Krym na Zachodzie przywołuje złe wspomnienia. Wojna, która rozegrała się na tym pustynnym półwyspie w latach 50. XIX w., bardzo głęboko wryła się w świadomość narodową Francuzów i Brytyjczyków, szczególnie że był to pierwszy sfotografowany konflikt w historii. Dlatego dziś zachodnia Europa prześciga się w chwytliwych, historycznych porównaniach.
Podobieństw jest zaskakująco dużo. Krym był kiedyś we władaniu słabego państwa, wtedy imperium osmańskiego, dziś porewolucyjnej Ukrainy. W obu przypadkach w roli agresora wystąpiła Rosja. I tu, i tu po stronie słabszego stanęły zachodnie mocarstwa – w obawie przed geopolitycznymi skutkami rosyjskiego sukcesu. Jeśli jednak analogie snuć do końca, Rosja przegra to starcie z kretesem i ta porażka obnaży fikcję rosyjskiej potęgi, kiedyś skrywaną pod pozłacanymi mundurami kozackich szwadronów, a dziś za brutalną retoryką Kremla prosto z czasów zimnej wojny.
1.
Ostatni rok z pewnością nie wieszczył takich problemów Władimira Putina. Rosyjskiego prezydenta doceniły dwie znane zachodnie gazety. Brytyjski „The Times” uznał go za człowieka 2013 r., a amerykański „Forbes” przyznał mu tytuł najbardziej wpływowego polityka.
Skuteczności gospodarzowi Kremla odmówić nie sposób. Chodzi nie tylko o Syrię czy Iran, ale przede wszystkim o Wschód. Ściślej – o tych kilka państw, które od lat bezskutecznie próbują zbliżyć się do Zachodu i zbudować u siebie normalne demokratyczne systemy. W tej grupie prymusem przemian była Gruzja, do czasu gdy w 2008 r. Rosja pospieszyła z pomocą prześladowanym ponoć przez gruzińskie władze rodakom z Osetii Południowej. Sytuacja bardzo przypominała to, co w tej chwili dzieje się wokół Krymu.
Jednym z efektów tamtej krótkiej kaukaskiej wojny stał się program Partnerstwa Wschodniego, skierowany do sześciu krajów – Azerbejdżanu, Armenii, Gruzji, Mołdawii, Ukrainy i warunkowo Białorusi.