Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Świat

Irańska seksbomba

Seks pod okiem ajatollahów

Współczynnik dzietności, czyli liczba urodzonych dzieci przypadających na jedną kobietę w wieku rozrodczym (15–49 lat), spadł w Iranie z 6,6 w 1977 r. do zaledwie 1,6 obecnie. Współczynnik dzietności, czyli liczba urodzonych dzieci przypadających na jedną kobietę w wieku rozrodczym (15–49 lat), spadł w Iranie z 6,6 w 1977 r. do zaledwie 1,6 obecnie. Patrick Wallet/Le Figaro / EAST NEWS
Od religijnego fundamentalizmu do fascynacji seksem jest tylko mały krok – przekonują irańscy ajatollahowie, kolejny raz pakując się Irańczykom do łóżek.
Według popularnej w Teheranie refleksji przed rewolucją bawiono się poza domem, natomiast modlono się w domu. Teraz na odwrót.ninara/Flickr CC by 2.0 Według popularnej w Teheranie refleksji przed rewolucją bawiono się poza domem, natomiast modlono się w domu. Teraz na odwrót.

W jednej z południowych dzielnic Teheranu jeszcze kilka lat temu można było się natknąć na zielone strzałki. Namalowane wprost na chodnikach i odnawiane co roku, dla zachodnich turystów kryły tajemnicę przygody w stolicy islamskiej rewolucji. Dla miejscowych wskazywały najkrótszą drogę do wazektomii. Prowadziły do państwowej kliniki oferującej właśnie podcinanie nasieniowodów, za co w całości płaciła Islamska Republika Iranu. Zresztą tak jak m.in. za aborcję i całe rozbudowane menu zabiegów związanych z tzw. planowaniem rodziny, czyli w praktyce z ograniczeniem rozrodczości. A pomysł ze strzałkami polegał na tym, aby zainteresowani przyjezdni nie musieli pytać o drogę i narażać się na niewybredne uwagi bardziej konserwatywnych współobywateli.

Dziś strzałek już prawie nie widać. Ostatnia darmowa wazektomia odbyła się w październiku 2012 r., aborcje wypadły z darmowego menu jeszcze wcześniej. Teraz w planowaniu rodziny obowiązuje doktryna „szyickich liczb”. Tłumaczył to niedawno znany teleajatollah Mohammed Ghazwini: „Piątka dzieciaków jest nie do przyjęcia. Kierujcie się szyickimi liczbami – ósmy imam Reza, 12 świętych imamów – i już dziś wieczorem rozpocznijcie starania, a potem pójdzie z górki, z bożą pomocą”.

Jeśli w ciągu ostatnich trzech dekad w Iranie udała się jakaś rewolucja, to z pewnością ta seksualna. Islamska republika wciąż opłaca np. zmianę płci, błogosławieństwo ajatollahów mają smakowe prezerwatywy, a jeszcze niedawno w pierwszym lepszym sklepie na rogu można było kupić viagrę. Na sztuki. Ale planowanie rodziny, promowane bez opamiętania od połowy lat 90., okazało się „zachodnim przekleństwem” i właśnie wypada z łask. W połowie maja najwyższy przywódca Ali Chamenei ogłosił 14-punktowy plan powrotu do modelu wielodzietnej rodziny, „bo od tego zależy interes narodu”. Według duchowego dyktatora Iranu 77-milionowy dziś kraj jest w stanie wyżywić 150 mln. Więc idźcie i rozmnażajcie się, Irańczycy.

1.

Ajatollahowie zawsze mieli problem z seksualnością. Według popularnej w Teheranie refleksji przed rewolucją bawiono się poza domem, natomiast modlono się w domu. Teraz na odwrót. Dla duchownych seks stał się jednak sprawą publiczną, wagi państwowej. – Seks jest narzędziem rewolucji islamskiej – podsumowuje Mohammed Nazemi Beikzadeh, irański historyk, który po rewolucji wyjechał do Francji.

Seks towarzyszył rewolucji od samego początku. Na przełomie lat 70. i 80. furorę w irańskiej telewizji robił program prowadzony przez teleajatollaha Mohammeda Gilaniego, który przed kamerami z wdziękiem kowala rozwiewał religijne wątpliwości widzów. Treść pytań dotyczyła niemal wyłącznie seksu, choć trudno dziś powiedzieć, czy tylko takie nadchodziły, czy też telewizja je selekcjonowała. A jeśli sekspytań akurat brakowało, Gilani sam je wymyślał.

Status legendy ma do dziś jeden z tych „przypadków Gilaniego”. Wyobraźmy więc sobie, że młody mężczyzna leży nago na brzuchu we własnym łóżku. Piętro niżej, dokładnie pod mężczyzną, śpi jego ciotka, również nago, lecz na wznak. Nagle dochodzi do trzęsienia ziemi, obrywa się sufit i młody mężczyzna spada wprost na ciotkę, trafia tam, gdzie natura kazała. Tu z posępną miną Gilani pytał sam siebie: a co z tak poczętym dzieckiem? Czy będzie legalne, zgodne z prawem szariatu? Odpowiedź… w następnym odcinku.

Kazuistyka jest nieodłącznym elementem szyizmu. Islam sunnicki przykłada wagę do litery – na ile to możliwe, Koran musi być odczytywany dosłownie. – Szyizm jest tu o niebo elastyczniejszy – tłumaczy prof. Sonmez Kutlu, religioznawca z Uniwersytetu Ankarskiego. – O ile sunnizm ma wymiar bardziej uniwersalny, szyici wybierają sobie duchowego przewodnika, madżra at-taklid. Jego religijne wyroki w konkretnych sprawach, czyli fatwy, mogą się diametralnie różnić od tego, co mówią inni przewodnicy. Efekt? Hulaj dusza, piekła nie ma.

Każdy potencjalny madżra at-taklid (co znaczy „źródło do naśladowania”) w młodych latach musi stworzyć sobie portfolio fatw, żeby wierni mieli co naśladować. Przewertowanie tej twórczości późniejszych liderów rewolucji może prowadzić jednak do wniosku, że niektórzy z nich mieli poważne problemy z seksualnością.

Weźmy przywódcę rewolucji ajatollaha Ruhollaha Chomeiniego. W zbiorze fatw „Towzih al-Masael” (Wyjaśnienie pytań) z 1961 r. tłumaczy m.in., że współżycie z kozą, wielbłądem lub owcą zatruwa nie tylko odchody zwierzęcia, ale również jego mleko oraz mięso i dlatego trzeba natychmiast je zabić i zakopać (albo sprzedać, ale daleko od własnej wioski). Inna mądrość Chomeiniego z tego okresu dotyczy sodomii: „Jeśli mężczyzna dopuszcza się jej z synem, bratem lub ojcem żony, to nie musi się z nią rozwodzić”. – Trzeba tu brać pod uwagę okoliczność zacofanego, trybalnego wciąż środowiska społecznego, w jakim działał w latach 60. przyszły najwyższy przywódca. Niemniej jednak monotematyczność tej książeczki zadziwia – komentuje prof. Kutlu.

2.

Po 1979 r. te i podobne zalecenia zyskały wagę państwową, a ajatollahowie mogli już bez przeszkód przeprowadzać swe eksperymenty seksualne w skali całego kraju. Jeden z najbardziej kontrowersyjnych dotyczy małżeństw tymczasowych. Wszyscy muzułmanie dopuszczają rozwody, które są oczywiście o niebo prostsze dla mężczyzn niż dla kobiet. Niemniej jednak tradycyjne małżeństwo w islamie nie ma daty ważności. Małżeństwa tymczasowe natomiast zawierane są na z góry przewidziany okres, nawet na kwadrans. Do tego dochodzi również opłata, na którą wcześniej umawiają się strony. Jak tłumaczył sam Chomeini, takie małżeństwa mają pomóc wiernym przy szczególnych okazjach – w trakcie pielgrzymki lub innej dalekiej podróży, gdy zew natury długo pozostaje bez odpowiedzi.

W praktyce jest to legalna prostytucja. Zamężna kobieta oczywiście nie może zawrzeć takiego paramałżeństwa, natomiast mężczyzna może związać się z dowolną liczbą kobiet. Typowe tymczasowe małżeństwo to podstarzały biznesmen (nie jest to tani proceder) i wdowa bez grosza przy duszy lub studentka potrzebująca na czesne. Do nietypowych dochodziło ostatnio w 2009 r. podczas tzw. zielonej rewolucji przeciwko władzy duchownych. Zawierali je strażnicy więzienni z przetrzymywanymi protestantkami, aby w chwilę potem je zgwałcić – w ich mniemaniu z błogosławieństwem Allaha – i się rozwieść.

W tym przypadku rewolucja seksualna ajatollahów poszła znacznie dalej, niż akceptowało to społeczeństwo. Jak twierdzi amerykańska badaczka irańskiego pochodzenia Janet Afary, małżeństwa tymczasowe nigdy nie budziły entuzjazmu wśród bardziej konserwatywnych Irańczyków. Dlatego pozostają wstydliwe, szczególnie, że ich zawieranie siłą rzeczy często wiąże się z kontaktem z osobą, która nie jest członkiem rodziny, co teoretycznie jest zabronione. Irańczycy i na to znaleźli sposób, który przytacza Afary w swojej ostatniej książce. W dużych miastach są tzw. meczety matrymonialne, znane zainteresowanym. Wystarczy, że chętny mężczyzna pójdzie tam i rozglądnie się za kobietą w czadorze założonym na lewą stronę.

Szyicka fascynacja seksualnością przybiera również takie formy, na które nawet liberalny Zachód może spoglądać z podziwem. Chociażby zmiana płci. Od lat 90. jest to zabieg finansowany w całości przez państwo irańskie i dostępny praktycznie wszystkim zainteresowanym. Ajatollahowie, z Chameneim na czele, wręcz zachęcają do takich zabiegów, które ich zdaniem „prostują psychikę”.

Stosunki homoseksualne w Iranie są karane śmiercią, więc dla obywateli o takich skłonnościach zmiana płci, za którą idzie również zmiana dowodu, jest do pewnego stopnia wybawieniem – nie tylko od wymiaru sprawiedliwości, ale również od gniewu rodziny, która często sama zachęca do takiej zmiany. Efekty są często opłakane. Według badań irańskiego seksuologa Pardisa Mahdaviego ponad 40 proc. osób, które poddały się zabiegowi, absolutnie się do niego nie kwalifikowało.

Ajatollahowie nie mają z tym jednak problemów. „Jeśli coś nie jest zakazane w Koranie, nie ma żadnego powodu, abyśmy sami tego zakazywali” – powiedział dwa lata temu Chamenei. Interpretacji Koranu można dokonywać też na bieżący użytek. W tym sensie irańską rewolucję 1979 r. trudno nawet nazwać religijną, bo islam miał i wciąż odgrywa w niej rolę służebną. Religia w zachodnim rozumieniu ma raczej cechy konserwujące określony zestaw praw i wartości. W Iranie stała się wielofunkcyjnym uzasadnieniem dla rewolucyjnych przemian społecznych, zaprojektowanych przez wąską grupę politycznych liderów, często w sprzeczności z miejscowymi realiami.

3.

Tak właśnie od 35 lat islam służy do usprawiedliwiania kolejnych zwrotów w planowaniu irańskiej rodziny. Ostatnia odsłona, czyli wspomniany 14-punktowy apel Chameneiego (idźcie i rozmnażajcie się), to przede wszystkim próba reakcji na zatrważające dane demograficzne. Współczynnik dzietności, czyli liczba urodzonych dzieci przypadających na jedną kobietę w wieku rozrodczym (15–49 lat), spadł w Iranie z 6,6 w 1977 r. do zaledwie 1,6 obecnie (w Europie trwało to 300 lat). Przy czym w krajach takich jak Iran za poziom niezbędny do utrzymania populacji przyjmuje się 2,3.

To efekt „najbardziej radykalnego eksperymentu demograficznego w historii ludzkości”, jak pisze Szirin Ebadi, irańska noblistka, obrończyni praw człowieka. Rozpoczął go jeszcze szach Mohammad Reza Pahlawi, który w 1967 r. stworzył pierwszy na świecie rządowy program planowania rodziny. Tysiące młodych lekarzy zaangażowano wtedy w akcję uświadamiania obywateli. Planowanie rodziny stało się elementem podstawowej opieki zdrowotnej. Rezultaty były skromne, bo choć w połowie lat 70. już 37 proc. Iranek stosowało nowoczesne metody planowania, to wskaźniki rozrodczości ledwo drgnęły.

Po 1979 r., jak wszystko z czasów szacha, również planowanie rodziny padło ofiarą rewolucji. Dodatkowo rozpoczęła się krwawa wojna z Irakiem (milion ofiar po obu stronach). Ajatollahowie za punkt honoru uznali wówczas stworzenie „armii islamskiej”, do której potrzebowali rekrutów. Rząd ruszył z dopłatami za kolejne dzieci i subsydiowaniem żywności. Wyniki były już wymierne – według spisu z 1986 r. Irańczyków było prawie 50 mln, skok o 3 proc. w skali roku. Dwa lata później populacja Iranu przekroczyła już 55 mln, czyli podwoiła się w ciągu zaledwie 20 lat.

Koniec wojny i kryzys gospodarczy wywołały kolejny zwrot – w latach 90. obowiązywało już hasło „Jedno dziecko – OK, dwoje – wystarczy”. Ajatollahowie byli przejęci rosnącym bezrobociem, dlatego parlament zniósł dopłaty dla dzieci i zajął się budowaniem systemu emerytalnego, który Irańczykom na starość ma zastąpić pomoc dzieci. Obowiązkowe stały się kursy przedmałżeńskie, na których wykładano zasady kontroli urodzeń. Do łask wróciły też lotne grupy lekarzy podróżujących po kraju z torbami darmowych prezerwatyw. Ich fabryka pod Teheranem w szczytowym okresie produkowała 70 mln sztuk rocznie.

Pojawiły się też zielone strzałki prowadzące do wspomnianych klinik. W całym kraju powstało ich 70 i od początku hitem oferty były tu też zabiegi in vitro. Nie są one rzadkością w krajach muzułmańskich. Ale te w Iranie są wyjątkowe, nie tylko z powodu niskiej ceny, która dzięki państwowym dotacjom wynosi w przeliczeniu niewiele ponad 3 tys. zł. Wyjątkowość irańskiego in vitro polega na tym, że jeśli dawcą nasienia lub komórek jajowych jest obca osoba, nie trzeba się z nią pobierać.

Muzułmanie na Bliskim Wschodzie od początku mieli kłopot z in vitro. Jeśli o ten zabieg stara się małżeństwo, nie ma problemu. Gorzej jeśli para jest bezpłodna. Według sunnitów pobranie materiału rozrodczego nie od małżonka równa się zdradzie i w większości przypadków jest karane śmiercią. W tym regionie świata problem ma szczególne znaczenie. Według ONZ pary niepłodne stanowią globalnie od 8 do 12 proc. Natomiast na Bliskim Wschodzie jest ich ponad 20 proc., co ma związek z częstymi małżeństwami w obrębie jednej rodziny.

Ale od czego jest szyicka elastyczność? Irańczycy przy in vitro z udziałem trzeciej osoby najpierw wykorzystywali małżeństwa tymczasowe. Okazało się jednak, że w przypadku kobiet (rozwód, ślub i rozwód z dawcą, znów ślub z mężem) procedura jest zbyt skomplikowana i niebezpieczna dla kobiet. W 1999 r. Ali Chamenei wydał więc fatwę, w której po prostu zezwolił na taki rodzaj zdrady. W rezultacie Iran do dziś jest mekką in vitro w regionie. Każda klinika zatrudnia tłumacza języka arabskiego dla sunnickich „turystów”.

4.

Teraz jednak ajatollahowie znów chcą wszystko postawić na głowie. Rodziny mają być wielkie i dlatego władze m.in. obniżyły minimalny wiek wymagany od nowożeńców do lat 16, przywróciły dopłaty na trzecie i kolejne dzieci, wydłużyły z 6 do 9 miesięcy urlop macierzyński i zamierzają rozprawić się z zachodnim modelem planowania rodziny. Skończyły się pieniądze na wazektomię i aborcję.

Zdaniem Ebadi modernizacja irańskiego społeczeństwa poszła już jednak za daleko i kolejny zwrot w rozrodczości się nie uda. Pod względem liczby rozwodów, wieku zawierania związków małżeńskich czy nawet aborcji irańskie wskaźniki bardziej pasują do Europy Zachodniej niż do Azji. Niektóre z nich, szczególnie te dotyczące kobiet, nawet przewyższają europejskie wyniki. Np. 74 proc. Iranek korzysta z metod planowania (66 proc. Europejek). Iranki są też rekordzistkami świata, jeśli chodzi o wyższą edukację – dziś stanowią 65 proc. wszystkich studiujących.

Władze chcą to zmienić i zamykają niektóre kierunki studiów (anglistyka, księgowość, archeologia) dla kobiet, tłumacząc, że lepiej do tych zawodów nadają się mężczyźni. – Tak naprawdę chodzi o ograniczenie stopnia emancypacji Iranek – przekonuje Beikzadeh. – Ajatollahowie wiedzą, że mimo zastosowania szeregu instrumentów zachęcających nie da się podwyższyć rozrodczości, dopóki kobiety nie porzucą swoich karier i nie zajmą się domem. Podobnego zdania jest Ebadi: „Rewolucja 1979 r. to nie była żadna religijna sprawa. To była rewolucja mężczyzn przeciwko kobietom, islam dowolnie wykrzywiany przez ajatollahów był tylko narzędziem. Teraz Iran jest na progu kontrrewolucji – jeśli władze będą chciały znów pozamykać w domach wykształcone i wyzwolone Iranki, ta seksbomba w końcu wybuchnie”.

Zabawy ajatollahów z seksualnością mimowolnie doprowadziły do społecznego wrzenia w Iranie. Podczas gdy przez region przelewa się fala konserwatyzmu, Irańczycy podążają w przeciwną stronę: są coraz lepiej wykształceni, obyczajowo bardziej liberalni. Coraz bardziej uciekają w prywatność. Nie jest to jeszcze masa krytyczna, ale przy pogłębiającym się kryzysie gospodarczym wkrótce może się okazać, że islam jako jedyne uzasadnienie dla władzy ajatollahów już nie wystarcza. Szczególnie islam sprostytuowany do roli podkładki dla dowolnej decyzji politycznej.

Zapytany kiedyś o problemy gospodarcze kraju, Chomeini odpowiedział, że w rewolucji nie chodziło przecież o cenę arbuzów. W takim razie o co? O legalizację prostytucji pod płaszczykiem małżeństw tymczasowych?

Polityka 24.2014 (2962) z dnia 10.06.2014; Świat; s. 56
Oryginalny tytuł tekstu: "Irańska seksbomba"
Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną