Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Rakiety i łupki

Sekretarz stanu USA John Kerry w Polsce

Podróż amerykańskiego sekretarza stanu ułożona została tak, że John Kerry do Polski przybył z Arabii Saudyjskiej. Kraj ten - w bezprecedensowym w historii dyplomacji posunięciu - zrezygnował z fotela w Radzie Bezpieczeństwa ONZ pod pretekstem, że świat za mało robi, by położyć kres wojnie domowej w Syrii.

Tak naprawdę dał wyraz zaniepokojeniu, że Waszyngton chce załagodzić stosunki z Iranem, którego Rijad jest prawdziwym wrogiem. Z kraju, z którym Amerykanie dziś mają nie lada kłopoty Kerry przyjechał do Polski, z którą w stosunkach dwustronnych nie ma żadnego napięcia, niczego do załagodzenia. Podróż zaprojektowano jeszcze przed wybuchem skandalu z podsłuchami, więc - poza amerykańskimi zapewnieniami, że podsłuchiwania członków zaprzyjaźnionych rządów więcej nie będzie i sakramentalnymi uwagami o wzajemnym zaufaniu - Warszawa i Waszyngton nie miały powodu zatrzymywać się nad problemem dłużej.

Z góry można założyć, że nie dowiemy się wiele o tej rutynowej, mocno już zaległej wizycie, bo Kerry, urzędujący prawie rok, odwiedził już wszystkich głównych sojuszników. Nie pochylił się głębiej nad problemem wiz, choć akurat mija dziesięć lat od momentu, gdy prezydent Aleksander Kwaśniewski wprowadził poprzednika Baracka Obamy, prezydenta Busha w zakłopotanie, domagając się zniesienia obowiązku wizowego dla Polaków. Skoro widać, że sprawa jest nie do załatwienia, po co było ją wywlekać tak wysoko i narażać się na niemiłą porażkę? Nie ma co o tym gadać.

Można natomiast napisać, o czym Warszawa na pewno powinna rozmawiać. W oficjalnym, lakonicznym komunikacie Departamentu Stanu o 11-dniowej podróży Polsce poświęcono wprawdzie tylko dwa zdania, ale na pierwszym miejscu znalazły się sojusznicze zagadnienia obrony. Warszawa stoi przed rozstrzygnięciem przetargu na modernizację własnej obrony powietrznej, zamierza wydać na ten cel znaczne fundusze. Zaprosiliśmy do przetargu zagranicznych kontrahentów, w tym firmy amerykańskie.

Jak w każdym przetargu, tak i w tym, cena nie jest najważniejsza. Warszawa będzie musiała rozstrzygnąć niewygodny dylemat pomiędzy doraźnymi korzyściami gospodarczymi (co raczej skłaniałoby do sprzyjania partnerom europejskim, na przykład Francji), a długofalową strategią, która nakazywałaby zwrócić się ku najważniejszemu partnerowi w sprawach wojskowych, czyli Amerykanom.

Dobrze też byłoby wyjaśnić problemy z tak szumnie zapowiadaną współpracą dwustronną w dziedzinie poszukiwań gazu łupkowego. Wydaje się, że coś w tej sprawie szwankuje, Amerykanie stracili entuzjazm, a nasz rząd - o ile wiadomo - nie ułatwiał życia amerykańskim firmom. Jest więc o czym rozmawiać.  

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kraj

Kaczyński się pozbierał, złapał cugle, zagrożenie nie minęło. Czy PiS jeszcze wróci do władzy?

Mamy już niezagrożoną demokrację, ze zwyczajowymi sporami i krytyką władzy, czy nadal obowiązuje stan nadzwyczajny? Trwa właśnie, zwłaszcza w mediach społecznościowych, debata na ten temat, a wynik wyborów samorządowych stał się ważnym argumentem.

Mariusz Janicki
09.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną