Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Zczeszczeni

Polacy dojrzeli do świętowania

Z okazji meczu Polska-Czechy warto przyjrzeć się, jaki styl kibicowania i świętowania mają nasi południowi sąsiedzi - i co to nam mówi o nas samych.

Czeskie elity zwykły własne społeczeństwo krytykować za panujący tam materializm, brak idealizmu, przyziemność – wszystko to rzekomo paskudne cechy społeczeństw plebejskich. W latach 90. ze szczególną furią publicyści narzekali na potężne manifestacje czeskiego patriotyzmu przy okazji sukcesów sportowych, jak wicemistrzostwo Europy w 1996 r czy zwycięstwo hokeistów na Olimpiadzie w Nagano dwa lata później. Tych drugich po powrocie z Japonii na domowym ogródku częstował osobiście ugotowaną zupą sam pan prezydent Vaclav Havel w hokejowej koszulce - a przecież do szczególnie zagorzałych kibiców nigdy nie należał!

Feta na cześć zwycięzców zgromadziła wtedy w centrum Pragi tłum większy, niż za czasów Aksamitnej Rewolucji. I właśnie to czynienie ze sportowców narodowych świętych, czeską intelektualną elitę irytowało najbardziej. Diagnozę stawiano zwykle taką: ten sportowy patriotyzm to tak naprawdę atrapa, która ma zakryć kompletną pustkę panującą w czeskich duszach i brak jakichkolwiek wartości, choćby religijnych. W tym miejscu często jako przykład pozytywny podawano sąsiednią Polskę, gdzie katolicyzm wprawdzie jest powierzchowny, ale szczery. Karykatura z tamtego czasu prezentowała Czecha w narodowych barwach, klęczącego przed kapliczką z napisem „Święty Dominik”. A w kapliczce stał Dominik Haszek – znakomity czeski bramkarz hokejowy.

Dokładnie odwrotnie oceniali to wykształceni Polacy: w czeskim uwielbieniu sportowców widzieli tylko luz, czystą radość i dumę z narodowych sukcesów, ale bez religijnego zadęcia na najwyższym C. O praskiej fecie ku czci hokeistów Gazeta Wyborcza zrobiła wtedy czołówkę, w której czuć było zazdrość – nie tyle o sportowy sukces, co bardziej o to, że z takiego fajnego powodu w jednym miejscu zgromadziło się naraz tylu ludzi z narodowymi barwami. I to nie po to, żeby się modlić czy przepraszać za grzechy, ale żeby się cieszyć. Bo przecież już w latach 90. męczyły nas tłumy na papieskich mszach. Innych masowych zgromadzeń właściwie nie było. Taki styl patriotyzmu religijnego kulminował w 2005 r po śmierci Papieża, aby swoją quasi-religijną formę znaleźć dziś w mrocznych panichidach Solidarnych 2010 i rocznicach smoleńskich. To jednak już skrajność, karykatura tych znanych z przeszłości zgromadzeń narodowo-religijnych. Choćby po ich liczebności widać, że Polacy na to nie lecą.

To, co dzieje się od tygodnia na polskich ulicach, jest spełnieniem snów polskiego inteligenta, zapatrzonego z zazdrością w Czechy. Wreszcie Polacy jako społeczeństwo chcą, żeby było kolorowo, radośnie, pozytywnie. Fajnie. Chcą, żeby goście ich lubili i podziwiali. Bez nadymania narodowo-religijnego balona, święcenia ponurej przeszłości i rocznic krwawych masakr, obrażania się na cały świat – tylko po to, żeby być razem.

To nie jest tylko chwilowa atmosfera igrzysk, to prawdziwa, historyczna zmiana: Polacy po raz pierwszy bawią się tak, jak przystało na społeczeństwo mieszczańskie, dają się porwać plebejskiej rozrywce. I nie tylko się tego nie wstydzą, ale wręcz chcą być z tego dumni. Dokładnie tak, jak robią to mieszczańscy, plebejscy Czesi.  Najlepiej widać to chyba w najbardziej mieszczańskim z polskich miast – Poznaniu. Z okazji meczu Chorwacja – Włochy nawet ratuszowe koziołki wyszły w południe się trykać odziane w narodowe barwy tych drużyn, a centrum jest praktycznie okupowane przez tłumy Irlandczyków.

Jest sympatycznie i nie zmieniają tego nawet brutalne ataki na Rosjan pod Stadionem Narodowym. Wszak w 1996 r. po przegranym meczu o mistrzostwo Europy z Niemcami w Pradze też w kilku miejscach pobito niemieckich turystów, czasem dotkliwie. Nikt z powodu tych incydentów dumny nie był, ale też nikt nie rozdzierał szat, bo to się po prostu zdarza.

Tak świętują społeczeństwa egalitarne, z korzenia plebejskie, mieszczańskie – czyli demokratyczne. Cieszmy się!

Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną