Jeśli w Turcji dominuje teraz jakiś nastrój społeczny, to jest nim duma. Kraj owiany niegdyś złą sławą „chorego człowieka znad Bosforu” stał się potęgą. Jego znaczenie polityczne rośnie, a gospodarka przeżywa boom. Tylko w dziedzinie kultury kraina kebabów odgrywa jeszcze podrzędną rolę. Aby zmienić tę sytuację, rząd planuje budowę Muzeum Cywilizacji. Gmach o powierzchni 25 tys. mkw. ma powstać w sercu stolicy. – Ankara z dumą będzie jego siedzibą – chełpi się minister kultury Ertugrul Günay. – Naszym marzeniem jest największe muzeum świata.
Czyż Azja Mniejsza nie kryje najwspanialszych ruin na całej kuli ziemskiej? Sami Turcy mają w tym jednak nikły udział. Ich przodkowie – lud Seldżuków – zaczęli podbijać te tereny dopiero w XI w., nadchodząc ze stepów Azji Środkowej. W 1453 r. upadł chrześcijański Konstantynopol (dzisiejszy Stambuł), ale już wcześniej Hetyci, Grecy, wschodni Rzymianie i Bizantyjczycy wznosili w tej okolicy ogromne pałace, klasztory i amfiteatry. Homer, Tales czy król Midas – wszyscy żyli po tej stronie Dardaneli. Gdy ster rządów przejęli nowi, islamscy władcy, dumna wcześniejsza historia popadła w zapomnienie. Palący namiętnie fajkę wodną kalifowie woleli dbać o własne interesy.
Inwestycje w historię
Inaczej jest we współczesnej Turcji: kraj otwiera się na swoje dziedzictwo. W ostatnich latach powstała dynamiczna służba starożytności. Rodzimi badacze prowadzą wykopaliska sanktuariów z epoki kamiennej, greckich teatrów czy najstarszych kościołów. Według dyrektorów najsłynniejszych muzeów i instytutów archeologicznych w Berlinie, Paryżu i Nowym Jorku Turcja zagroziła, że zabroni zagranicznym badaczom dostępu do wykopalisk i nie przedłuży im pozwoleń na poszukiwania, jeśli rządy ich krajów odmówią zwrotu dzieł sztuki, które – jak twierdzi Ankara – zostały bezprawnie wykopane z tureckiej ziemi. Turcy zagrozili także, że przestaną wypożyczać swoje skarby zagranicznym muzeom.
Fragment artykułu pochodzi z najnowszego 8 numeru tygodnika FORUM w kioskach od poniedziałku 25 lutego 2013 r.