Osoby czytające wydania polityki

„Polityka” - prezent, który cieszy cały rok.

Pierwszy miesiąc prenumeraty tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Dziury po rewolucji

Egipskiej Aleksandrii grozi zagłada

Aleksandryjski bulwar nadmorski. Aleksandryjski bulwar nadmorski. Peter Adams / Getty Images
W Aleksandrii rozgrywa się dramat. Deweloperzy w zastraszającym tempie niszczą wielowiekowe, przepiękne miasto – dziedzictwo Wschodu i Zachodu.
Zdemolowane wille czekają na wyburzenie.Piotr Kalwas/Polityka Zdemolowane wille czekają na wyburzenie.
Dla zdecydowanej większości Egipcjan stary dom, historyczny placyk czy XIX-wieczna willa to nie są zabytki. Zabytkiem jest piramida, zamek albo średniowieczny meczet.rizitis/Flickr CC by 2.0 Dla zdecydowanej większości Egipcjan stary dom, historyczny placyk czy XIX-wieczna willa to nie są zabytki. Zabytkiem jest piramida, zamek albo średniowieczny meczet.

Zazwyczaj na początku pojawia się kałuża. Powiększająca się z każdą godziną, zalewająca chodnik, rozlewająca się szerokim strumieniem po ulicy, pociągająca za sobą błoto i śmiecie. Potem następuje kilka dni ciszy. W tropikalnym upale zalana ulica szybko zaczyna śmierdzieć zgnilizną, sąsiedzi z domów obok narzekają, pomstują na smród i brud i kiwają głowami, bo tak naprawdę dobrze wiedzą, o co chodzi. Po kilku dniach, zazwyczaj wczesnym rankiem, mieszkańców okolicy zaczyna budzić miarowe walenie kilofów i narastający terkot pneumatycznych młotów.

Tak się burzy zabytki w egipskiej Aleksandrii.

Ta kałuża to woda tryskająca z uszkodzonych instalacji. Plan jest prawie zawsze taki sam: w nocy do opuszczonej kamienicy, willi, starego pałacyku po cichu wchodzi ekipa, która uszkadza rury z wodą. Budynek zaczyna tonąć w strumieniach. To jest pretekst dla dewelopera, aby jak najszybciej rozpocząć rozbiórkę domu, no bo przecież zagraża bezpieczeństwu. Nikt nie pyta o papiery, pozwolenia, nikt się takimi drobiazgami nie przejmuje. W porewolucyjnym Egipcie władze mają dużo ważniejszych spraw na głowie. Tak twierdzą.

Po dwóch–trzech dniach całodobowej ręcznej rozbiórki przyjeżdża koparka, spychacz, kilka ciężarówek po gruz i po zabytkowej, często ponadstuletniej willi czy kamienicy zostaje tylko dół.

Przepisów brak

Rewolucja egipska spowodowała mocne rozluźnienie prawa. Upadł reżim, który żelazną, brutalną ręką trzymał w karnym posłuchu społeczeństwo. Wszechmocna policja zniknęła z ulic egipskich miast i ze świadomości Egipcjan. Ludzie się cieszą, mają nareszcie zasłużenie i krwawo wywalczoną wolność.

Niestety, jak to zazwyczaj przy okazji przewrotów, z egipskiej rzeczywistości zniknęło też w znacznym stopniu prawo, a przede wszystkim jego egzekwowanie. W tym przypadku chodzi o samowolę budowlaną na niespotykaną wręcz skalę. I nie jest to też zapewne ewenement w skali światowej, ale w tym wypadku dotyczy miasta, które prawie całe jest zabytkiem. Już za Mubaraka mało kto się przejmował przepisami prawa budowlanego; deweloperzy niszczyli po cichu stare aleksandryjskie wille; wszystko można było załatwić – łapówką albo politycznymi znajomościami. Ale od stycznia 2011 r., kiedy zniknęła autorytarna władza, a nie ukształtowała się jeszcze nowa, deweloperzy ruszyli do ogromnego, zmasowanego ataku na Aleksandrię.

Aleksandria – niegdyś kosmopolityczne miasto, w którym razem żyli przedstawiciele kilkunastu narodów, tworząc unikatową kulturę, swoistą minicywilizację przesiąkniętą sztuką, filozofią, literaturą Europy i Bliskiego Wschodu – rozpada się dosłownie na oczach świata. I mało kto o tym mówi. Świat interesuje polityka, polityczno-społeczne zmiany w Egipcie, a nie niszczenie jego architektonicznego dziedzictwa. Nie stare domy.

Jak informuje Halim Nur al-Din, prezes Egipskiego Związku Architektów, w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy tylko w trzech dzielnicach Aleksandrii (Ruszdy, Kafr Abdu i Zizinia) wyburzono ponad sto bezcennych pereł aleksandryjskiej architektury. To dane szacunkowe i prawdopodobnie mocno zaniżone, bo wiele mniejszych zabytków (np. małych willi) burzonych jest po cichu, dosłownie z dnia na dzień. W skali całego miasta prawdopodobnie w ostatnich miesiącach wyburzono setki kamienic! To ogromna, przeszło pięciomilionowa metropolia, zanim ktokolwiek się zorientuje, że nie ma już tej czy innej willi albo klasycystycznego pałacyku i jego ogrodu, mija sporo czasu, a władz nikt nie informuje o rozbiórce.

W pierwszych dniach maja Egipski Związek Architektów na swojej internetowej stronie poinformował o zburzeniu jednej z najsłynniejszych zabytkowych kamienic aleksandryjskich – Villi Cicurel, przepięknej kamienicy należącej do Cicurelów – znanej rodziny egipskich Żydów, z której wywodził się m.in. filozof i muzyk Raymond Cicurel. Zbudowano ją w charakterystycznym dla starej Aleksandrii stylu, będącym zaskakującym, ale niezwykle wyważonym miszmaszem art déco, neoklasycyzmu, kubizmu i arabskiego orientalnego stylu.

Przez dekady Villa Cicurel była jednym z symboli tutejszej dawnej tolerancji i współistnienia wielu narodów i religii. Mieszkali w niej Żydzi, Grecy, Francuzi, Arabowie, Ormianie, Włosi. Potem, w latach 50., nacjonalista i komunista Naser wyrzucił wszystkich cudzoziemców z Egiptu i pozbawił obywatelstwa, bo – jak większość egipskich polityków – wszędzie widział szpiegów i dywersantów. I zaraz wszystko z miejsca zaczęło chylić się ku upadkowi. Trwało to przez dekady kolejnych dyktatorów, tak jak odpadały kolejne warstwy farby i tynku z Villi Cicurela, i tysięcy innych kamienic czy willi Aleksandrii. Wszystko, nieodnawiane, porzucone, zapomniane, powoli niszczało w upalnej, tropikalnej, przesiąkniętej słonym powietrzem wilgoci.

Ale dom Cicurelów jakoś stał. Zniszczony, zaniedbany, traktowany lekceważącym egipskim ma’alesz (nieważne), ale żył. Przypominał o pięknych dniach, o których ponad pół wieku temu śpiewał Abdel Halim Hafez – klasyk egipskiej piosenki.

Na razie po willi została bardzo głęboka dziura. Okoliczni mieszkańcy mówią, że ma tu stanąć mall handlowy. I nikogo w świecie to nie obchodzi.

Domy umierają

Kamienica Cicurelów była na liście zabytków, teoretycznie uaktualnianej co roku przez egipskiego ministra kultury. Teoretycznie. Jak zresztą większość praw i przepisów w Egipcie. Bo w styczniu 2012 r. sam premier Kamal Ganzuri osobiście usunął z listy zabytków dom Cicurelów. Nikt nie wie dlaczego. Może ogromna łapówka, może inne powody? – nie wiadomo. W Egipcie jawność polityczna ciągle jest w powijakach. Rządzący nie tłumaczą się ze swoich decyzji. Pan premier po prostu podpisał akt zgonu dla starego domu i tyle.

Architekci egipscy i nieliczni miłośnicy starej Aleksandrii, owszem, krzyczą. Ale nie za głośno. Boją się. Boją się nocnych telefonów, przebitych opon, podejrzanych osobników kręcących się pod ich domami. Deweloperzy tutaj to bezwzględna, powiązana ze skorumpowanymi politykami mafia. Mówi się, że jeżeli UNESCO i inne międzynarodowe organizacje nie zainterweniują, to zniszczenie prawie całej przedwojennej Aleksandrii jest tylko kwestią czasu.

Prawie całej, bo na nadmorskim bulwarze jest całkiem spory pas pięknie wyremontowanych, zabytkowych kamienic, wzbudzających zachwyt zagranicznych turystów. To tylko ułamek procentu starej aleksandryjskiej zabudowy. Tak na pokaz, dla świata. Zresztą wyremontowane są tylko fasady, w środku kamienic wszystko jest strasznie zaniedbane.

W dzielnicy Ibrahimijja na parterze niskiej kamienicy był do niedawna klub. Wieczorami dobiegały z niego dźwięki greckiej muzyki o wyraźnie arabskim charakterze. Stary klub starych aleksandryjskich Greków, nielicznych ocalałych z Naserowskich pogromów. Ocieniony poskręcanymi od starości i morskiego wiatru drzewami, z małym ogrodem, w którym jeszcze do niedawna spotykali się wiekowi Grecy, aby przy retzinie i buzuki wspominać dawne czasy. O tym klubie pisał aleksandryjczyk André Aciman w wydanej także w Polsce książce „Wyjście z Egiptu”.

Georgios – zasuszony od słońca i lat Grek – pokazuje dziś wyblakłe zdjęcia wnętrza nieistniejącego już klubu. Ściany pomalowane w niebieskie i białe pasy z greckimi zdjęciami i plakatami, drewniane krzesła i stoliki, staromodne stojaki wypełnione greckimi i arabskimi gazetami. Karafki z winem, talerzyki z pitą i tzatzikami, szisze z żarzącymi się węgielkami, tavli, ubrane na czarno roześmiane kobiety, faceci tańczący zorbę... Stare, aleksandryjskie zdjęcia...

Którejś nocy podjechał spychacz i kilka razy stuknął lemieszem w ściany klubu. Z pękniętych rur polała się woda.

Mohammed Adel Desuki – architekt, wielki miłośnik Aleksandrii i członek Alexandrian Architectural Heritage Conservation Committee, kilku greckich starców i tyluż Egipcjan urządziło następnego dnia przed klubem protest. Była nawet telewizja. Potem i tak zjawili się faceci z młotami i szybko było po wszystkim.

Mohammed Szahid, pisarz, a także wydawca periodyku o architekturze, mówi, że tak naprawdę stara Aleksandria nie jest ofiarą rewolucji, tylko dekad kolejnych dyktatur: – Nikt się tym nie zajmował. Władze ograniczały się do dbania o zabytki starożytnego Egiptu, bo przynosiły ogromne pieniądze z turystyki. O starej Aleksandrii myśleli tylko nieliczni entuzjaści. Domy sypały się od czasów Nasera. I prawda jest taka, że dzisiejsi deweloperzy często burzą coś, co już dawno nadawało się tylko do zburzenia.

Levi Pension, Chemmla, Gattegno, Villa Cohens, Simon-Artz House, Carnaval de Venice, Pontremoli, Rivoli, Salon Vert… pięknie, romantycznie brzmiące nazwy starych domów. Wszystkie te kamienice i wille już zniknęły. W kolejce stoją następne: klasycystyczna willa Filipa Tomasza Marinettiego – twórcy włoskiego futuryzmu, kamienica rodziny Demisa Roussosa, dom Georgesa Moustaki – starego sefardyjczyka, lingwisty, poety pieśniarza, dom surrealisty i kabalisty Edmonda Jabesa, kamienica Konstantina Kawafisa – wielkiego greckiego poety zakochanego w Aleksandrii, willa Lawrence’a Durrella – autora słynnego „Kwartetu aleksandryjskiego”, i mała stylowa willa, w której dawno, dawno temu podobno mieszkał, o ironio, sam Gamal Abdel Naser.

Dla zdecydowanej większości Egipcjan stary dom, historyczny placyk czy XIX-wieczna willa to nie są zabytki. Zabytkiem jest piramida, zamek albo średniowieczny meczet. Dom, willa, ogród czy park, bez względu na wiek i architektoniczne piękno, mają wartość czysto użytkową. To wynik odwiecznego braku edukacji w społeczeństwie, w którym od zarania tylko nieliczni mogą pozwolić sobie na zdobywanie wiedzy.

Dół. Koparka. Ma’alesz

W nadmorskiej dzielnicy Glym (stara nazwa Glymenopoulos), zaraz przy torach tramwajowych, stała piękna żółta willa we włoskim stylu, otoczona zapuszczonym, dzikim ogrodem. Już jej nie ma. Dół. Koparka. Ma’alesz. No, po prostu stary dom, o czym tu mówić. Ludzie wzruszali ramionami, opowiadając tę historię. To była Villa Assia Dagher – kolejna perła aleksandryjska należąca kiedyś do Assii Dagher – libańskiej aktorki i reżyserki, autorki wielu z najbardziej kultowych filmów egipskich z lat 30. i 40.

Ktoś nieopatrznie rzucił pomysł zorganizowania w willi muzeum artystki i zaraz potem pojawili się faceci z młotami. Woda popłynęła ulicą, kilka dni i po historii.

Polityka 36.2012 (2873) z dnia 05.09.2012; Ludzie i Style; s. 97
Oryginalny tytuł tekstu: "Dziury po rewolucji"
Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kultura

Mark Rothko w Paryżu. Mglisty twórca, który wykonał w swoim życiu kilka wolt

Przebojem ostatnich miesięcy jest ekspozycja Marka Rothki w paryskiej Fundacji Louis Vuitton, która spełnia przedśmiertne życzenie słynnego malarza.

Piotr Sarzyński
12.03.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną