Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Świat

Krajobraz po igrzyskach

Osiem lat po olimpiadzie Grecja szykuje się do zapalenia znicza przed londyńskimi igrzyskami w Olimpii. Osiem lat po olimpiadzie Grecja szykuje się do zapalenia znicza przed londyńskimi igrzyskami w Olimpii. Kokotron / Flickr CC by SA
Po co było budować ogromne stadiony, skoro wydanych pieniędzy i tak nikt nie odzyska? Czy Grecja miałaby dziś mniejsze kłopoty finansowe, gdyby nie zrujnowała się na Olimpiadę?
Artykuł pochodzi z 26 numeru tygodnika FORUM, w kioskach od 25 czerwca 2012 r.Polityka Artykuł pochodzi z 26 numeru tygodnika FORUM, w kioskach od 25 czerwca 2012 r.

W miękkim świetle greckiego regionu Attyki ateński kompleks olimpijski nie wygląda źle. Pod jego wielkimi stalowymi łukami widać kobiety i mężczyzn uprawiających jogging, sportowców wchodzących i wychodzących z różnych obiektów, ścigających się rowerzystów. Dokładnie tak to powinno wyglądać – można sobie pomyśleć – osiem lat po tym, gdy kolebka ruchu olimpijskiego, miasto, które wynalazło niegdyś to najwspanialsze widowisko na świecie, postanowiło znów zorganizować u siebie „wyśnione igrzyska”.

Po chwili zaczynamy jednak dostrzegać drobiazgi. Zegary wiszące w labiryncie korytarzy biurowego podziemia, w przebieralniach i na welodromie nie działają. Lampy mocno pordzewiały. Prawie wszędzie wyrastają chwasty, a ściany zdobi graffiti. Niektóre budynki wyraźnie się sypią pod łuszczącą się warstwą farby, a kilkadziesiąt większych budynków i setki mniejszych pawilonów stoją zamknięte za żelaznym ogrodzeniem. Najwyraźniej nie są użytkowane.

Za żelaznym płotem

W miarę jak słońce zachodzi za Akropol i światło przygasa, miejsce to z nieco opustoszałego zmienia się w dziwnie złowrogie. Osiem lat po olimpiadzie Grecja szykuje się do zapalenia znicza przed londyńskimi igrzyskami w Olimpii, parku olimpijskim, który swego czasu uważano za jeden z najbardziej uniwersalnych kompleksów sportowych w Europie. Nie będzie to niestety okazja do wspominania wspaniałej przeszłości, raczej chwila refleksji nad ekstrawaganckimi wydatkami, dewastacją i bezsilnością.

– Całkiem zaniedbali ten kompleks – mówi Dimitrios Dimitriou, urzędnik bankowy, który przyjechał tu z dziewięcioletnim synem na lekcję szermierki w jednym z pięciu ośrodków kompleksu. – Stadion główny jest w nieco lepszym stanie, bo korzystają z niego drużyny piłkarskie, ale gdy się rozejrzeć, wszystko gnije i rdzewieje. Toalety są brudne, prysznice śmierdzą i nie ma ciepłej wody. Mam wrażenie, że od lat tu nikt nie sprzątał. Dimitriou miał 28 lat, gdy Ateny gościły igrzyska olimpijskie w niespodziewanie wielkim stylu. Teraz mówi to, czego każdy Grek się obawia: Do dziś za to wszystko płacimy. To jedna z przyczyn bankructwa naszego kraju. I choć wolę o tym nie myśleć, on za to też będzie płacił – mówi, wskazując na synka.

Nikt nie wie, ile igrzyska kosztowały Grecję, choć wielu sądzi, że olimpiada odegrała znaczącą rolę w skumulowaniu długu, który spowodował finansowy upadek kraju.

Ile to kosztowało?

Szacunki bardzo się różnią, choć specjalna komisja parlamentarna podobno oceniła całość kosztów. Przedstawiciele socjalistycznej partii PASOK, której rząd nadzorował większość przygotowań, uważają, że koszt wyniósł sześć miliardów euro. Konserwatywna Nowa Demokracja twierdzi, że w grę wchodzi raczej dziesięć miliardów. Są też tacy ludzie jak Sofia Sakorafa, była posłanka PASOK i zawodniczka w rzucie oszczepem, która brała udział w dwóch olimpiadach i oblicza, że chodzi o sumę bliższą nawet 27 mld euro.

Spiros Kapralos, prezes greckiego komitetu olimpijskiego, mówi, że prawda leży gdzieś pośrodku. – Nie dałbym sobie za to głowy uciąć, ale myślę, że była to kwota ośmiu miliardów euro. Było sporo kreatywnej księgowości, a wiele obiektów wzniesiono w takim pośpiechu, że kosztowały o wiele więcej, niż powinny. Nie jestem z tego zadowolony.

OAKA, olimpijski kompleks sportowy, jest w kiepskim stanie, ale i tak lepszym niż Helleniko po drugiej stronie miasta. Tu infrastruktura jest nie tyle źle utrzymana, co właściwie zaczęła się już rozsypywać. Klimatyzatory i fragmenty paneli – najwyraźniej oderwane przez silny wiatr – leżą na ziemi, a niegdyś błyszczące domki dla sportowców wyglądają bardziej na zniszczone mieszkania komunalne niż na eleganckie osiedle, jakim dawniej były. Tutejszy stadion, zbudowany również w 2004 r. i używany przez krajową federację lekkoatletyczną, jest popękany, bieżnia zryta, siedzenia są połamane, a schody się wykruszają. – Warunki są tragiczne – mówi Kiriakos Chondrokukis, nauczyciel wychowania fizycznego, patrząc, jak się rozgrzewa jego syn Dimitris, rekordzista w skoku wzwyż. – Wydano mnóstwo pieniędzy i nie ma z tego żadnej korzyści. Zostały tylko puste skorupy. Niech pani sama zobaczy.

Restaurację otwarto tylko raz

To prawda. Kawałek dalej obiekty na światowym poziomie zieją niepokojącą pustką. Na skraju kompleksu, frontem do morza stoi wśród śmieci budynek restauracji, przeznaczony dla tysięcy zawodników i dygnitarzy, korzystających z obiektu. On najdotkliwiej przypomina o rozrzutności i marnotrawstwie. Przez zakurzone okna można dostrzec krzesła, niektóre jeszcze nierozpakowane, poustawiane jedne na drugich. Stoły tworzą piramidę pośród nieużywanego sprzętu kuchennego. – Podobno otwarto ją na godzinę, gdy premier Kostas Simitis odwiedził kompleks przed igrzyskami – mówi sportowiec, który nas oprowadza. – Nigdy więcej już nie otworzyła podwojów.

To nie koniec. W robotniczej dzielnicy Nikaja, na północ od portu w Pireusie, ośrodek dla ciężarowców nie był prawie w ogóle używany od czasu igrzysk, a przynajmniej nie do celów sportowych. Na północnych przedmieściach, w dzielnicy Galaci zbudowano w 2004 r. wielką halę na 8 000 miejsc dla pingpongistów i gimnastyków. Teraz stoi pusta. – To straszne – mówi Eleni Protonotariou z urzędu miasta. – Władze lokalne od lat próbują otworzyć ten obiekt dla ludzi, aby przynajmniej miejscowi sportowcy mieli gdzie trenować, ale nasze wysiłki stale idą na marne.

Dalej na północy wioska olimpijska, uważana w czasie igrzysk za najlepszy taki kompleks w dziejach, również straszy pustką. Osiedle reklamowane jako największy projekt miejskiej rewitalizacji w historii Aten, mogące pomieścić 10 tys. mieszkańców, dziś - zaniedbane i zaśmiecone - przedstawia smutny widok. Igrzyska olimpijskie odbyły się w nowożytnej Grecji dwa razy: w 1896 r. i osiem lat temu, pod hasłem „witamy w domu”. W sumie zbudowano lub zmodernizowano na tę okazję 36 obiektów.

Byliśmy pępkiem świata

Grecja jest jednym z najmniejszych krajów, goszczących igrzyska. Do dziś mówi się tu o 2004 r. jako o chwili chluby, wiary w przyszłość i optymizmu. Do dziś z politowaniem wspomina się ludzi, którzy nie wierzyli, że impreza dojdzie do skutku. – Przez chwilę byliśmy pępkiem świata. Ludzie wiedzieli, że jest takie miasto Ateny – mówi Dimitrios Evangelopoulos, trener greckich lekkoatletów. – I udało nam się zorganizować świetne igrzyska, wszyscy to mówią, ale straciliśmy mnóstwo pieniędzy. Jak na taki mały kraj, było zbyt wiele niepotrzebnej ekstrawagancji. Za dużo tradycyjnych stadionów, zamiast – idąc za przykładem Sydney – postawić na obiekty tymczasowe.

Dziś Grecji, jako bankruta, nie stać na utrzymanie tych obiektów. Greccy olimpijczycy, zdegustowani zaniedbaną infrastrukturą, wolą trenować na Cyprze. –Teraz nie da się ich używać, ani nawet utrzymać – mówi trener. – Stoją i powoli się rozpadają. To skandal, jakby ostatni wyjeżdżający po igrzyskach zgasili za sobą światło.

Evangelos Venizelos, obecny lider PASOK, wówczas odpowiedzialny za koordynację przygotowań do igrzysk, przyznaje, że władze „nie wykorzystały sukcesu”. – Powiedzmy, że nie było dobrej atmosfery wokół obiektów olimpijskich. Kapralos nie dyskutuje z tym stwierdzeniem. – Mamy teraz z nimi kłopot, ale igrzyska posłużyły jako bodziec do modernizacji infrastruktury miasta i całego kraju. Grecja żyje z turystów, a dzięki olimpiadzie Ateny mają nowe lotnisko, nowe obwodnice, nowe metro, nowe tramwaje, nowe elektrownie. Bardzo podniosła się jakość życia mieszkańców.

Trudno temu zaprzeczyć, lecz Kapralos, podobnie jak inni politycy, przyznaje, że nie było planu dalszego wykorzystania obiektów. Spiesząc się, by nie przekroczyć terminów, zapomniano o innych ważnych sprawach, takich jak strategia ekologiczna i myślenie naprzód. Nie wykonano też analiz opłacalności ani nawet podstawowego biznesplanu. Teraz się okazuje, że bardzo niewiele obiektów można komercyjnie wykorzystać. – Nikt w Grecji nie jest zainteresowany tenisem stołowym ani kajakarstwem – mówi Chondrokukis. – Grecja nie potrzebowała dużych stadionów. Bardziej przydałyby się małe lokalne stadiony na, powiedzmy, trzy tysiące osób. Co z olimpijską spuścizną? – A co my mamy? Nic! Żeby zostać sportowcem w tym kraju, trzeba być herosem z mitologii. Lepiej, żeby igrzysk nigdy w Grecji nie było.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną