W liczącej 187 stron czarno-czerwonej książeczce umowy koalicyjnej nie ma wielu przełomowych pomysłów:
• wyborcom SPD może się podobać zapowiedź wprowadzenia płacy minimalnej (8,50 euro za godzinę), przyhamowanie podwyżki czynszów i możliwość przechodzenia na pełną emeryturę od 63 roku życia (po 45 latach pracy), a także zapowiedź przyznania niemieckiego obywatelstwa dzieciom imigrantów urodzonym w Niemczech po 1990 r.;
• wyborcom CDU – zapowiedź, że nie będzie podwyżki podatków, a po 2015 r. dodatkowego zadłużania państwa;
• wyborcom bawarskiej CSU – że będą pieniądze na opiekę nad ludźmi starszymi, nadal nie będzie ogólnokrajowych referendów, a cudzoziemcy będą płacić myto za używanie niemieckich autostrad. Przede wszystkim jednak, że nie będzie uwspólnotowienia długów w Unii Europejskiej.
Negocjatorzy zapowiadają, że to będzie koalicja wielkich zadań, a szef SPD Sigmar Gabriel mówi o umowie koalicyjnej dla zwykłego człowieka. Ale prezenty kosztują. Czarno-czerwoni mają zamiar wydać na szkoły, drogi, badania i pomoc rozwojową 40 mld euro więcej niż poprzedni rząd. Komentatorzy kręcą głowami, że cały ten róg obfitości na wydatki socjalne opiera się na założeniu, że utrzyma się dobra koniunktura, ale tak naprawdę nie bardzo wiadomo, jak go sfinansować: przecież żadnych nowych podatków, żadnych długów...
A jednak z tej czarno-czerwonej książeczki da się wyczytać pozytywne sygnały dla Europy i Polski. Planowane na 2017 r. wprowadzenie płacy minimalnej zwiększy dochody ponad 5 mln pracowników. Teraz niskie płace dają Niemcom wysokie nadwyżki w handlu zagranicznym. Komisja Europejska ma za złe Berlinowi, że niemieckie gospodarstwa domowe za bardzo oszczędzają, co się fatalnie odbija na gospodarczej koniunkturze, zwłaszcza w krajach Europy Południowej. Wzrost niemieckiego popytu może pociągnąć całą gospodarkę Europy. A dla nas dodatkowa dobra wiadomość: podwyżka płac w Niemczech z automatu podnosi konkurencyjność polskiej gospodarki.
Kolejny dobry sygnał dla UE to wyraźne opowiedzenie się koalicjantów za unią bankową – najważniejszym projektem integracji europejskiej od wprowadzenia euro. Berlin zaakceptuje teraz tzw. fundusz awaryjny, a to oznacza, że europejskie banki zagrożone upadłością nie będą już ratowane z kieszeni podatników, lecz ze składek samych banków.
I jest jeszcze dla nas sygnał polityczny. Umowa koalicyjna po raz pierwszy podkreśla znaczenie polsko-niemieckiej współpracy na rzecz partnerstwa wschodniego (Ukrainy), a także polsko-niemiecko-francuskiego Trójkąta Weimarskiego, często w przeszłości traktowanego po macoszemu. I zapowiada modernizację – nareszcie – połączeń kolejowych Berlina z Wrocławiem i Szczecinem oraz zwiększenie środków na polsko-niemiecką wymianę młodzieżową. Zawsze coś.