Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Świat

Nim zapuka sąsiad...

FoleyPod / Flickr CC by SA
Uważajcie na Rosję i Niemcy, nie liczcie na UE ani NATO i kupujcie broń, najlepiej od USA – George Friedman, szef prywatnej amerykańskiej wywiadowni Stratfor, udziela Polakom kilku cennych porad.
Artykuł pochodzi z  42 numeru tygodnika FORUM, w kioskach od 15 października 2012 r.Polityka Artykuł pochodzi z 42 numeru tygodnika FORUM, w kioskach od 15 października 2012 r.

W XVII w. Polska w sojuszu z Litwą była jedną z europejskich potęg. Rozciągała się od Bałtyku prawie po Morze Czarne, od zachodniej Ukrainy po prowincje germańskie. A jednak w roku 1795 przestała istnieć jako niepodległe państwo, podzielona między trzy wzrastające mocarstwa: Prusy, Rosję i Austrię. Niepodległości nie odzyskała aż po kres I wojny światowej. Odtworzona na mocy traktatu wersalskiego (1919), musiała walczyć o swoje istnienie z sowiecką Rosją. Najechana przez nazistowskie Niemcy w 1939 r., formalnie powróciła do państwowości w 1945 r., ale aż do roku 1989 pozostawała zdominowana przez Związek Radziecki.

Po takich lekcjach historii sprawę zachowania niepodległości i uniknięcia okupacji Polacy stawiają ponad wszystko inne – psychologicznie i praktycznie. Kwestie ekonomiczne, instytucjonalne i kulturowe są ważne, ale analiza sytuacji zawsze wraca do sedna. Narodowa strategia nieuchronnie jest podszyta strachem i desperacją.

Przeklęta geografia

Polska ma dwa strategiczne problemy. Pierwszy to geografia. Karpaty i Tatry dają nieco bezpieczeństwa od południa, ale wschód, zachód i południowy zachód to równina poprzecinana tylko rzekami, chroniącymi w ograniczonym stopniu. Tereny te stanowiły naturalną linię ataków wielkich mocarstw, w tym napoleońskiej Francji i nazistowskich Niemiec. W XVII w. Niemcy pozostawały rozdrobnione w Świętym Cesarstwie Rzymskim, podczas gdy Rosja dopiero kształtowała się jako spójna siła. Równina Północnoeuropejska dawała Polsce okazję, by się umacniać. Kraj był jednak wyjątkowo trudny do obrony, gdy przeciwnicy nadciągali z różnych kierunków. Pod koniec XVIII w., gdy było ich trzech, zadanie stało się niewykonalne.

Drugi strategiczny problem Polski to sąsiedztwo potężnych Niemiec i Rosji. Idealnym rozwiązaniem byłaby rola kraju buforowego o statusie respektowanym przez Berlin i Moskwę. Albo zawarcie z jednym z wielkich sąsiadów sojuszu obronnego – to jednak wyjątkowo trudne, bo uzależnienie od Rosji lub Niemiec naraża na wchłonięcie albo okupację. Wreszcie istnieje też trzecia opcja – znalezienie mocarstwa jako gwaranta polskich interesów.

To właśnie Polska zrobiła w latach 30., wiążąc się z Wielką Brytanią i Francją. Wady tej strategii są oczywiste. Po pierwsze przyjście z pomocą Polsce może nie leżeć w interesie gwaranta jej bezpieczeństwa. Po drugie w chwili zagrożenia może nie być możliwe. Wartość zewnętrznych gwarancji polega na odstraszaniu, a jeśli ono zawiedzie, na gotowości i zdolności do honorowania zobowiązań przez sojusznika.

Od 1991 r. Polska dążyła do jedynego w swoim rodzaju rozwiązania, niedostępnego wcześniej: członkostwa w wielonarodowych organizacjach, takich jak Unia Europejska czy NATO. Miało to zapewniać ochronę poza systemem bilateralnym, a co najważniejsze – włączać Niemcy i Polskę w tę samą strukturę polityczną. Pozornie to gwarancja bezpieczeństwa i usunięcie zagrożenia ze strony Niemiec. To rozwiązanie pozostawało całkiem skuteczne, gdy Rosja była słaba i skupiona na sobie. Polska historia uczy jednak, że nie można zakładać, iż Rosja pozostanie słaba czy łagodna po wieczne czasy. Jak wszystkie państwa, Polska musi w swojej strategii obstawiać najgorszy scenariusz.

 

 

Złudne gwarancje

Założenie, że NATO i UE to instytucje niezawodne, okazuje się problematyczne. Gdyby Rosja znów stała się agresywna, zdolności obronne NATO zależałyby bardziej od Amerykanów niż od Europejczyków. Istotą zimnej wojny była 40-letnia walka o wpływy na Równinie Środkowoeuropejskiej. Polska nie może liczyć, że Amerykanie byliby do tego gotowi ponownie, a przynajmniej nie w ramach NATO.

UE nie jest organizacją wojskową, to strefa wolnego handlu. Jako taka, jest cenna dla rozwoju gospodarczego Polski, ale zaangażowanie Niemiec w Unii budzi teraz wątpliwości. Wspólnota podlega wielkim napięciom, jej przyszłość jest niejasna. W najgorszym dla Polski scenariuszu Niemcy, nie chcąc już ponosić kosztów utrzymania UE, rozluźniają więzi z europejskim blokiem i zbliżają się gospodarczo do Rosji.

Oczywiście ścisłe związki z NATO i UE to dla Polski podstawowa opcja, ale możliwości NATO jako siły militarnej są niejasne, a nad Unią zbierają się chmury. To istota strategicznego problemu Warszawy. Odzyskawszy w XX w. niepodległość, Polska zabiegała o wielostronny sojusz dla ochrony przed Rosją i Niemcami. Stąd promowana przez marszałka Józefa Piłsudskiego koncepcja Międzymorza, porozumienia krajów środkowoeuropejskich od Bałtyku po Morze Czarne. Pomysł jednak nigdy nie chwycił, a żaden z wielostronnych sojuszy nie wystarczał, by rozwiązać problem.

Polska ma do wyboru trzy drogi. Pierwsza to dołożenie wszelkich starań, by utrzymać NATO i UE, oczywiście z zachowaniem członkostwa Niemiec. Na to Polska nie ma dość sił. Druga opcja to ułożenie stosunków z Niemcami lub Rosją tak, by zagwarantować swoje interesy. Oczywiście utrzymanie takiego statusu byłoby trudne. Trzeci wybór to oparcie się na mocarstwie, które zapewniałoby ochronę interesów Polski.

Obecnie takim mocarstwem są Stany Zjednoczone. Po doświadczeniach z krajami islamu USA zmierzają jednak w stronę bardziej zdystansowanego spojrzenia na świat, opartego na zasadzie równowagi sił. Nie oznacza to obojętności na wydarzenia w północnej Europie. Oczywiste jest, że wzrost znaczenia Rosji i jej potencjalny ekspansjonizm, zagrażający równowadze na kontynencie, nie byłby w interesie Waszyngtonu. Dojrzewając w roli globalnego mocarstwa USA – zamiast interweniować – pozwolą jednak raczej, by regionalna równowaga sił stabilizowała się w naturalny sposób, jeśli tylko zagrożenie będzie wydawać się możliwe do zażegnania.

W latach 30. Polska stawiała przede wszystkim na znalezienie gwaranta swojego bezpieczeństwa. Słusznie przyjmowała, że nie będzie w stanie sama obronić się przed Niemcami lub Sowietami, nie mówiąc już o jednoczesnym zagrożeniu z obu stron. Niezależnie od tego, jak zwiększałaby wydatki na zbrojenia, nie mogła przetrwać sama. Analiza sytuacji nie była błędna, ale nie uwzględniono w niej podstawowego czynnika w przypadku ewentualnego wsparcia z zewnątrz: czasu. Niezależnie od tego, czy chodziło o atak na zachodzie, czy o bezpośrednie działania w Polsce, przeprowadzenie ich zabrałoby więcej czasu, niż mogła go kupić w 1939 r. polska armia.

Czas na obronę

Obecnie z jednej strony upadek Polski przy odrodzeniu sił Rosji pozbawiałby USA decydującej zapory przeciw Moskwie na Równinie Północnoeuropejskiej. Z drugiej, udzielenie wsparcia jest nie do pomyślenia bez zapasu czasu. Zapewnienie sobie zdolności odstraszania lub wystarczającego opóźnienia rosyjskiego ataku, by Stanom Zjednoczonym – i ewentualnym europejskim sojusznikom – dać czas na ocenę sytuacji, planowanie i wreszcie działanie – musi być kluczowym elementem polskiej strategii.

Polska może nie bronić się w nieskończoność. Potrzebuje gwaranta mającego podobne interesy, a oprócz tego musi być w stanie prowadzić co najmniej kilkumiesięczne działania opóźniające. Wspólny rosyjsko-niemiecki atak byłby oczywiście niemożliwy do przetrwania (takie napaści z różnych stron nie były w polskiej historii wyjątkami). Nic się na to nie poradzi. Atakowi z jednej strony można się jednak oprzeć – i tu pojawia się kwestia gospodarki oraz woli narodowej. W ostatnich latach sytuacja gospodarcza Polski radykalnie się poprawiła, ale zbudowanie skutecznych sił wymaga czasu i pieniędzy. Polacy mają czas, ponieważ rosyjskie zagrożenie w tej chwili jest bardziej teoretyczne niż praktyczne, a gospodarka Polski jest w stanie podtrzymać ciężar gotowości do obrony.

Podstawową sprawą jest wola narodu. W XVIII w. upadek potęgi kraju w równym stopniu wiązał się z zagrożeniem płynącym z wielu stron, co z wewnętrznym rozłamem wśród arystokracji. W okresie międzywojennym wola oporu istniała, ale nie zawsze przekładała się na gotowość ponoszenia wydatków na armię. Wmawiano sobie, że sytuacja nie jest aż tak rozpaczliwa. Obecnie Polska woli wierzyć, że to Unia Europejska i NATO, a nie poszczególne państwa muszą zapewnić sobie narodowe bezpieczeństwo. Możliwe są pewne kroki dyplomatyczne. Zaangażowanie na Ukrainie i Białorusi jest rozsądne – oba państwa stanowią bufor zabezpieczający wschodnie granice Polski. Szanse na wygraną w pojedynku o te kraje z Rosją są małe, ale w kontekście szerszej strategii jest to logiczny manewr.

Polska łatwo może przyjąć strategię zakładającą stały sojusz z Niemcami oraz trwałą słabość i nieagresywność Rosji. Może to być słuszne, ale jest ryzykowne. Polacy wiedzą, jak zdumiewająco szybko Niemcy i Rosja mogą zmieniać swój ustrój i plany polityczne. Ostrożna strategia wymaga dwustronnych stosunków z USA opartych na zrozumieniu, że Stany Zjednoczone polegają na równowadze sił, a bezpośrednia interwencja to dla nich ostateczność. To oznacza, że Polska musi być w stanie opierać się agresji, kupując dość czasu na decyzje i działania USA. Stany Zjednoczone mogą zabezpieczyć Równinę Północnoeuropejską od zachodu i sprzymierzyć się z tamtejszymi mocarstwami. Obrona od wschodu wymaga od Polski siły, która nie będzie tania. Niechętnie wydaje się takie pieniądze, gdy zagrożenie może się nigdy nie zmaterializować.

 

Autor jest amerykańskim politologiem. Kieruje założonym przez siebie ośrodkiem analitycznym Stratfor (z siedzibą w Austin w Teksasie), zwanym „cieniem CIA”. W Polsce ukazały się jego książki „Następne 100 lat” i „Następna dekada”. Niedawno był gościem Europejskiego Forum Nowych Idei w Sopocie (26-28 września br.).

Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną