Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Reagować, nie reagować

Czy kryzysy międzynarodowe to nasza sprawa?

Daily Mirror / Twitter
Katastrofa samolotu pod Donieckiem to akt terroryzmu. Dziwny konflikt rosyjsko-ukraiński stał się problemem globalnym.

Samolot malezyjskich linii lotniczych spadł na pola pod Donieckiem. Prawdopodobnie został zestrzelony, prawdopodobnie przez przypadek. Zginęło prawie 300 osób, a świat, co całkowicie zrozumiałe, wyraża oburzenie, bo przecież każda i każdy z nas mógł się znajdować na pokładzie.

Dopuszczono się aktu terroryzmu i jasnym jest, że dziwny konflikt rosyjsko-ukraiński stał się problemem globalnym. Większość ofiar stanowią Holendrzy, wielu Malezyjczyków dowiedziało się właśnie, gdzie leży Ukraina i co się tam dzieje, malezyjski rząd wysyła swoich urzędników, by zbadali okoliczności itd. I tu pada ważne pytanie: czy katastrofa zmieni bieg zdarzeń na Ukrainie?

Równie ważnie jest inne pytanie: czy powinniśmy pozostać bezczynni, mimo że tylko w Europie i w jej bezpośrednim sąsiedztwie od dłuższego czasu trwają w najlepsze co najmniej trzy bardzo poważne kryzysy? Oprócz Ukrainy to wojna domowa w Syrii (40 miesięcy, ćwierć miliona ofiar, kilka milionów uchodźców). Z Afryki napływa niesłabnąca fala imigrantów. Mało nas one obchodzą do czasu, gdy nie dotykają nas osobiście albo nie zdarzy się tam coś naprawdę tragicznie spektakularnego, jak atak z użyciem broni chemicznej, utonięcie kilkuset śmiałków próbujących dostać się na Lampedusę albo gdy ukraińskie pole jęczmienia stanie się scenografią upiornej powtórki z Lockerbie.

W takich przypadkach politycy natychmiast zaczynają interesować się sprawą. Obama rozmawia z Putinem, pospiesznie zbiera się Rada Bezpieczeństwa ONZ, padają deklaracje o sankcjach, zdecydowanych akcjach itd. Niestety nie przynosi to rozwiązania samego problemu. My, obywatele, wiemy, że nasi przywódcy robią teatr i zwyczajnie godzimy się na ten pic. Wszystko odbywa się z obopólnym zrozumieniem. My nie wymagamy, bo wiemy, że rządzący niewiele mogą, zresztą nie jesteśmy zainteresowani jakąś zdecydowaną reakcją, np. interwencją w Syrii, bo część z nas, obywateli, musiałaby się tam pofatygować osobiście, a koszty całej imprezy, także długofalowe, byłyby na pewno zbyt dotkliwe.

Poza tym nie bardzo wiadomo, co robić, nie mamy mechanizmów. Sankcje są nieefektywne, mocniej działa sama groźba ich wprowadzenia. Nie mamy np. europejskiej wspólnej armii. Nie sprzyja architektura stosunków międzynarodowych, w Radzie Bezpieczeństwa Rosja na pewno będzie przeciw. Dlatego łatwo dochodzimy do wygodnego wniosku, że to, co się dzieje choćby w Syrii, to nie jest nasza sprawa.

I jakoś nie zastanawiamy się, czy choćby z czysto ludzkiej solidarności powinniśmy pomagać także tym społeczeństwom, z którymi nie wiążą nas żadne sojusze. Skoro nie wiemy, jak to zrobić, to może powinnyśmy wymusić na politykach, by zaczęli w ogóle o tym myśleć. Ile jeszcze spektakularnych zdarzeń potrzebujemy, żebyśmy poczuli mobilizację?

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
O Polityce

Dzieje polskiej wsi. Zamów już dziś najnowszy Pomocnik Historyczny „Polityki”

Już 24 kwietnia trafi do sprzedaży najnowszy Pomocnik Historyczny „Dzieje polskiej wsi”.

Redakcja
16.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną