Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Świat

Klan Zbiga

Potężna rodzina Brzezińskich

Zbigniew z Emilie Benesz, nazywaną Muszką. Żona Brzezińskiego jest stryjeczną wnuczką prezydenta Czechosłowacji Edwarda Benesza. Zbigniew z Emilie Benesz, nazywaną Muszką. Żona Brzezińskiego jest stryjeczną wnuczką prezydenta Czechosłowacji Edwarda Benesza. Rex Features / EAST NEWS
Według teorii spiskowych jego rodzina rządzi światem.
Mika, najmłodsza z rodzeństwa Brzezińskich, jest dziennikarką telewizyjną. W jej programie w roli komentatora często gości jej ojciec.Jemal Countess/Getty Images/Getty Images/FPM Mika, najmłodsza z rodzeństwa Brzezińskich, jest dziennikarką telewizyjną. W jej programie w roli komentatora często gości jej ojciec.
Dwaj synowie Zbiga są aktywni w polityce, lecz stoją po przeciwnych stronach barykady Ian (na fot. pierwszy z lewej) jest republikaninem. Niewykluczone, że kiedy wygra Romney, Ian wejdzie do rządu.Boris Grdanoski/Reuters/Forum Dwaj synowie Zbiga są aktywni w polityce, lecz stoją po przeciwnych stronach barykady Ian (na fot. pierwszy z lewej) jest republikaninem. Niewykluczone, że kiedy wygra Romney, Ian wejdzie do rządu.
Mark, to demokrata. W trakcie poprzedniej batalii o Biały Dom pracował w sztabie Obamy, a dziś jest ambasadorem USA w Szwecji.AP/EAST NEWS Mark, to demokrata. W trakcie poprzedniej batalii o Biały Dom pracował w sztabie Obamy, a dziś jest ambasadorem USA w Szwecji.

[Artykuł Andrzeja Lubowskiego ukazał się w POLITYCE w maju 2012 roku]

W piękny majowy dzień siedzimy na lunchu w eleganckiej greckiej restauracji w centrum Waszyngtonu. Zbigniewa Brzezińskiego znają tu dobrze i nisko mu się kłaniają. Uporaliśmy się właśnie z risotto z truflami, gdy przez salę przebiega szmer poruszenia i męskie głowy jak na sznurku zwracają się w naszą stronę. W kierunku stolika, przy którym siedzimy w rogu sali, energicznym krokiem zmierza efektowna, szeroko uśmiechnięta blondynka na 15-centymetrowych obcasach. Brzeziński radośnie się z nią wita, przedstawia mnie, Mika wyciąga rękę z polskim „jak się masz”, zamienia z ojcem kilka zdań, po czym wybiega z restauracji.

Za moment wraca z Joe Scarboroughem, twórcą popularnego programu telewizji MSNBC „Morning Joe”. Scarborough, kiedyś gwiazda Partii Republikańskiej w Kongresie, prowadzi program razem z Miką. Joe taszczy prezent za szkłem: egzemplarz tygodnika „Life”, z opublikowaną 30 lat temu relacją Brzezińskiego z rodzinnej podróży po Chinach. Obdarowany jest wyraźnie rozbawiony, ale nie bardzo wie, co z ciężkim fantem począć, więc prosi, aby darczyńcy zawieźli prezent do jego domu w Wirginii. Tego samego wieczoru, przy domowej kolacji w McLean, Brzeziński opowie historię tamtej podróży.

Śladami Mao

Kilka miesięcy po tym, jak Brzeziński opuścił Biały Dom w ślad za prezydentem Carterem, odwiedził go chiński ambasador z zaproszeniem do Chin od Deng Xiaopinga dla całej rodziny. Deng znał rodzinę, bo w 1978 r., gdy przyjechał z pierwszą oficjalną wizytą do Ameryki, pierwszą kolację jadł w domu ówczesnego doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego. Do stołu podawały dzieci, menu było amerykańskie, ale gospodarz serwował rosyjską wódkę, prezent od sowieckiego ambasadora Dobrynina. Brzeziński przyjął zaproszenie władz chińskich i powiedział, że pomyśli nad trasą.

Chiński ambasador zjawił się wkrótce ponownie. Brzeziński powiedział, że chciałby pojechać fragmentem szlaku Wielkiego Marszu przewodniczącego Mao, u podnóża Himalajów. Strapiony ambasador wrócił po tygodniu z wiadomością, że to niemożliwe, bo obcokrajowcy nie mają wstępu na te tereny.

Odpowiedziałem tak, jak czasem reagują Chińczycy w negocjacjach, zbijając z pantałyku drugą stronę, czyli głośnym śmiechem – wspomina Brzeziński. – Jak to, zaprasza mnie lider wielkiego państwa, a od pana słyszę, że zabrania mi się gdzieś wstępu?

Zakłopotany ambasador wraca po tygodniu z wiadomością, że to oczywiście nieporozumienie, że dostojny gość może jechać, gdzie zechce, ale teren, jaki sobie wybrał, jest wyjątkowo niefortunny, bo trudny, nieprzyjazny, wymaga poruszania się jeepem, pozbawiony dobrych hoteli, wymagający długich wędrówek, często pod górę, i pełen komarów. – To wspaniale – odpowiedział Brzeziński. – Uwielbiamy jazdę jeepem, lubimy wspinaczki i nocleg w namiocie, a z komarami sobie poradzimy, bo przywieziemy spray. Minął kolejny tydzień i ambasador przekazał wiadomość, że życzenie Zbiga zostanie spełnione.

Podróż była fascynująca – wspomina profesor. Karawana białych w otoczeniu wojskowej ochrony budziła sensację u podnóża Himalajów. Na życzenie gościa pokazano mu miejsce batalii o Luding, które przeszło do historii komunistycznych Chin.

Później, w Pekinie, na spotkaniu z Dengiem Brzeziński opowiadał, że widział legendarne miejsce. Denga to wyraźnie rozbawiło. Zaczął wspominać dawne czasy, opowiadać, jak spał w jednym łóżku z Mao, i o tym, że zwycięstwo to właśnie czysta legenda, bo przeciwnikiem nie były wojska nacjonalistów, tylko lokalny watażka uzbrojony w muszkiety z połowy XIX w. Kilka lat temu, gdy Brzeziński był gościem chińskiego ministra obrony, na spotkaniu z generalicją dowódca armii ze wzruszeniem mówił o historycznym zwycięstwie. Brzeziński nie zdzierżył, po spotkaniu wziął go na stronę i podzielił się tym, co usłyszał od Denga. – Może nie powinienem – mówi.

Profesor ze strzelbą

Na kolację w McLean gospodarze zaprosili naszych wspólnych przyjaciół: Billa i Marię Smith. Bill to emerytowany generał lotnictwa, ciężko ranny w Korei, zrobił potem doktorat na Harvardzie, gdzie poznał Zbiga i Muszkę, żonę profesora. Podczas kryzysu kubańskiego był w Białym Domu łącznikiem między dowództwem wojsk a prezydentem Kennedym, co potem zaowocowało zaproszeniem od Fidela na wspominki w Hawanie. W końcu kariery wojskowej pełnił funkcję zastępcy dowódcy sił amerykańskich w Europie, stacjonując w Stuttgarcie, gdzie poznał i zaprzyjaźnił się z burmistrzem tego miasta, synem marszałka Rommla.

Maria, z pochodzenia Czeszka, dzieliła pokój w akademiku z Muszką, gdy studiowały na Weselley College pod Bostonem, potem także skończyła Harvard. Bill i Maria byli świadkami zalotów Zbiga do Muszki i zakupu jego pierwszego samochodu, który pucował godzinami. Znają się wszyscy od blisko 60 lat, spotykają regularnie, a jednak w czasie naszej majowej kolacji dowiedzieli się o sobie czegoś nowego. Zbig wspomniał, że niedawno widział się z Madame Jehat Sadat, wdową po prezydencie Egiptu Anwarze Sadacie. Bill i Maria dorzucili w tym momencie, że oboje byli naocznymi świadkami zamordowania Sadata. Bill stał kilka metrów za Sadatem, gdy padły strzały. Jego adiutant został ranny. Maria oglądała defiladę w osobnym pomieszczeniu z paniami Sadat i Mubarak.

 

 

Zbig był za niski

Tymczasem usiedliśmy do stołu. Brzeziński poluje, toteż główne danie stanowiła ustrzelona przez niego sarna i rukola z ogródka Muszki. Gospodarz nie bez tremy otworzył wino – podarunek od prezydenta Gruzji Saakaszwilego, ale zastrzegł się, że nie wie, czy jest dobre. Generał Smith zgłosił się na recenzenta. Początkowo nie wyrażał zachwytu, ale z czasem wino zaczęło nam smakować. Mowa była trochę o polityce, trochę o tenisie, ale głównie o rodzinach i rodzinnych pasjach. Zbig sporo podróżuje po świecie. Muszka za tym nie przepada. On codziennie przegląda w Internecie polską prasę. Ją mniej intryguje, co się dzieje w Czechach.

Emilie Benesz nazywano Muszką jeszcze w dzieciństwie i tak do niej mówią przyjaciele. A skąd Muszka? Emilie, Emiluszka, Miluszka, Muszka. Żona Brzezińskiego jest stryjeczną wnuczką Edwarda Benesza, prezydenta Czechosłowacji przed i po wojnie, ostatniego wybranego w wolnych wyborach, zanim komuniści doszli do władzy, i córką Bohusza Benesza, który przed przewrotem komunistycznym 1948 r. był konsulem generalnym Czechosłowacji w San Francisco. Pobrali się w 1955 r.

Kiedyś malowała, w ostatnich latach rzeźbi. Wystawia w Ameryce i za granicą. Niektóre z jej rzeźb są ogromne. Potrzeba do tego przestrzeni. I wielu narzędzi. Dom Brzezińskich, kilkanaście kilometrów od Waszyngtonu, jest dość skromny, choć wygodny, z kortem tenisowym, i na dużej, dwuhektarowej działce. Stoją na niej dwie wielkie szopy, które służą pani domu za pracownie. Trzeba sporo krzepy, aby za pomocą stalowych łańcuchów podnieść drzwi do obu studiów. Zeszłego lata Muszka pokazywała mi z dumą kolekcję pił elektrycznych.

To żona jest najsurowszym krytykiem Zbiga. Na początku ich znajomości, blisko 60 lat temu, próbowała swatać go ze swą przyjaciółką. Podobno uważała wówczas, że jest dla niej za niski. Zdanie szybko zmieniła. To ona przekonała Brzezińskiego, że skoro lubi i ceni gubernatora Cartera, to powinien zaangażować się w jego kampanię, co, jak wiadomo, okazało się dobrym pomysłem. Gdy zachęcam Zbiga do wspomnienia konkretnego wydarzenia, z góry mówi, że nie wie, czy Muszka pozwoli mu skończyć opowieść. Upomina go często, aby się streszczał. Jego, człowieka znanego ze zwięzłych analiz i wypowiedzi.

Brzezińskich cieszą oczywiście sukcesy dzieci, choć on ma mieszane uczucia, gdy słyszy: „patrzcie, ten gość to ojciec Miki”. Muszkę to bawi, uważa, że to zdrowe dla ego męża, który zresztą dość nieoczekiwanie przeżywa renesans sławy. Ostatnia jego książka „Strategic Vision”, która wyszła w Ameryce w styczniu i doczekała się już wielu przekładów (w Polsce ma wyjść późną jesienią), przez kilka tygodni plasowała się na liście bestsellerów, trafiła nawet na okładkę „New York Times Book Review”, co dla książki o geostrategii jest rzeczą niespotykaną. Od lutego do kwietnia Brzezińskiego było pełno w amerykańskich telewizjach.

Mnożą się zaproszenia od mediów, ale i od przywódców. Najczęściej z Chin, Japonii i Polski, choć w minionym roku spotkał się także z prezydentami Rosji i Turcji, a także byłym prezydentem Francji. Niedawno widział się z szykowanym na nowego prezydenta Chin Xi Jinpingiem. Relacje Brzeziński–Chiny mają specjalny charakter. Gdy przyjeżdża na zaproszenie armii, wita go kompania honorowa. W zeszłym roku, gdy do Waszyngtonu przyjechał chiński minister obrony z grupą generałów, zaprosił Zbiga na spotkanie w swoim hotelu. Sekretariat profesora dał prostą odpowiedź – z przyjemnością się spotkam, ale w moim biurze. Przyjechali.

Mika, Ian i Mark

Dwaj synowie Zbiga są aktywni w polityce, lecz stoją po przeciwnych stronach barykady. Starszy, Ian, to republikanin. Tuż po studiach pracował w administracji Reagana, był analitykiem w Radzie Bezpieczeństwa Narodowego. Na początku lat 90. jako wolontariusz doradzał rządowi Ukrainy. Potem pracował w Komisji Spraw Zagranicznych Senatu USA. Przez cztery lata, za prezydenta Busha seniora, był jednym z zastępców podsekretarza obrony do spraw Europy i NATO. Dziś jest członkiem Atlantic Council i ma własną firmę doradczą. Jeśli wygra Mitt Romney, czego Zbig Ameryce nie życzy, niewykluczone, że Ian wróci do rządu.

Młodszy syn, 47-letni Mark, to demokrata. Prawnik, z doktoratem z nauk politycznych z Oksfordu, był stypendystą Fulbrighta w Polsce, gdzie studiował nasz Trybunał Konstytucyjny. Biegle włada polskim. Pracował w firmie prawniczej, a potem przez dwa lata w Radzie Bezpieczeństwa Narodowego za rządów Clintona. Po zwycięstwie Busha wrócił do prywatnej praktyki. Był jakiś czas lobbystą, wykładał na Columbia University, gdzie jego ojciec prowadził kiedyś Instytut Badań nad Komunizmem. W trakcie poprzedniej batalii o Biały Dom Mark pracował w sztabie Obamy, a dziś jest ambasadorem USA w Szwecji.

 

 

Mika, najmłodsza i najsławniejsza, to liberał. Bliska ideowo Obamie, co stanowi przeciwwagę dla Joego Scarborougha. Ich program, „Morning Joe”, emitowany w dni powszednie od 6 do 9 rano, ma wysokie notowania. „The New York Times” napisał, że w porannym paśmie amerykańskiej telewizji nie ma niczego podobnego. Zdaniem „Associated Press” to „ważna pobudka dla liderów polityki i mediów”. „The New Yorker” natomiast twierdzi, że to także dobra rozrywka. Gospodarze programu dość często zapraszają Brzezińskiego, aby skomentował bieżące wydarzenia. Mika przestawia go zwykle: doradca prezydenta Cartera do spraw bezpieczeństwa narodowego, tata.

Mika kilka lat temu zaskarbiła sobie sympatię wielu widzów i szacunek kolegów, gdy na wizji odmówiła przeczytania trywialnej informacji na temat Paris Hilton, podarła kartkę z newsem, który miał otwierać program w dniu, gdy na świecie działy się rzeczy naprawdę ważne.

Później sławy amerykańskiego dziennikarstwa wynosiły ją za to pod niebiosa, podkreślając jej odwagę.

Sarnina to temat jednej z rodzinnych opowieści. Wiele lat temu na kolacji u Brzezińskich byli Averell Harriman, multimilioner, legenda Partii Demokratycznej, uczestnik konferencji w Teheranie i Jałcie u boku Roosevelta, sekretarz handlu w gabinecie Trumana, a potem gubernator Nowego Jorku. Towarzyszyła mu żona, piękna Pamela, wcześniej synowa Churchilla. Muszka podała sarninę. Pamela spytała, co to za mięso. „Z sarny, którą zabił przejeżdżający samochód” – odpowiedziała pani domu, która sama też potrafi ustrzelić zwierzynę. Pamela nie tknęła kolacji, a Brzezińscy do dziś śmieją się na wspomnienie tamtego wieczoru.

Brzezińscy rządzą światem

Poza długoletnim małżeństwem Brzezińskich łączy to, że oboje urodzili się w Europie, ale w krajach urodzenia spędzili niewiele czasu. Brzeziński w Polsce wszystkiego trzy lata, od siódmego do dziesiątego roku życia, gdy ojciec był konsulem generalnym w Charkowie w latach 1935–38. Wkrótce po urodzinach Zbiga rodzina wyjechała na placówkę do Francji, a potem do Niemiec, gdzie konsul Brzeziński wystawiał niemieckim i polskim Żydom dokumenty, które ratowały im życie. W 1938 r. został konsulem generalnym RP w Montrealu i tam Zbiga zastała wojna. Muszka urodziła się w Szwajcarii, gdy ojciec był na placówce, a w 1943 r., jako kilkunastoletnia dziewczynka, przyjechała do Ameryki.

Gdy dzieci były młodsze, przy rodzinnym stole synowie próbowali zaciekłych sporów politycznych, ale ojciec kategorycznie tego zabronił. Przy stole – bez polityki. Fakt, że synowie wylądowali w polityce, a córka ma z nią do czynienia na co dzień, dostarczył pożywki entuzjastom teorii spiskowych. To, że przez kilkadziesiąt lat nikogo tak nie cierpiano na Kremlu jak Brzezińskiego, można zrozumieć, choć odrobinę paranoją pachniały listy sowieckiego ambasadora Dobrynina do szefa sowieckiej dyplomacji Andrieja Gromyki, w których Brzezińskiego nazywano „Rasputinem reżimu Cartera” (samo określenie ukuł Gus Hall, przywódca komunistów w USA).

Gdy do polityki weszły jego dzieci, nonsensy przybrały nowe rozmiary. Światem zaczął rządzić już nie polski jastrząb, ale klan Brzezińskich. Internet zalały teorie, że Obama jest marionetką w ręku profesora i jego dzieci, których na tę okazję nawet przybyło. Architekt secesji Kosowa przygotowuje potajemnie Operację Barbarossa II przeciwko Moskwie, zresztą z pomocą swego syna Marka, który trzyma Obamę na krótkiej smyczy. A na smyczy samego profesora chodzi tylko Napoleon – owczarek alzacki, który pilnuje porządku w rodzinnym domu Brzezińskich.

Polityka 22.2012 (2860) z dnia 30.05.2012; Świat; s. 48
Oryginalny tytuł tekstu: "Klan Zbiga"
Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną