Arsenij Jaceniuk, nowy premier Ukrainy, przyznał, że to stanowisko dla kamikadze. Przed rządem stoją niezwykle trudne zadania. Jaceniuk ma 39 lat, ale w polityce spędził już kawał życia. Był ministrem gospodarki, szefem MSZ, pełnił obowiązki wiceszefa Narodowego Banku Ukrainy, jest deputowanym partii Batkiwszczyna. Startował w wyborach prezydenckich, odpadł w pierwszej turze. Był w cieniu Julii Tymoszenko, jego kariera polityczna zaczęła się rozwijać dopiero po aresztowaniu liderki, kiedy przejął formalne przywództwo w partii. Prawdziwa kariera Jaceniuka wyrosła na Majdanie. Był jednym z trzech liderów opozycji. Nie ma duszy przywódcy, ale szybko dojrzewał i radykalizował się, w końcu deklarował, że gotów jest umrzeć za rewolucję. Odrzucił propozycję Janukowycza, by zostać premierem. Teraz przejdzie do historii jako szef pierwszego rządu po zwycięstwie. Czy Jaceniuk będzie marionetką w rękach Julii? Jest jej bezwzględnie oddany, ale zapewne rozumie, że nadeszła jedyna szansa na zdobycie politycznej samodzielności. Na razie w obliczu konfrontacji z Rosją o Krym zachowuje się odpowiedzialnie, ważąc słowa. To jego najcięższa próba.
Nowy rząd zdominowała partia Batkiwszczyna; sześciu jej członków otrzymało teki (w tym resortów siłowych), część z nich to deputowani do Rady Najwyższej. Najciekawsza jest nominacja Andrija Parubija, historyka, na szefa Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony. Parubij to jeden z najpopularniejszych polityków na Majdanie. To on trzymał w garści całą Samoobronę, najsprawniej zorganizowaną służbę. Odważnie strzegli protestujących przed prowokacjami i atakami Berkutu. Parubij, wcześniej mało znany polityk Batkiwszczyny, wyrósł na bohatera i Majdan entuzjastycznie przywitał jego awans na szefa „Samoobrony całej Ukrainy”.