Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Świat

Kocie ruchy opozycji

Kreml rozgrywa rosyjską opozycję

Aleksiej Nawalny, bloger walczący z korupcją, w końcu wylądował w radzie nadzorczej Aerofłotu. Aleksiej Nawalny, bloger walczący z korupcją, w końcu wylądował w radzie nadzorczej Aerofłotu. AFP / EAST NEWS
Rok po oprotestowanych wyborach do Dumy opozycja urządziła stypę ku czci martwej rosyjskiej demokracji. Niewiele więcej potrafi zorganizować – Kreml po mistrzowsku ją rozgrywa.
Siergiej Mitrochin - szef partii Jabłoko protestuje przed rządowym budynkiem: „ Prawo o zgromadzeniach  - droga ku faszystowskiemu państwu. Faszyści za! Czekiści za!”EAST NEWS Siergiej Mitrochin - szef partii Jabłoko protestuje przed rządowym budynkiem: „ Prawo o zgromadzeniach - droga ku faszystowskiemu państwu. Faszyści za! Czekiści za!”

Wszystko wyszło jak na autentycznej ceremonii pożegnalnej. Składano wieńce, kwiaty, była symboliczna trumna, niektórzy sympatycy opozycji przyszli ubrani na czarno albo z żałobnymi opaskami na ramionach. Przestrzegano tylko, by ludzie nie stali zbyt blisko siebie, żeby policja nie uznała ich za nielegalne zgromadzenie i nie rozpędziła pałkami, jak to ma w zwyczaju.

Siergiej Mitrochin, przywódca liberalnej partii Jabłoko, której od 2003 r. nie ma w Dumie, 4 grudnia urządził stypę po wolnych wyborach w Rosji. Dlaczego właśnie 4 grudnia? Bo dokładnie rok temu, po zmanipulowanych przez prokremlowską Jedną Rosję wyborach parlamentarnych, na ulice Moskwy wyszły tysiące ludzi. Przez kilka miesięcy pachniało kolejną kolorową rewolucją albo nawet Rosyjską Wiosną, ale w końcu wszystko wróciło do normy. W marcu Władimir Putin po raz trzeci został prezydentem, po krótkiej zamianie na tym stanowisku z Dmitrijem Miedwiediewem. Opozycyjne protesty wygasły. – Dlatego przed siedzibą Centralnej Komisji Wyborczej urządzamy pożegnanie najważniejszej procedury w demokracji – wzdycha Mitrochin.

Skompromitowani i leniwi

Rok po wybuchu demokratycznych protestów sympatycy opozycji mają kaca. Choć w szczytowym momencie było ich na ulicach Moskwy 200 tys., to w żaden sposób nie wpłynęli na wynik marcowych wyborów prezydenckich ani na zmianę sytuacji w kraju. Obiecywane wiosną reformy polityczne, obniżenie progu wyborczego, ułatwienia w rejestracji partii politycznych, chwilowy pluralizm w państwowych telewizjach – wszystko to okazało się fikcją, zmyłką, by na chwilę uspokoić nastroje, uniknąć wybuchu społecznego i pozwolić Władimirowi Putinowi w spokoju wrócić na Kreml.

Choć władza działa w coraz mniej wyrafinowany sposób, wręcz prostacko, to trzeba przyznać, że rozegrała opozycję jak kocięta – mówi publicysta Iwan Prieobrażeński.

W antyputinowskim ruchu zabrakło nowych, wyrazistych liderów, klarownych i przekonujących programów, perspektywy sukcesu, a starzy politycy znani jeszcze z „demokratycznych” lat 90. okazali się całkowicie zgrani, skompromitowani i leniwi. Wielu z nich zamiast budować struktury czy organizować opór przed marcowymi wyborami prezydenckimi, wybrało zeszłej zimy wakacje w tropikach. – Tytanem pracy jest tylko Władimir Ryżkow, który dwoił się i troił, jeździł w regiony, mobilizował ludzi – mówi jego współpracownica, politolożka Jekatierina Kuzniecowa. – Ale w pojedynkę nie jest w stanie wiele zdziałać, choć udało mu się wprowadzić kilku deputowanych do regionalnych organów władzy.

Nowi liderzy, jak ekolożka Jewgienija Czyrikowa, okazali się zbyt niedoświadczeni w polityce, by móc na cokolwiek wpływać. Bloger i symbol walki z korupcją Aleksiej Nawalny został zastraszony aresztowaniem i procesem, a zarazem dostał intratne miejsce w radzie nadzorczej kontrolowanego w znacznym stopniu przez państwo Aerofłotu. Zaś najbardziej krewkich zadymiarzy ulicznych z opozycji, jak Ilję Jaszyna czy Siergieja Udalcowa, władze próbowały skompromitować, oskarżając ich o konszachty z zagranicznymi służbami specjalnymi.

Ostateczny cios zadał operacji punkowy zespół Pussy Riot, który odegrał antyputinowski hymn do Bogurodzicy w najważniejszej świątyni rosyjskiego prawosławia – soborze Chrystusa Zbawiciela. Dla wielu demokratycznie myślących Rosjan było to świętokradztwo, które raczej zniechęciło masy do sprzeciwu wobec rządów Putina. Kreml zresztą błyskawicznie postanowił zagrać na nucie obrońcy tradycji i prawosławia przed demoralizującymi wpływami zgniłego Zachodu, co wielu Rosjan przyjęło za dobrą monetę.

Moskwa to nie Rosja

Panuje marazm i nic nie wskazuje na to, by wkrótce coś miało się zmienić – mówi Prieobrażeński. Władza nie odpuszcza nawet niszowym działaczom. W jednym z politycznych klubów, tworzonych przez dziennikarzy oficjalnych mediów, próbowano po wakacjach poruszyć temat, kto mógłby zastąpić Dmitrija Miedwiediewa na stanowisku premiera. W Moskwie rozeszła się bowiem plotka, że Władimir Putin jest coraz bardziej niezadowolony ze swojego podopiecznego. Kreml się wściekł. Dyskusję odwołano, a organizatorom zagrożono, że następnym razem stracą pracę i wylądują na bruku z wilczym biletem. Władze za duże pieniądze zorganizowały także kilka kontrdyskusji, by zademonstrować jedność prezydenta z szefem rządu.

Wcześniej w miarę niezależne salony dyskusyjne mogły działać w sposób nieskrępowany nawet przy oficjalnych strukturach. Teraz pole swobody dramatycznie się zawęża. – Od kilku lat organizuję w Kałudze dni europejskie dla młodzieży – opowiada Jekatierina Kuzniecowa. To impreza niepolityczna, która ma przedstawić europejskie wartości, styl życia, przybliżyć Unię Europejską. – W tym roku lokalne władze powiedziały nam wprost, że impreza nie jest mile widziana w mieście, choć chcieliśmy ją przeprowadzić po raz ostatni.

A Kaługa jest stolicą formalnie modelowego obwodu, wytypowanego do współpracy z Europą. Mieści się tu dużo zachodnich fabryk, region nie jest odizolowany od świata. Zdaniem Kuzniecowej odwołanie niewinnej, proeuropejskiej imprezy w tym mieście pokazuje, dokąd zmierza Rosja.

Niektórzy socjologowie, jak Lew Gudkow z Centrum Lewady, pocieszają, że klasa średnia wciąż w Rosji rośnie, a liczba ludzi o sympatiach prodemokratycznych przekracza już 30 proc. społeczeństwa. Ale w życiu codziennym tego nie widać. Wielu z tych Rosjan, którzy wyszli zeszłej zimy na demonstracje – niektórzy po raz pierwszy w życiu, bo wcześniej generalnie popierali władze – żałuje dziś, że to zrobiło.

Po raz kolejny sprawdziło się także powiedzenie, że Rosja to nie Moskwa ani Petersburg, ale dość konserwatywna i nastawiona roszczeniowo wobec państwa prowincja. – 200, 300 km za Moskwą zaczyna się inna Rosja – tłumaczy prof. Natalia Zubarewicz z Niezależnego Instytutu Polityki Społecznej. – Tam ludzie nie żyją wartościami, ale koniecznością zaspokojenia podstawowych potrzeb bytowych. To, że głosują na władzę, nie jest przejawem ich głupoty, ale czystego pragmatyzmu. Władza doskonale zna te nastroje i właśnie do takich wyborców kieruje swoją ofertę. Opozycja tego zupełnie nie czuje.

Kreml ma więc zaplecze, a dopóki nie zabraknie ropy i gazu, a ceny na te surowce utrzymają się na obecnym poziomie, to spokojnie kupi poparcie większości mieszkańców. Kupi w sensie dosłownym. Bo rosyjska władza nie robi reform, nic nie zmienia, ale dzięki surowcowym zasobom realizuje swoje zobowiązania. I przeciętni ludzie na nią głosują z braku alternatywy. Pytanie brzmi – kiedy wygaśnie ta swego rodzaju umowa społeczna?

Putin obrażony na społeczeństwo

Na razie nic nie wskazuje na to, by system putinowski miał się wkrótce zawalić, ale o jego nieuchronnym, choć raczej powolnym, upadku przekonani są wszyscy, nawet otoczenie samego prezydenta. Problem w tym, że Putin nie bardzo chce słuchać swoich doradców, a oni nie są gotowi psuć mu dobrego samopoczucia.

Jedną z niewielu osób, próbujących przebić się do Putina z przesłaniem o prawdziwej sytuacji w kraju, jest jego bliski przyjaciel, były minister finansów Aleksiej Kudrin. Według ludzi znających kremlowskie zakamarki, Kudrin co dwa tygodnie spotyka się z Putinem i opowiada mu o nastrojach w kraju. Putin go słucha, ale nie słyszy. Jest obrażony na społeczeństwo, zwłaszcza na inteligencję i twórców. Uważa się za zbawcę, który dał Rosjanom stabilność i dobrobyt, a oni – zwłaszcza ci lepiej wykształceni – nie potrafią tego docenić.

Na tej fali coraz bardziej wpływowi stają się „siłowicy”, czyli ludzie z resortów siłowych – wojsko, policja czy służby specjalne. Oni proponują Putinowi proste rozwiązania: odciąć się od Zachodu, przestać się cackać z opozycją i pokazać, gdzie jest jej miejsce. I taki scenariusz jest realizowany w dzisiejszej Rosji. Służy temu przyjęcie trzech ustaw: o zachodnich agentach wpływu, zgromadzeniach publicznych oraz o informacji. Mają one ograniczyć demonstracje oraz przestrzec ludzi i organizacje pozarządowe przed kontaktami z Zachodem.

Następny etap – jak przewidują eksperci – będzie polegał na tym, że państwo i zaprzyjaźnione z państwem koncerny chętnie sypną kasę rosyjskim organizacjom pozarządowym, ale pod warunkiem, że te będą realizowały wyłącznie projekty neutralne politycznie.

Czyli wszystko posprzątane? Tylko na pozór. Protesty mogą odżyć w każdej chwili i pod dowolnym pretekstem, wystarczy jeden fałszywy ruch ze strony władz. W tej chwili próbują one łatać spadające poparcie antykorupcyjną kampanią godzącą w ludzi z urzędowych szczytów. Jej ofiarą padł m.in. szef (do niedawna) ministerstwa obrony Anatolij Sierdiukow oraz minister rolnictwa Jelena Skrynnik. Oskarżono ich o wyprowadzenie z kasy państwa setek milionów dolarów. Zarzuty najpewniej są prawdziwe. Ale tak się składa, że oboje – Serdiukow i Skrynnik – dali się wcześniej poznać jako zdolni menedżerowie, próbowali reformować podległe im resorty. Teraz oficjalnie zrobiono z nich wrogów publicznych.

Gliniane nogi

Podobne nadużycia można udowodnić pewnie i pozostałym członkom rosyjskiego rządu oraz urzędnikom z administracji prezydenta. Ale chodzi o rozgrywkę na szczytach władz i rozprowadzenie swoich. Reformatorzy związani z Miedwiediewem są w odwrocie, nacierają zaś przedstawiciele resortów siłowych i ludzie związani ze zbrojeniówką, jak wicepremier odpowiedzialny za ten sektor Dmitrij Rogozin. Tak się przypadkiem złożyło, że oprócz cynizmu i chciwości, cechujących każdego rosyjskiego urzędnika, ci nowi są jeszcze nacjonalistami. I to najpewniej do nich – z braku alternatywy – będzie należał decydujący głos w Rosji jutra.

Część najbardziej wpływowych i bogatych Rosjan, stanowiących rodzaj nieformalnego biura politycznego przy Putinie, jest coraz bardziej zmęczona tym, że obecna władza wyczerpuje swój mandat. I niewykluczone, że któregoś dnia wykorzystają niezadowolenie społeczne, by doprowadzić do zmian. Pytanie, czy sięgną po zaplecze demokratyczne, te 200 tys. ludzi, którzy rok temu wyszli na ulice Moskwy, czy raczej wykorzystają nacjonalistycznie nastawioną ciżbę z prowincji. Niestety obie te grupy nie potrafią ze sobą rozmawiać, wręcz nie mają punktów stycznych. Szansa, że zbudują między sobą mosty, jest minimalna. Nic dziwnego, że w tej sytuacji większość rozsądnych rozmówców w Rosji przyznaje, że perspektywy dla kraju są nie najlepsze.

A na razie władza wykańcza kolejnych rywali. Tego samego dnia, gdy Jabłoko ogłosiło chęć zorganizowania stypy po wolnych wyborach, Centralna Komisja Wyborcza oświadczyła, że jeszcze w tym roku przekaże Jabłoku ponad 70 mln rubli (7 mln zł) należnej dotacji, bo w zeszłorocznych wyborach partia ta przekroczyła próg 3 proc. W obozie opozycji znów zapanowała konsternacja. Czy Jabłoko to na pewno opozycja, czy tajni agenci Kremla? Tym bardziej że w przyszłym roku partia ma otrzymać ponad 400 mln rubli (40 mln zł) dotacji.

Ciekawe, jak Kreml poradzi sobie z innymi potencjalnymi rywalami. Czy wybierze przekupstwo, czy raczej przemoc. Jedyna nadzieja na zmiany w tym, że kiedyś rosyjskim władzom zabraknie pieniędzy, tak jak niegdyś przywódcom ZSRR.

Polityka 50.2012 (2887) z dnia 12.12.2012; Świat; s. 58
Oryginalny tytuł tekstu: "Kocie ruchy opozycji"
Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną