Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Świat

Przekłuty balon, czyli o sztuce rządzenia

Antanas Mockus - filozof politykiem w Kolumbii

W wyborach prezydenckich dwa lata temu, gdzie Antanas Mockus startował jako kandydat Partii Zielonych, spodziewano się, że zbierze najwyżej kilka procent głosów, a zdobył jedną trzecią. W wyborach prezydenckich dwa lata temu, gdzie Antanas Mockus startował jako kandydat Partii Zielonych, spodziewano się, że zbierze najwyżej kilka procent głosów, a zdobył jedną trzecią. Eliana Aponte/Reuters / Forum
Jako dobry burmistrz Antanas Mockus w stroju superbohatera sprzątał ulice Bogoty. Jako matematyk szukał w statystykach lekarstwa na przemoc. Jako filozof pokazał nowy styl polityki. I cytował przy tym Miłosza.
Mockus podczas jednego z happeningów w Medellin.Raul ARBOLEDA/AFP/Forum Mockus podczas jednego z happeningów w Medellin.
W tym stroju sprzątał ulice Bogoty. Chciał w ten sposób pokazać ludziom, że wszystko zależy od nich.AFP/Forum W tym stroju sprzątał ulice Bogoty. Chciał w ten sposób pokazać ludziom, że wszystko zależy od nich.
Kampania w Cali przed drugą turą wyborów prezydenckich, 2010 r. Mockus miał wtedy szanse wygrać, ale popełnił masę błędów.Jaime Saldarriaga/Reuters/Forum Kampania w Cali przed drugą turą wyborów prezydenckich, 2010 r. Mockus miał wtedy szanse wygrać, ale popełnił masę błędów.
„Zielona” kampania Mockusa.Sergio Fajardo Valderrama/Flickr CC by 2.0 „Zielona” kampania Mockusa.

Mimowie, czyli filozof steruje ruchem

Któregoś ranka mieszkańcy Bogoty – zwykle bombardowani newsami o brutalnych zabójstwach, zamachach i wypadkach – zostali zaskoczeni przez kilkuosobowe grupki umalowanych mimów. Ci wyrastali w różnych punktach miasta przed rozpychającymi się w korkach samochodami i pokazywali kierowcom to białe, to czerwone kartki. Pomysł zaczerpnięty z reguł piłki nożnej, z istotną modyfikacją: czerwona kartka była, tak jak na meczu, naganą; biała – nagrodą fair play. W tym samym czasie inne grupy mimów odgrywały przed pieszymi ich zachowania na pasach – przechodzenie na czerwonym świetle, przebieganie w ostatniej chwili, tuż przed ruszającymi samochodami. Uświadamiali bogotańczykom, jak głupio ryzykują życie.

Tam gdzie ktoś zginął, malowali gwiazdy, żeby unaocznić ludziom straszne żniwo wypadków. Zdarzało się, że powstawały całe minigwiazdozbiory.

Edukowanie obywateli za pomocą happeningu wprowadził ówczesny burmistrz Bogoty Antanas Mockus, profesor matematyki i filozof, były rektor Uniwersytetu Narodowego.

Akty artystyczne wywołują emocje, których siła rażenia jest podobna do siły aktów terroru, tyle że skutki są pozytywne – tłumaczy po latach. Mockus zwolnił 3 tys. policjantów z drogówki, wielu skorumpowanych; pozostawionym i nowo przyjętym kazał uczyć się od mimów eksperymentalnych metod pracy. Prasa pisała, że burmistrz zwariował, lecz w krótkim czasie to jemu rzeczywistość przyznała rację: liczba zabitych w wypadkach w Bogocie zmniejszyła się o połowę. Obyczaj pokazywania sobie nawzajem białych i czerwonych kartek – kierowcy kierowcom, kierowcy pieszym i na odwrót – stał się na pewien czas popularną obywatelską zabawą.

Szabla Bolivara, czyli jak sztuka lud wyzwoli

Prekursorami uprawiania polityki poprzez sztukę happeningu byli w Kolumbii partyzanci miejscy z ruchu M-19. Wywodzili się z klasy średniej, inteligenckich domów, a zbuntowali się, gdy na początku lat 70. władza ukradła wybory.

Młodzi guerrilleros włamali się do domu-muzeum Simona Bolivara (XIX-wiecznego wyzwoliciela kilku krajów Ameryki Łacińskiej spod ucisku hiszpańskiej korony) i ukradli jego szablę. Dokonując kradzieży ogłosili: „Bolivarze, twoja szabla wraca do walki”. Czyli: walka o wyzwolenie ludów trwa, za wcześnie na złożenie szabli Wyzwoliciela w muzeum.

Dwudziestoparoletni Antanas Mockus, który właśnie wtedy wrócił z Francji, gdzie obronił dyplom z matematyki, był pod wrażeniem happeningu partyzantów. – To było jak akt przemocy, ale bez przemocy – wspomina. – Takie akty docierają znacznie głębiej niż słowa.

Gdy 20 lat później zostanie burmistrzem, wokół tego rodzaju aktów z pogranicza sztuki będzie przebudowywał sferę publiczną ośmiomilionowego miasta.

Zdarzało się, że już jako burmistrz podczas rozmaitych kampanii biegał po mieście przebrany w kostium Superobywatela, przypominający strój Supermana, i sprzątał zapuszczone ulice. Chciał w ten sposób pokazać ludziom, że wszystko zależy od nich. Każdy z was jako zaangażowany obywatel może zmieniać rzeczywistość. Jak Superman.

Innym razem, w Bogocie, która boryka się z niedostatkiem wody, Mockus postanowił dać przykład, jak ją oszczędzać. Telewizja nagrała jego poranną kąpiel: podczas namydlania się i szorowania zakręcał wodę, a odkręcał ponownie dopiero do spłukiwania. Zużycie wody w mieście zmniejszyło się o ponad jedną trzecią.

Początkowo wielu podejrzewało Mockusa o efekciarstwo, narcyzm, autopromocję. Z czasem nawet sceptycy przyznawali, że to idealista, któremu naprawdę o coś chodzi. – Był pierwszym politykiem w historii Kolumbii, który wygrał wybory prawie bez grosza na kampanię – mówi znany dziennikarz Daniel Coronell. – Nigdy nie zrobił niczego dla korzyści materialnych.

Mockusa dręczyły obsesje: uważał, że tradycyjna polityka polega na manipulowaniu ludźmi i osiąganiu korzyści materialnych. Odrzucał jedno i drugie. Nie chciał wikłać się w żadne dwuznaczne sytuacje, pragnął zachować wewnętrzną wolność.

Mieszka w sposób demonstracyjnie skromny. Pomalowany na biało piętrowy domek w dzielnicy niższej klasy średniej mógłby należeć do nauczycielki, kucharza, fryzjera. Skończył sześćdziesiątkę, lecz nie wygląda na swoje lata. Bujna czupryna, broda à la poeci romantyczni. Niedawno zdiagnozowano mu parkinsona, a on w imię przejrzystości nie czyni z tego sekretu (szczęśliwie objawów choroby na razie nie widać). Jest arcyuprzejmy, lecz nieco sztywny. Luzak, który biegał po ulicach w stroju Superobywatela, na wywiad we własnym domu ubrał się w garnitur i zawiązał krawat. Mówi powoli, często robi przerwy, dobiera uważnie słowa. Wywiad to też swego rodzaju happening.

W filmie dokumentalnym „Bogota Change”, który spopularyzował osiągnięcia Mockusa na świecie, jego ponad 80-letnia mama Nicole Sivickas wyznaje, że nie podoba jej się, że syn poszedł w politykę, bo politycy to łotry; w Kolumbii – łotry wielkiego kalibru. Przegania reporterów, którzy nie dają synowi spokoju. Właśnie wychodzi z domu i woła do syna. Po litewsku. Pani Sivickas jest rzeźbiarką, Antanas od dziecka obcował ze sztuką. To tłumaczy, jakim cudem sztuka zamieszała się w polityczne akcje burmistrza stolicy.

 

 

Rektor ściąga spodnie, czyli tyłek ma kolor pokoju

Dawniej marzył, żeby zostać pisarzem. Do dziś uwielbia rozprawiać o „Zbrodni i karze”, egzystencjalizmie Sartre’a, Kafce i Kunderze. Gdyby wyborcy i reporterzy nie pytali o politykę, najchętniej gadałby o pisarzach i filozofach. Jako nastolatek napisał nowelkę o dziewczynie, która się oszpeca, gdyż inni interesują się nią jedynie z powodu urody. Możliwe, że do wyboru nieliterackiej drogi przekonał go przewrotny dialog Czesława Miłosza z samym sobą. Pada w nim pytanie o sens poezji, która nie ratuje narodów ani ludzi. Czy nie staje się zatem wspólniczką kłamstw możnych? Możliwe, że to racjonalizacja po czasie, wymówka. Pociągała go idea prometejska – realizowana najpierw w nauce, później w polityce. Lubi jedną z tez Marksa o Feuerbachu: „Filozofowie opisują świat, a chodzi o to, żeby go zmienić”.

Rodzice Mockusa przybyli do Kolumbii z Litwy po II wojnie światowej. Przeżyli inwazję radziecką i niemiecką, jeden z dziadków został wywieziony na Syberię. Trauma wojenna zostawiła w mamie dziwaczny nawyk: zawsze ma w spiżarni zapasy na wypadek wojny – baniak pitnej wody i konserwy.

Korzenie Mockusa w dalekiej Europie Wschodniej nie budziły niechęci Kolumbijczyków, raczej ciekawość. Gdy wszedł do polityki, w kółko pytano go, co w nim jest z Litwina. Odpowiadał cytatami z Miłosza i zaraz dodawał, że kult ciężkiej pracy (rodzice opowiadali mu, że na Litwie trzeba było napracować się latem, żeby przeżyć długą zimę). Również upór.

Przykładem uporu w realizacji marzeń był ojciec Alfonsas – inżynier samouk, który ukończył korespondencyjnie dwa fakultety na uczelniach w USA. W latach 60. pracował przy projekcie na karaibskim wybrzeżu, w Cartagenie. Któregoś weekendu 14-letni Antanas nie doczekał się odwiedzin ojca – samolot, którym ów leciał do Bogoty, rozbił się tuż po starcie. Duchowym opiekunem stał się dla nastoletniego Antanasa były litewski dyplomata Stany Sirutis, pionier branży turystycznej w Kolumbii. Towarzyszył mu do swojej śmierci kilka lat temu, był wsparciem i busolą.

To on jako pierwszy udzielił mu reprymendy po słynnym wyskoku na uczelni: w czasie burzliwej jatki ze studentami poirytowany Mockus ściągnął spodnie i wypiął się na nich. Studenci buczeli, nie dawali dojść do głosu – uważał, że musi zrobić coś, co wybije wszystkich obecnych z rutynowych ról i zachowań. Gdy wybuchł narodowy skandal, Mockus odpowiadał w swoim stylu: – Cóż, studenci zobaczyli kolor pokoju: biały.

Oburzenie profesury i presja środowiska sprawiły, że opuścił stanowisko rektora. Ale dzięki gołemu tyłkowi Mockus odkrył w sobie odwagę cywilną i przetestował działanie za pomocą aktów niekonwencjonalnych. Narodził się wyjątkowy w skali światowej polityk performer.

Szklanką wody w twarz, czyli jak wykluczyć przemoc

16 lutego 1995 r., święto niepodległości Litwy: burmistrz Mockus płacze przed kamerami. Właśnie dowiedział się, że partyzanci FARC zastrzelili jego najbliższego przyjaciela, 42-letniego Vitasa Slotkusa. Nie chodziło o politykę: Slotkus zarządzał hodowlą bydła, a guerrilleros potrzebowali ukraść parę krów. Mockus odpowiedział serią happeningów przeciwko przemocy.

Gdy partyzanci słali pod jego adresem pogróżki, urządził symboliczny pogrzeb, w czasie którego złożył do trumny broń swoich ochroniarzy. Wystąpił w kamizelce kuloodpornej, w której wycięto otwór w kształcie serca, dokładnie tam, gdzie kamizelka miała je zasłaniać. Zażądał od przywódcy FARC Manuela Marulandy (dziś już nieżyjącego), żeby publicznie prosił bogotańczyków o przebaczenie.

Happening stał się częścią wielkiej kampanii przeciwko przemocy, która trwała niemal całą pierwszą kadencję rządów Mockusa. Kolumbia to kraj od kilku dekad rozdzierany przez wojnę domową, kartele narkotykowe, pospolitą przestępczość. W samej Bogocie ludzie zabijali się z byle powodu: żeby ukraść samochód, telefon komórkowy, parę tysięcy peso (kilka dolarów). Broń można było kupić wszędzie.

Mockus zwrócił się do obywateli, by znosili trzymaną w domach broń do urzędu, w nagrodę dostawali prezenty. Nawet dzieci przynosiły zabawkowe karabiny i pistolety, w zamian za które otrzymywały bardziej „pokojowe” zabawki.

Elementem kampanii były szczepionki przeciwko przemocy. Urząd miasta skrzykiwał zbiorowe happeningi, podczas których ludzie malowali podobizny osobistych wrogów na balonikach, a następnie je przekłuwali. Mockus namalował nauczyciela, który przed laty molestował go seksualnie.

Przyznaje, że są w nim pokłady agresji, ale stara się nad nimi panować. W swoim gabinecie powiesił worek bokserski, w który walił, ilekroć był wściekły – z napisem: „Tu wyładuj swoją złość, żeby myśleć jaśniej”. Kiedyś w czasie burzliwej debaty chlusnął szklanką wody w twarz adwersarza. Wyglądało to mało sympatycznie, ale w kontekście kraju, gdzie adwersarze porywają sobie nawzajem bliskich, strzelają, podkładają bomby, było niemal manifestacją walki non violence.

 

 

– Drogą do całkowitej eliminacji przemocy miało być jej stopniowe redukowanie – opowiadał jeden ze współpracowników burmistrza. Schodki redukcji wyglądają tak: lepiej uderzyć, niż strzelać; lepiej popchnąć, niż uderzyć; lepiej naubliżać, niż popychać; lepiej krzyknąć, niż naubliżać; lepiej rozmawiać, niż krzyczeć.

Z analizy statystyk Mockusowi wyszło, że początkiem wszelkiej przemocy jest ta domowa. Miasto uruchomiło telefon interwencyjny. Statystyki ukazywały, że najwięcej zabójstw dokonuje się między pierwszą a czwartą w nocy. Mockus wydał nakaz zamykania barów i restauracji o pierwszej. Chodził z zegarem po knajpach i przypominał właścicielom o nowym zarządzeniu. Akcja wywołała nagonkę środków przekazu: uznano, że to nic nie da i że ludzie będą się zabijać tuż przed i tuż po pierwszej. Tymczasem liczba zabójstw w nocy z piątku na sobotę zmniejszyła się z 38 do 18, a liczba śmiertelnych wypadków drogowych – z 16 do 4.

Żeby uczcić ten największy sukces swoich rządów, Mockus zorganizował happening na cmentarzu. Kilkaset osób położyło się w grobach i zaraz potem symbolicznie zmartwychwstało.

Rekontekstualizacja, czyli jak dojrzeć własny interes

Osiągnięcia dwóch kadencji Mockusa – jednej z lat 1995–97 i drugiej z lat 2001–03 – są imponujące. Liczba zabójstw w mieście zmniejszyła się o połowę (dzięki następcom zmniejszała się dalej). To przyciągnęło inwestorów. Wspólnie ze swoim następcą Enrique Penalosą doprowadzili prąd, bieżącą wodę i kanalizację do slumsów, a także zbudowali naziemne metro. Mockus przekonał 65 tys. najbogatszych obywateli do dobrowolnego opodatkowania się i przekazywania 10 proc. dochodów miastu – spory zastrzyk pieniędzy, bo mowa o milionerach.

Zredukował również liczbę wypadków drogowych o połowę, a ruch samochodowy o jedną piątą. Przyrost liczby aut, jak i budowa nowych nitek metrobusa sprawiły, że Bogota znowu jest koszmarem komunikacyjnym, ale tymczasowo. Gdy ruszą nowe trasy metrobusa, powinno być radykalnie lepiej. Mockus spopularyzował też jazdę na rowerze – sam sporo jeździ; szacuje się, że w Bogocie około pół miliona ludzi korzysta z tego środka komunikacji. Otworzył kilkanaście bibliotek publicznych, inwestował w rozbudowę setek przyosiedlowych parków rekreacyjnych, m.in. wywłaszczając gigantyczne obszary należące do Country Clubu bogotańskiej elity.

Na dalszą metę równie ważne, może ważniejsze, jest to, że zanegował dominującą w polityce latynoamerykańskiej tradycję wodzowską – caudillismo. Polityka w regionie obracała się zawsze wokół silnego człowieka – tak samo jest też dziś, w czasach postępów demokracji. Mockus robił politykę z aktywnym udziałem obywateli, jego „wariactwa” nie wypaliłyby bez ich udziału. W teoretycznych rozważaniach o polityce używa nieco pretensjonalnie brzmiącego pojęcia: rekontekstualizacja. Chodzi o to, że zbiorowe działania, doświadczenie wspólnych emocji pomagają obywatelom zobaczyć interesy własne i wspólnoty w inny sposób.

Dzięki zbiorowemu działaniu i przeżywaniu wydarzeń ludzie dostrzegają wspólnotę interesów tam, gdzie wcześniej widzieli konflikt – wykłada Mockus. – Starałem się udowodnić, że można prowadzić politykę, która buduje zaufanie między ludźmi oraz między ludźmi i władzą. Dopiero gdy rodzi się zaufanie, można mówić o sferze publicznej. Jej przeciwieństwem jest zagubienie jednostek, zamknięcie się każdego we własnym świecie, atomizacja społeczna, która sprzyja wodzom i manipulatorom.

Mockus próbował zrozumieć, jak zmienia się świat, i szukać nowych odpowiedzi. Uważa np., że kończy się era tradycyjnych mediów, a przez to tradycyjnej polityki. Że wolność obiegu informacji, myśli, wiedzy w sieci prowadzi do decentralizacji rozmaitych typów władzy; że pluralizm i demokracja podbijają nowe terytoria i zmiana ta wymaga nowych odpowiedzi. Czy je znalazł?

Przedostatnią batalią Mockusa była prezydentura Kolumbii – dwa lata temu. Wystartował jako kandydat Partii Zielonych, spodziewano się, że w „poważnej polityce” zbierze najwyżej kilka procent głosów, a zdobył jedną trzecią. Niektórzy sądzą, że Mockus miał nawet szanse wygrać, ale popełnił masę błędów. Włączył się do rozpędzonej kampanii za późno. Zrezygnował z happeningów i wygłaszał złote myśli niczym mędrzec – jak gdyby „poważnemu” politykowi nie uchodziło działać w taki sposób, jaki niegdyś przyniósł mu popularność.

Czy spróbuje rozegrać jeszcze jedną partię? Zapewne, o ile planów nie pokrzyżuje mu choroba. Może zresztą nie musi już niczego robić: stał się inspiracją dla kontestatorów i nowatorów w różnych zakątkach świata, idealistą, który pokazał, że daje się zmieniać rzeczywistość lepiej, niż robi to polityka tradycyjna.

Na razie władzę w kraju dzierży prawica; na dawnym podwórku w Bogocie – lewica. Burmistrzem został właśnie jeden z ekspartyzantów, którzy prawie 40 lat temu wykradli szablę Bolivara. Nawet Mockus by tego nie wymyślił.

Polityka 32-33.2012 (2870) z dnia 08.08.2012; Ludzie i Style; s. 120
Oryginalny tytuł tekstu: "Przekłuty balon, czyli o sztuce rządzenia"
Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną