Wraz z każdą wielką rolą przeobraża się fizycznie, wokalnie, psychicznie. Jakiś czas temu wydawało mi się, że widzę go wszędzie. Był to złoty okres wypożyczalni wideo i wyjątkowo produktywny czas w jego karierze. Nigdy nie zapomnę niektórych jego ról: w „Ostatnim z wielkich” Elii Kazana, w „1900” u Bernarda Bertolucciego, w „Brazil”, „Królu komedii”, „New York, New York” i co najmniej tuzinie innych filmów, których nie będę wymieniać, by nie nadużywać cierpliwości czytelnika.
Forma De Niro nigdy nie spada. Co roku kreuje role, które świadczą o jego powadze, skupieniu, wyczuleniu na szczegóły; odznaczał się nimi od samego początku. Nie mówmy więc o „powrocie do formy” w filmie „Poradnik pozytywnego myślenia”. Aktor ma ją niemal cały czas. Najnowszy obraz, wyreżyserowany przez Davida O.
Russella na podstawie książki Matthew Quicka, jest jednak czymś szczególnym w jego karierze. De Niro daje w tej komedii szalony, zabawny i wzruszający koncert – wariację na temat postaci trudnego ojca. Jego bohater, Pat Solitano senior, przypomina, że De Niro, mistrz melancholijnej ciszy i milczącej groźby, potrafi też być rozgadanym aktorem komediowym.
Pańska rola w filmie „Poradnik pozytywnego myślenia” jest uważana za jedną z najlepszych od wielu lat i jest pan wymieniany wśród kandydatów do Oscara. Jak to się stało, że zagrał pan w tym filmie?
Robert De Niro: Od dawna mam kontakt z reżyserem Davidem O. Russellem, ale przedtem nigdy nie pracowaliśmy razem. Po tym, jak zrobił film „Fighter”, który uważam za znakomity, zaproponował mi rolę ojca i przyjąłem ją. Podoba mi się to, jak David zmienił tę postać w scenariuszu. W książce jest bardziej zamknięty i wściekły, nie ma zbyt wielu innych odcieni. W pewnym sensie David wywrócił go na lewą stronę – powstał impulsywny facet z obsesjami. Jego syn (w tej roli Bradley Cooper) też je ma, ale jest bardziej ekstremalny.
Pełna wersja artykułu dostępna w 51/52 numerze "Forum".