Nigdy jeszcze kult jednostki nie narodził się w Egipcie tak szybko jak teraz. Facebookowa strona sił zbrojnych ma 2,2 mln fanów. Dwa tygodnie temu pojawiło się na niej pozowane zdjęcie dowódcy sił zbrojnych gen. Abdela Fattaha al-Sisiego, z krótkim życiorysem. Natychmiast „polubiło” je 55 tys. osób. Wpis odpowiada na zapotrzebowanie: Egipcjanie, zawsze podatni na kult jednostki, znowu mają przywódcę, ojca i pana w jednej osobie. – To zbawca i bohater. Gdyby wystartował w wyborach prezydenckich, wygrałby w pierwszej turze – przewiduje Osama Murad, egipski ekonomista.
Sisi i religia
Sisiego-wodza – na własną zgubę – stworzyli Bracia Muzułmanie. Obalony przez wojsko 3 lipca prezydent Mohammad Mursi myślał prawdopodobnie, że jeśli na czele armii postawi znanego z religijności Sisiego, to przerwie 60-letnią historię prześladowania islamistów przez wojskowych. Ale Sisi to nie tyle głowa, co twarz egipskiej armii. Wojsko stanowi osobny system z odrębną mentalnością, która od jednostek nie zależy. To ono je reformuje – tak jak wyprodukowało Sisiego, generała przesiąkniętego wojskowym drylem i ludowym islamem.
Młody Sisi, jak tysiące niezbyt zamożnych chłopców z religijnych rodzin, wychował się w kulcie Gamala Abdela Nasera i egipskiej armii. Wierzył, że przepustkę do kariery da mu wojsko. Zachowało się jego wzruszające zdjęcie: mały chłopiec z naręczem kwiatów i wielką muchą pod brodą salutuje wielkiemu Naserowi, który wyciąga do dziecka rękę. Egipcjanie nie mają dziś wątpliwości, że mały Sisi został osobiście namaszczony przez wielkiego wodza.