Tyle jenów wart był dług publiczny Japonii już kilka tygodni temu, dziś jest wyższy – wynika z opublikowanych właśnie w Tokio danych. 1 i 15 zer to (po polsku) biliard – nazwa dotychczas rzadko używana, ale w kryzysie liczby szybko się dewaluują. W tej dyscyplinie Japonia jest światowym rekordzistą i wyprzedza nawet Zimbabwe. Japoński dług publiczny dawno już przekroczył wartość 200 proc. PKB, czyli na jego spłatę trzeba by przeznaczyć równowartość wszystkich towarów i usług powstałych w Japonii przez dwa lata. Brzmi strasznie, ale np. słynny globalny dłużnik, Ameryka, choć ma dług na poziomie zaledwie 74 proc. PKB, to jego wartość przekroczyła już 16 bln dol. (w przeliczeniu na jeny to 1,5 biliarda). Większość amerykańskich wierzycieli jest jednak za granicą, co może być niebezpieczne w przypadku wahań cen walut. Natomiast Japonia zadłużyła się niemal wyłącznie wśród wierzycieli krajowych, więc nie ma się czego obawiać. Teoretycznie racja, ale nikt tej teorii nie sprawdzał przy zadłużeniu powyżej 200 proc. PKB.
Świeży wzrost japońskiego zadłużenia wiąże się z polityką gospodarczą premiera Shinzo Abe. Nominowany przez niego szef banku centralnego Haruhiko Kuroda na potęgę skupuje japońskie obligacje i w ten sposób pompuje nowe jeny na rynek. Wywołana w efekcie inflacja ma, według rządzących, pobudzić japońską gospodarkę, która stoi w miejscu od początku lat 90. Są już pewne symptomy ożywienia, ale przy obecnym tempie inflacji Japończycy powinni się już uczyć nowej liczby: następny w kolejce jest trylion, czyli 1 i 18 zer.