Zupełnie przypadkowo 8 sierpnia, czyli dzień po odwołaniu przez Baracka Obamę wrześniowego spotkania z Władimirem Putinem (bo Rosja przygarnęła Edwarda Snowdena, zdrajcę państwowych sekretów USA), Kreml poinformował o telegramie, jaki prezydent Rosji wysłał do George’a W. Busha. Były prezydent USA przeszedł w ubiegłym tygodniu operację serca i Putin – w pełnych zażyłości słowach – życzył mu szybkiego powrotu do zdrowia. A, jak odnotowano, 4 sierpnia nie złożył Obamie nawet życzeń urodzinowych.
Bush i Putin, mimo uczuciowych dołków (wojna w Gruzji w 2008 r.), przypadli sobie do gustu. Z Obamą chemii nie ma. Podczas czerwcowego szczytu G8 w Irlandii Północnej kilka razy zaiskrzyło. Putin robił Obamie publiczne wykłady, a ten odwdzięczał się władcy Kremla lodowatym spojrzeniem. Poza geopolityczną otoczką relacje osobiste między rosyjskimi i amerykańskimi liderami miały zawsze duże znaczenie. Tajemnicą rangi państwowej pozostanie, ile litrów alkoholu wypili razem Bill Clinton i Borys Jelcyn (wskaźnikiem mógł być czasem kolor nosa Amerykanina), niemniej ówczesne relacje między oboma krajami układały się przyzwoicie, nawet podczas kryzysu na Bałkanach. Pozytywny kontakt byli w stanie nawiązać nawet politycy z tak różnych stajni, jak Ronald Reagan i Michaił Gorbaczow. Według ekspertów, powody dzisiejszych dąsów są prozaiczne: obie strony, a szczególnie Amerykanie, nie widzą specjalnej potrzeby naprawiania stosunków. Dla USA o wiele ważniejsze są kontakty z Chinami.