Parlament Europejski, przygotowując stanowisko przed unijnym szczytem pod koniec czerwca, po raz kolejny jasno opowiedział się za dużym budżetem, korzystnym dla Polski. Równocześnie europosłowie chcą zacząć uniezależniać wspólne wydatki od składek członkowskich poszczególnych państw. Apelują o własne źródła dochodów Unii takie jak podatek od transakcji finansowych i europejski VAT. Czy jednak przekonają szefów państw i rządów, którzy 28 czerwca zajmą się tym tematem?
Wszelkie nowe daniny są raczej mało popularne, zwłaszcza w okresie kryzysu, gdy i tak trzeba oszczędzać. Jednak z punktu widzenia Polski jakiekolwiek zwiększenie roli własnych wpływów Unii to bardzo dobry pomysł. System finansowania wspólnego budżetu jest dziś nie tylko niebywale anachroniczny, ale i bardzo skomplikowany. Płatnicy netto żądają olbrzymich cięć i chcą zmniejszyć swój wkład. Natomiast kraje takie jak Polska próbują wytargować dla siebie jak największe środki, przekonując o pozytywnym wpływie unijnych pieniędzy na rozwój całego kontynentu.
Gdyby Unia mogła bezpośrednio zbierać więcej pieniędzy, zamiast targować się nieustannie z państwami członkowskimi, zapewniłoby to większość stabilność i przewidywalność funduszom strukturalnym. Problem w tym, że trzeba znaleźć źródła takich dochodów. Ulubionym zwłaszcza przez Parlament Europejski przykładem jest podatek od transakcji finansowych, ale szanse na jego wejście w życie z powodu zaciętego oporu Wielkiej Brytanii pozostają minimalne. Z kolei wprowadzenie dodatkowego, europejskiego podatku VAT rozwścieczyłoby wielu unijnych obywateli, narzekających na i tak wysokie ceny.
Negocjacje nad nowymi ramami finansowymi, które zaczynają wkraczać w decydującą fazę, powinny dotyczyć nie tylko wielkości unijnego budżetu, ale też zmniejszania w nim udziału składek członkowskich. Niestety, będą one na tyle trudne i zacięte, że zapewne samo uzgodnienie ostatecznej kwoty wydatków zostanie uznane za wielki sukces. A o większej reformie wspólnej unijnej kasy będzie można zapomnieć na kolejne siedem lat.