Świat

Księga (rachunkowa) dżungli

Afryka: największy slums świata

materiały prasowe
Kenijska Kibera – czy to dzielnica potwornej, demoralizującej nędzy, czy inkubator przedsiębiorczości w skali mikro?

Grupa japońskich turystów osłania się parasolami przed promieniami słońca, przed błotem i szlamem chronią ich kalosze. Tu nie ma żartów. Przewodnik pokazuje im najprawdziwszą dżunglę – dżunglę z blachy, folii, dykty i kartonów. Nazwa Kibera oznacza „las”, ale nie rośnie tu ani jedno drzewo.

Woda jest najdroższa

„Witajcie w najbardziej przyjaznym slumsie świata!” – takim hasłem agencja Kibera Tours reklamuje wycieczki po słynnej dzielnicy nędzy w Nairobi. Tygodnik „Time” uznał ją za jedną z 10 największych atrakcji stolicy Kenii, umieszczając w zestawieniu między rezydencją Karen Blixen a elegancką kawiarnią Java House. Kibera bywa nazywana największym slumsem Afryki, czasem nawet największym slumsem świata. Z pewnością jest najbardziej medialnym. Poza setkami turystów odwiedzili ją także Barack Obama, Hillary Clinton, Gordon Brown i sekretarz generalny ONZ Ban Ki-Moon. Kibera wystąpiła też w docenionym przez krytyków i widzów filmie „Wierny ogrodnik”. Niewiele slumsów zrobiło równie błyskotliwą karierę.

Nie przekłada się to na rzetelną wiedzę o Kiberze. Zdumiewające są choćby rozbieżności w szacunkach liczby mieszkańców. Do niedawna eksperci z mającej siedzibę w stolicy Kenii agendy ONZ ds. osiedli ludzkich (UN-HABITAT) określali ją na ok. milion osób i tej wartości Kibera zawdzięcza miano największego slumsu Afryki. Wedle rządowego spisu ludności z 2009 r. jest jednak kilkukrotnie mniejsza i ma zaledwie 170 tys. mieszkańców. Stefano Marras, włoski socjolog i uczestnik projektu Map Kibera, którego celem jest sporządzenie pierwszej dokładnej mapy dzielnicy, twierdzi, że zamieszkuje ją około 250 tys. osób. Mimo medialnej wrzawy Kibera wciąż pozostaje miejscem zaskakująco słabo poznanym.

 

Fragment artykułu pochodzi z najnowszego 9 numeru tygodnika FORUM w kioskach od poniedziałku 4 marca 2013 r.

Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Między sobą żartują: „Jak poznać biegacza? Sam ci o tym powie”. To już cała subkultura

Strava zastąpiła mi Instagram – wyjaśnia Michał. – Wrzucam tam zdjęcia z biegania: jakiś widoczek, zdjęcie butów, zmęczona twarz, kawka po bieganiu, same istotne rzeczy.

Norbert Frątczak
12.01.2025
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną