Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Towarzysz wichrzyciel

Szef Greenpeace'u - pierwszy lewak świata

Naidoo zabierał głos we wszystkich ważnych debatach dotyczących biedy, głodu, praw człowieka, praw kobiet. Uczestniczył w dziesiątkach paneli z przywódcami państw i celebrytami – Bono, Bobem Geldofem, Richardem Bransonem. Naidoo zabierał głos we wszystkich ważnych debatach dotyczących biedy, głodu, praw człowieka, praw kobiet. Uczestniczył w dziesiątkach paneli z przywódcami państw i celebrytami – Bono, Bobem Geldofem, Richardem Bransonem. Ted Aljibe/AFP / EAST NEWS
Kumi Naidoo z RPA wyrósł na czele Greenpeace’u na pierwszego lewaka świata. Teraz chce iść do aresztu za kolegów aktywistów, których po akcji w Arktyce uwięzili Rosjanie.
Bukareszt - aktywiści palą znicze ku czci ofiar katastrofy nuklearnej w Fukuszimie.Bogdan Cristel/Reuters/Forum Bukareszt - aktywiści palą znicze ku czci ofiar katastrofy nuklearnej w Fukuszimie.
Berlin, protest przeciw GMO.Johannes Eisele/AFP/EAST NEWS Berlin, protest przeciw GMO.

Do zostania dyrektorem wykonawczym Greenpeace’u przekonała go córka. Był początek 2009 r., a Kumi Naidoo brał w RPA udział w głośnym strajku głodowym w geście solidarności z mieszkańcami Zimbabwe. Greenpeace złożył mu propozycję 19 dnia głodówki. Naidoo pił jedynie wodę i skrajnie osłabiony uznał, że nie ma siły na podejmowanie poważnych decyzji. – Moja rodzina została w Londynie i córka zobaczyła mnie gdzieś w BBC. Zadzwoniła i powiedziała, że wyglądam jak szkielet. Zabroniła mi udzielać jakichkolwiek wywiadów, kazała kończyć strajk, wracać do domu i zacząć pracować dla Greenpeace’u – mówi Naidoo. Wytrwał jednak do końca 21-dniowego postu, na pierwsze śniadanie po długiej przerwie wypił szklankę soku z buraków, następnie przeprowadził się do Amsterdamu, gdzie mieści się siedziba Greenpeace’u. Po czterech latach szefowania największej organizacji chroniącej środowisko naturalne przyznaje, że dzieci miewają czasami dobrą intuicję.

1.

Tej zabrakło w Greenpeasie w połowie września, gdy trzydziestka działaczy pojawiła się obok platformy wiertniczej Gazpromu. „Prirazłomnaja” stoi na Morzu Barentsa i jest regularnym celem protestów ekologów. W zeszłym roku w jej sąsiedztwie manifestował m.in. Naidoo. Podczas tamtej akcji aktywistom towarzyszył okręt rosyjskiej straży przybrzeżnej, a ochrona platformy użyła armatek wodnych i domagała się aresztowania protestujących. Skończyło się jednak bez poważnych incydentów.

Tym razem było inaczej. Statek Greenpeace’u „Arctic Sunrise” znów podpłynął w pobliże „Prirazłomnajej”, opuścił na wodę pontony, z których kilku załogantów zaczęło wspinać się na platformę. Straż przybrzeżna odpowiedziała seriami w powietrze z kałasznikowów, zatrzymała statek i odprowadziła go do portu w Murmańsku. Załoga trafiła do aresztu z zarzutami o piractwo, zagrożone w Rosji nawet 15-letnim pobytem w kolonii karnej.

Naidoo nie spodziewał się aż tak zdecydowanej reakcji Rosjan. – Gazprom twierdzi, że narażono bezpieczeństwo platformy – mówi Naidoo. Tylko jak nieuzbrojeni uczestnicy pokojowego protestu w dmuchanych łodziach mogą zagrozić obiektowi, który zimą, w skrajnie nieprzyjaznych warunkach, musi wytrzymać napór ogromnych mas lodu? Wystosował też list otwarty do Władimira Putina i zaoferował siebie jako gwarancję, że wypuszczeni z aresztu aktywiści wrócą do Rosji na proces. Nie dostał jeszcze odpowiedzi.

Platforma jest dopiero w fazie rozruchu i ma być rosyjskim przyczółkiem na morzach arktycznych, skąd Rosja zamierza w najbliższych dekadach czerpać gaz ziemny i ropę naftową. Po Moskwie krążą spekulacje, że Putin potraktował desant Greenpeace’u jako osobisty afront, bo zbiegł się z jego przemówieniem na konferencji państw arktycznych, zwołanej pod hasłem „Arktyka – terytorium dialogu”.

Wybryk na platformie doprowadził też do konfliktu dyplomatycznego Holandii i Rosji. Zatrzymanie rosyjskiego dyplomaty w Hadze podejrzewanego o maltretowanie swoich dzieci i pobicie przez nieznanych sprawców holenderskiego dyplomaty w Moskwie wskazują, jaki priorytet sprawie nadała Rosja. „Arctic Sunrise” pływa pod holenderską banderą i rząd Holandii w rozpoczynającym się właśnie w Hamburgu postępowaniu arbitrażowym domaga się zwrotu jednostki.

2.

Naidoo jest gotowy do wyjazdu do Rosji, ale nie wie nawet, czy uda mu się dostać wizę. Powinna zaprosić go jakaś instytucja, a zaproszenie musi być zatwierdzone przez rosyjski rząd. Jak sam twierdzi, nie boi się zostać zakładnikiem, bo dobrze zna rzeczywistość za kratami. W 2011 r. zatrzymała go obsługa szkockiej platformy firmy Cairn Energy, po czym przewieziono go do więzienia na Grenlandii, stamtąd do Kopenhagi i dopiero tam wypuszczono.

Znacznie lepiej zna areszty w RPA. Urodził się w Durbanie w 1965 r. Dorastał w brutalnym systemie apartheidu i pierwszy raz w działalność społeczną włączył się już w szkole średniej. – Jak masz 15 lat, to niewiele rozumiesz z tego, co się wokół ciebie dzieje. Wiedzieliśmy, że biali mają lepszą edukację, my żałosną, więc chcieliśmy tego, co mieli biali – mówi.

Jako lidera protestów relegowano go ze szkoły. W latach 80. był nękany przez policję, na mocy przepisów o stanie wyjątkowym trafiał za kraty z zarzutami podżegania do buntu. – Rządy często popełniają podobny błąd. Myślą, że represje przestraszą ludzi, ale czasem brutalność wzmaga siłę protestu, wyzwala pasję i poświęcenie dla sprawy. Tak się stało w moim przypadku – przyznaje po latach.

Na początku lat 90. Nelson Mandela pozostawał jeszcze w więzieniu na wyspie Robben, a młode pokolenie czarnych obywateli RPA czekało na przejęcie władzy. Część w kraju, część na uchodźstwie. Czarni z RPA mogli liczyć na zagraniczne stypendia i to dzięki nim Naidoo napisał doktorat w Oksfordzie z socjologii politycznej. W 1994 r., miesiąc po zwolnieniu Mandeli, Naidoo był już z powrotem w RPA.

W kraju popularny był wtedy dowcip, że skrót NGO (czyli organizacja pozarządowa) powinien być rozumiany jako „następny urzędnik rządowy” (next government official), bo po wygranych wyborach przez Afrykański Kongres Narodowy tak wielu działaczy społecznych zostawało urzędnikami i politykami. W czasie wyborów Naidoo był rzecznikiem państwowej komisji wyborczej, prowadził kursy objaśniające, na czym polega głosowanie. Zdecydował jednak trzymać się z dala od polityki w myśl zasady, że walka o wolność to jedno, a rywalizacja partyjna to coś kompletnie innego. Zajął się edukacją dorosłych, bo jednym z najgorszych dziedzictw apartheidu okazał się powszechny analfabetyzm czarnej większości.

RPA szybko stała się dla niego za ciasna, założył więc Światowy Sojusz na rzecz Uczestnictwa Obywateli, któremu szefował przez 10 lat do 2008 r., jednocześnie był szefem Globalnego Wezwania do Przeciwdziałania Biedzie. Te dwie organizacje o światowym zasięgu zapewniły mu popularność. Naidoo zabierał głos we wszystkich ważnych debatach dotyczących biedy, głodu, praw człowieka, praw kobiet. Uczestniczył w dziesiątkach paneli z przywódcami państw i celebrytami – Bono, Bobem Geldofem, Richardem Bransonem – angażującymi się w ograniczanie biedy. Został dyżurnym ekspertem BBC i innych wielkich telewizji informacyjnych do spraw Afryki. I choć ostrzega przed celebrokacją (demokracją, w której celebryci mają nieproporcjonalnie duże wpływy), sam stał się celebrytą, tyle że od walki o wspólne dobro.

Pomógł mu w tym talent retoryczny i łatwość głoszenia bezkompromisowych sądów. Gdy Dambisa Moyo, była ekonomistka Banku Światowego, opublikowała książkę „Dead Aid” („Martwa pomoc”) – w której wezwała do zaprzestania dotowania Afryki przez Zachód, bo wsparcie to jest nieskuteczne i przynosi więcej złego niż pożytku – Naidoo odpowiadał z pasją, że Afryka wcale nie jest biednym kontynentem – została ograbiona w wyniku niewolnictwa, kolonializmu, podczas zimnej wojny mocarstwa kopały ją jak piłkę futbolową. Więc teraz nie prosi o jałmużnę, ale domaga się wyrównania dawnych niesprawiedliwości.

3.

Greenpeace potrzebował kogoś takiego. Niektórzy postrzegają organizację jako część rządu światowego, inni – zwłaszcza rządy i korporacje – widzą w niej zagrożenie dla własnych interesów albo agenta niejasnych mocodawców. Swoimi akcjami protestacyjnymi przyciąga uwagę prasy, ale sprawia wrażenie, że to grupa lewicowych działaczy, która w imię dogmatycznej obrony środowiska sieje zamęt za pomocą miękkiego terroryzmu.

Zadaniem Naidoo, który na czele Greenpeace’u wyrasta na pierwszego lewaka świata, było powiązać ochronę środowiska, roślin, zwierząt i ekosystemów z potrzebami ludzi i udowodnić, że walka z biedą i sprawiedliwy sposób korzystania z zasobów mają wiele wspólnego. Zwłaszcza że najbiedniejsi najmocniej cierpią z powodu degradacji środowiska, na dodatek bieda się do niej przyczynia. – Mieszkaniec lasu deszczowego w Kongu mógłby zasilać dom z baterii słonecznej, ale albo go na nią nie stać, albo brak politycznej woli, by mu ją dostarczyć. Będzie więc ścinał drzewa, by mieć opał do gotowania – przekonuje.

Greenpeace pod kierownictwem Naidoo częściej współpracuje ze związkami zawodowymi, liderami religijnymi i innymi organizacjami pozarządowymi. Zręcznie łączy np. ochronę Arktyki z losem niedźwiedzi polarnych i 4 mln ludzi mieszkających w tym regionie. Podkreśla, że tamtejsze społeczności od wieków żyją w delikatnej równowadze z naturą, która jest teraz niszczona.

Naidoo nie stroni też od kontaktów z biznesem. „Hej, Kumi. Pijesz coca-colę?” – dopytywał jeden z internautów podczas pogawędki z użytkownikami sieci. Firma produkująca napój jest powszechnie oskarżana o niecne postępki, choćby o wycinanie lasów tropikalnych, stąd picie coca-coli bywa uważane za wątpliwe moralnie. Naidoo odpowiedział wymijająco (kiedyś pił dużo, teraz nie pozwala mu dentysta), ale od razu stwierdził, że jeśli koncerny chcą zrobić cokolwiek dobrego dla przyrody, Greenpeace musi im w tym pomagać. I dlatego zaangażował się w opracowanie nowych lodówek do napojów, które mają być bardziej oszczędne.

W Polsce praca dla organizacji pozarządowych kojarzona jest raczej z poświęceniem i zajęciem dla altruistów albo bogatych filantropów. Tymczasem na Zachodzie oferują one świetną ścieżkę kariery. Te o globalnym zasięgu mają spore budżety, licznych pracowników, w tym bardzo rozbudowane działy marketingu (które decydują o być albo nie być instytucji), są rozpoznawalnymi w świecie markami, a ich szefowie mają status równy szefom korporacji.

Stąd na forum ekonomicznym w Davos, dokąd na kilka zimowych dni przyjeżdżają wszyscy święci od polityki, wielkich pieniędzy i akcji społecznych, Kumi Naidoo jest rozchwytywany zarówno przez dziennikarzy, jak i biznesmenów. Przychodzą sami, bo wiedzą, że przychylność Greenpeace’u przekłada się na decyzje milionów klientów i zyski akcjonariuszy. To wielka siła i Greenpeace z niej skrzętnie korzysta.

4.

Naidoo nie ukrywa, że stoi na czele rewolucji, która ma przeprowadzić naszą cywilizację do tzw. zielonej gospodarki. Głosi, że zniesienie apartheidu, zakończenie segregacji rasowej w USA i prawa kobiet – nawet wzięte razem – to niewiele w porównaniu z obecną walką na śmierć i życie. Słowa „walka” używa nieprzypadkowo.

Według szefa Greenpeace’u, obecni przywódcy polityczni i biznesowi dobrze wiedzą, że przynajmniej część ekstremalnych zdarzeń pogodowych jest związanych ze zmianą klimatu. Wiedzą też, że czas ucieka, ale nic nie robią i zbliżają ludzkość do klimatycznej przepaści. Rządy akceptują badania naukowe, ale postępują wbrew alarmom naukowców. – Jak w Polsce, gdzie rząd nie zaprzecza, że spalanie węgla przyczynia się do zmian klimatu, ale jednocześnie agresywnie promuje rozwój energetyki opartej na węglu i blokuje ambitne plany ograniczenia emisji gazów cieplarnianych w Unii. I nawet szczyt klimatyczny w Warszawie jest sponsorowany przez lobby węglowe – mówi Kumi Naidoo.

Dla Naidoo wieszanie transparentów na platformach wiertniczych czy szerzej – obywatelskie nieposłuszeństwo i wliczone w nie łamanie prawa – są jak najbardziej uzasadnionymi sposobami nacisku na rządy, bo tu chodzi o przetrwanie ludzkości. Rolą Greenpeace’u jest wprawić tę maszynę oporu w ruch. Tym wszystkim, którzy nie widzą w tej wizji nic więcej poza ordynarnym szantażem emocjonalnym i ekonomicznym absurdem, Kumi Naidoo odpowiada tak: Czasem ekolodzy mówią, że Ziemia wymaga opieki, ale planeta niczego od nas nie potrzebuje. Jeśli ją podgrzejemy, to i tak świetnie sobie poradzi. Sęk w tym, że ludzkość może tej zmiany nie przetrzymać, a wtedy przyroda rozkwitnie. Bez nas.

Polityka 43.2013 (2930) z dnia 22.10.2013; Świat; s. 59
Oryginalny tytuł tekstu: "Towarzysz wichrzyciel"
Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Historia

Dlaczego tak późno? Marian Turski w 80. rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim

Powstanie w warszawskim getcie wybuchło dopiero wtedy, kiedy większość blisko półmilionowego żydowskiego miasta już nie żyła, została zgładzona.

Marian Turski
19.04.2023
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną