem suwerennej waluty, ale na niedostatku konkurencyjnych towarów, które mogłaby sprzedawać na rynku międzynarodowym. Zadłużona w drachmach Grecja miałaby jeszcze gorszą sytuację. Suwerenność nie ma z tym nic wspólnego. Długoletnie życie ponad stan to nic innego jak przyzwolenie na utratę suwerenności.

Historycy analizujący XIX w. konstatują, że poczucie narodowe, akcentowanie suwerenności było w dużej mierze kreacją elit forsujących symbole, pieśni, poezję, sceny, pomniki i mity narodowe. Czy – tak jak dawniej w USA – można część tych suwerennych emocji przelać na naszą wspólną Unię Europejską? Próby budowania europejskiego demos są podejmowane: mamy wspólny parlament wybierany w wyborach bezpośrednich, w nim – działające ponadnarodowe partie polityczne. Ale to wszystko jeszcze słabiutkie.

Wciąż istnieje ważna emocja, ważna potrzeba wspólnoty plemiennej, wspólnoty losów, poczucie odrębności etnicznej. Mimo globalizacji duża część opinii publicznej każdego państwa przywiązuje ogromną wagę do symboli suwerenności, nawet jeśli sama suwerenność w XXI w. nabrała innych treści. Trzeba szanować wrażliwość takich obywateli i w żadnym razie nie lekceważyć ich godnościowej postawy. Znów odwołajmy się do historii pisania konstytucji Stanów Zjednoczonych. Część ówczesnych polityków była oburzona proponowaną inwokacją „We the People” (My, Naród), stanowiącą preambułę amerykańskiej konstytucji. Przecież zgromadzeni w Filadelfii delegaci powinni napisać: „We, the states” (my, państwa) – tłumaczyli oburzeni. Nie było jeszcze wówczas narodu amerykańskiego, powstał znacznie później. Czy – tak jak Amerykanie – powiemy kiedyś o Europie: „We the people”?

Polityka 13.2012 (2852) z dnia 28.03.2012; Ogląd i pogląd; s. 54
Oryginalny tytuł tekstu: "Pytania o suwerenność"
Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
O Polityce

Dzieje polskiej wsi. Zamów już dziś najnowszy Pomocnik Historyczny „Polityki”

Już 24 kwietnia trafi do sprzedaży najnowszy Pomocnik Historyczny „Dzieje polskiej wsi”.

Redakcja
16.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną