Mimo tego więc, że blisko 70. proc Hiszpanów wykazuje całkowitą obojętność wobec korridy byki do telewizji wróciły. I to o godzinie 18.00, czyli w czasie kiedy wiele dzieci jeszcze nie śpi i wpatruje się w ekrany odbiorników. A przecież zakaz, który wprowadzili w 2006 r. Socjaliści, miał służyć temu, żeby najmłodsi nie oglądali „scen podczas których może być słychać lub widać cierpienia zwierząt.”
Walka o korridę w Hiszpanii toczy się od lat. Przeciwnicy uważają, że to nic innego jak torturowanie zwierząt i przejaw publicznego okrucieństwa, a dla zwolenników korrida jest dziedzictwem i wieloletnią tradycją, którą trzeba pielęgnować i promować jako kwintesencję hiszpańskości. Podział jest wyraźny nawet w rodzinie królewskiej: król Juan Carlos i jego córka Elena są zagorzałymi miłośnikami walk byków, natomiast królowa Sofia dystansuje się od tego typu widowisk.
Niestety na walkę między obrońcami praw zwierząt i obrońcami tradycji wpływa również polityka. A że Madryt organizowaniem korridy się nie interesuje, tylko zostawia ją w gestii regionalnych rządów, Katalonia w zeszłym roku przegłosowała całkowity zakaz korridy. Blisko rok temu jesienią znani matadorzy po raz ostatni wyszli w Barcelonie na arenę. Tyle że Katalończykom prawdopodobnie bardziej niż o zwierzęta chodziło o odróżnienie się od reszty Hiszpanii i zamanifestowanie swojej odrębności.
Teraz kiedy korrida wróciła do publicznej telewizji można ją oglądać również w Katalonii. Dziwne jest też to, że przy ponad 20 proc. bezrobociu i rozważaniu kolejnej prośby o wsparcie Hiszpanii z Unii Europejskiej premier Rajoy zajmuje się przywracaniem na ekrany telewizji walk byków. Czyżby było już aż tak źle, że trzeba wzmożonych igrzysk, bo nie ma chleba?