Wawrzyniec Smoczyński: – Kim jest szerpa?
Piotr Serafin: – W Himalajach?
Nie, w Unii.
Rola jest w zasadzie ta sama. Szerpa wspiera szefa rządu w wędrówce na szczyty europejskie. Dobra Rada Europejska to taka, na której premier nie ma kłopotów albo jest uprzedzony o tych, które mogą się pojawić. Moim zadaniem jest sprawić, by wędrówka na szczyt była w miarę komfortowa.
A kim jest kalkulator?
To kluczowy członek delegacji. Kalkulator odtwarza arkusze i algorytmy, którymi posługuje się Komisja Europejska lub szef Rady. Gdy na stole negocjacyjnym pojawia się nowa liczba, kalkulator musi policzyć, co z tego wyniknie dla jego kraju. W naszej ekipie mamy świetnych ludzi, którzy to robią. W ogóle kluczem do sukcesu negocjacyjnego jest solidny zespół, który rozumie budżet i potrafi liczyć. Czasem decyzje trzeba podejmować szybko, a to wymaga błyskawicznej oceny sytuacji.
Pan był pierwszym polskim kalkulatorem. Jest takie zdjęcie ze szczytu w Kopenhadze w 2002 r., na którym otacza pana połowa ówczesnego rządu. Dlaczego?
Prowadziliśmy wtedy negocjacje akcesyjne, to było tuż po spotkaniu premiera Millera z kanclerzem Schröderem. Niemcy zaoferowali przesunięcie miliarda euro z polityki spójności do funduszu, który mógł bezpośrednio zasilić nasz budżet. Moim zadaniem było wyliczyć, co z tego wyniknie dla Polski, o ile realnie spadnie składka do budżetu Unii. Na tamtym zdjęciu mam chyba świeży wydruk, wyliczenia robiłem zresztą na prywatnym komputerze. Z miliarda zostało 470 mln euro.
Ile miał pan lat?
29.