Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Świat

Szczyt porażki

Partnerstwo Wschodnie: bez fajerwerków

Czego można się spodziewać na wileńskim Szczycie Partnerstwa Wschodniego? Niewiele, mówiąc krótko.

Ukraina nie podpisze umowy stowarzyszeniowej, jak tego naiwnie oczekiwano. Prezydentowi Janukowyczowi od dawna – co było widać jak na dłoni – nie zależało na sfinalizowaniu prowadzonych w znoju i trudzie rokowań. To w jego ręku była decyzja i prezydent skorzystał z władzy, jaką sobie przyznaje. Julia Tymoszenko jest tylko jedną kartą w tej grze. Dziś zresztą Janukowycz mówi, że gotów wypuścić na wolność byłą premier za kwotę 20 miliardów dolarów, czyli rekompensatę strat, jakie poniosła Ukraina z powodu nietrafnych decyzji gazowych.

Przede wszystkim idzie o gospodarkę, znajdującą się w fatalnym stanie, co prezydent i premier Azarow otwarcie przyznają. Rzecz nie w represjach Rosji, Ukraina nie żyje z eksportu czekolady pana Poroszenki, który ma kłopoty na rosyjskim rynku. Głównym powodem jest brak reform strukturalnych, jakich ukraińskie władze nie miały zamiaru przeprowadzić i nie przeprowadziły. Pieniędzmi jakie dostają, z prawa i lewa, łatają jedynie dziury. Przejrzysta gospodarka godziłaby w ich interesy, nie jest im więc potrzebna. Ukraina korzystała z unijnych funduszy, pewnie powędrowały do prywatnych kieszeni, zamiast wspierać przemiany. Tymczasem Janukowycz narzeka, że dostał z Brukseli za mało, że to upokarzająca jałmużna. Bo Moskwa daje więcej.

Jedyne, co interesuje Kijów to ruch bezwizowy z Unią. Możliwości wyjazdów do pracy, głównie nielegalnej, na zachodzie. Obywatelom natomiast Unia wciąż się kojarzy z łatwym zarobkiem, zwłaszcza tym, którzy nigdy tam nie byli i wciąż myślą, że euro spada z nieba. Protesty na kijowskim Majdanie nic dziś nie zmienią, zresztą coraz mniej tam ludzi. To raczej zabawa młodych niż poważny protest.

W kwestii Ukrainy Partnerstwo Wschodnie poniosło klęskę całkowitą. Już się tego nie da przykryć okrągłymi słowami. Białoruś jest przegrana od dawna, Azerbejdżan, Armenia nie są zainteresowane demokratyzacją. Tu też zagraża ona interesom reżimowym. Nikt nie chce partnerstwa w tej dziedzinie. Ruch bezwizowy trochę kusi, ale w końcu można jeździć do Rosji. Zresztą, Bruksela nigdy nie obiecywała członkostwa, więc po co się wysilać?

Zostaje Gruzja i Mołdawia, które w Wilnie maja parafować umowy stowarzyszeniowe. O Mołdawii mówi się jako o prymusie, choć to ocena grubo na wyrost, formułowana z braku sukcesów na Ukrainie. Kiszyniów przejawia determinację, ale największą również w sprawie ruchu bezwizowego. Wciąż pozostaje też nie rozwiązany problem Naddniestrza i tu konflikt polityczny z Rosją jest jak w banku.

Gruzja też ma więcej problemów niż sukcesów i tak do końca nie wiadomo, jak się potoczą demokratyczne przemiany.

Parafowanie umowy to właściwie tylko gest, co pięknie widać na przykładzie Ukrainy: od parafowania do podpisania droga daleka. Zwłaszcza, gdy Unia będzie pilnowała swych standardów i nie zaakceptuje modernizacji bez demokracji. Tak więc w Wilnie nie będzie ani szampana, ani fajerwerków.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną