Sukces Tuska zaczął się od niepowodzenia. Gdy pod koniec 2012 r. rozpoczęły się rozmowy o przyszłym szefie Komisji Europejskiej, sprzyjająca Tuskowi Angela Merkel złożyła ofertę polskiemu premierowi, ale ten nie dał jednoznacznej odpowiedzi. W listopadzie 2012 r. Parlament Europejski przyjął jednak rezolucję wzywającą europejskie partie do wystawienia kandydatów na szefa Komisji. Inaczej niż w poprzednich latach szef unijnego rządu nie miał być wybierany za zamkniętymi drzwiami, ale w ramach demokratycznej, więc i niepewnej, procedury.
Urzędujący premierzy, potencjalnie zainteresowani tym stanowiskiem, nie mogli sobie pozwolić na takie ryzyko i wykluczenie z krajowej polityki. Tusk nie chciał narażać się na ewentualną porażkę i choć myślał o kierowaniu Komisją, wycofał się z wyścigu. Ale gra Warszawy o drugie ważne stanowisko w Unii – szefa Rady Europejskiej – dopiero się rozpoczynała.
Polityk ze Wschodu
Atutem Tuska było to, że pasował do politycznej układanki, choć sam też pomógł ją stworzyć. W czerwcu Jean-Claude Juncker, chadek z małego państwa (Luksemburga), objął urząd przewodniczącego Komisji. Do rozdania zostały dwie teki – szefa Rady Europejskiej i wysokiego przedstawiciela Unii ds. zagranicznych. Unijni przywódcy mieli te stanowiska obsadzić na szczycie w lipcu.
Berlin forsował wybór dwóch osób z Europy Zachodniej, ale na pominięcie nowych państw członkowskich nie chciała się zgodzić Europa Środkowa. Dodatkowo państwa bałtyckie obawiały się wyboru prorosyjskiej Włoszki Federiki Mogherini na szefa unijnej dyplomacji. Dla prawie wszystkich stolic stało się jasne, że tekę prezydenta Rady obejmie polityk ze Wschodu. Lipcowy szczyt zakończył się fiaskiem, ale opór Europy Środkowej otworzył Tuskowi drogę do objęcia teki w Brukseli.