Najbardziej zaskoczeni są politycy, którzy stali się głównymi adresatami protestów dziesiątek, jeśli nie setek tysięcy ludzi, głównie kobiet, domagających się zaostrzenia kar dla gwałcicieli i osób dopuszczających się wszelkich form napaści na tle seksualnym. Co się stało, że jedna z całej masy równie albo jeszcze bardziej drastycznych tragedii, do jakich niemal codziennie dochodzi w Indiach, wywołała aż tak śmiertelne oburzenie?
Dola kobiet, zwłaszcza na północy subkontynentu indyjskiego, jest co najmniej trudna; w miejscach publicznych powszechne są akty, które na Zachodzie kwalifikuje się jako agresję na tle seksualnym. To zarazem jeden z najbardziej rozpowszechnionych stereotypów na temat Indii: powszechne przekonanie, że jest to patriarchalne społeczeństwo, w którym werbalna, fizyczna i seksualna przemoc wobec płci słabszej to chleb powszedni.
Tylko kara śmierci
Ktoś mógłby powiedzieć, że wydarzenie z połowy grudnia ub.r. tylko brutalnie potwierdza słuszność tej opinii. 23-letnia dziewczyna wraz z narzeczonym wsiedli do busa, który wzięli za prywatny pojazd transportu zbiorowego. Tuż po wejściu chłopak zorientował się, że coś jest nie tak, ale było już za późno. Najpierw sześciu mężczyzn skatowało jego, a potem zaczął się trwający blisko pół godziny koszmar „Amanant”, jak nazwały ją niektóre indyjskie media. W wyniku odniesionych obrażeń zmarła w szpitalu w Singapurze, narzeczony leży w szpitalu z poważnymi obrażeniami.
Pełna wersja artykułu dostępna w 1 numerze "Forum".