Tych samych albo podobnych, których istnienie ujawnił i krytykował uciekinier, Edward Snowden, stojący dziś pod zarzutami bardzo poważnych przestępstw. Co więcej, prezydent konkretnie zapowiedział, że w wypadku podejrzeń o naruszenie swobód obywatelskich przez służby wywiadowcze, w badaniu sprawy będzie brał udział ktoś niezależny, mogący przeciwstawić się opinii rządu. Niby prezydent mówił, że swoją rewizję programów śledczych wdrażał zanim Snowden zbiegł do Rosji, jednak wyszło na to, że dopiero jego desperacki krok zmusił władze do publicznego przyznania, że programy nie chronią dostatecznie swobód obywatelskich i wymagają naprawy. Czyli, gdyby nie Snowden…
Obama zapowiedział tyle pięknych zmian oraz rewizji w programach i praktyce służb śledczych, że można aż podejrzewać, iż się ze Snowdenem zgadza. Ten - z tekstem prezydenckiego wystąpienia w ręku - powinien wrócić do USA i żądać tam publicznej rozprawy, konfrontującej to, co uczynił z tym, co prezydent zapowiada. I jeszcze prosić Obamę, by w sądzie był jego prawnikiem.
Prezydent na pewno by odmówił, bo Snowden dla niego nie jest patriotą. Prezydent rzeczywiście twierdzi, że jeśli Snodwen uważa, że czyni słusznie, powinien – jak każdy Amerykanin – stanąć sprzed sądem i bronić swej sprawy. Rzeczywiście: dlaczego zamiast ujawnić skandal w swoim kraju, w Kongresie albo w prasie – Snowden szukał pomocy za granicą i to w krajach, które nie grają z Ameryką w jednej drużynie? Czy zrobił tak, bo nikt w Ameryce nie stanąłby w jego obronie? Nigdzie na świecie, jak w USA, nie ma tak silnych organizacji obywatelskich, na przykład Human Rights Watch, które z taką ostrością krytykują władze własnego kraju. Czy Snowden nie miał zaufania do amerykańskiego wymiaru sprawiedliwości? A do jakiego ma zaufanie? W którym kraju sądy są lepsze? Ideałów nie ma nigdzie na świecie, jednak trudno niezależność amerykańskiego sądownictwa skwitować wzruszeniem ramion.
Powstaje pytanie, czy sądy naprawdę mogą się przeciwstawić stanowisku władzy wykonawczej. Weźmy niby drobną sprawę anulowania Snowdenowi paszportu. Nie znamy amerykańskich przepisów, jednak wygląda na to, że unieważnienie dokumentu nie było kontrolowane ani aprobowane przez jakikolwiek sąd.
W każdym razie prezydent wskazał drogę: zamiast wycieków poufnych informacji do prasy, które prowadzą do namiętnych, lecz zwykle dyletanckich dyskusji – trzeba „uporządkowanej i legalnej” debaty nad potrzebnymi reformami programów śledczych. Pięknie powiedział. Ale przyłączam się do sceptyków, stawiających złośliwe pytanie: jak można było prowadzić „uporządkowaną i legalną” dyskusję, jeśli rozgłaszanie o samym istnieniu takich programów było nielegalne?