Establishment spanikował. – Wszyscy liderzy przyjechali z Londynu, by przestraszyć Szkotów – mówi Andrew McShane, gitarzysta zespołu Yashin z Glasgow. – Ale dlaczego chcecie tej niepodległości? – pytam, tym bardziej że posthardcorowy zespół śpiewa piosenki od polityki jak najdalsze. – Chcę lepszego życia dla siebie, dla mojej rodziny. Chcę, by moja córka mieszkała w swoim kraju – odpowiada Andrew. – To Anglia jest dla was zagranicą? – Odwiedzamy ją może trzy razy do roku. Na pewno jest inna. Dla mnie jedyny moment wspólnoty to start drużyny Wielkiej Brytanii na olimpiadzie. Kiedy pojawiają się jakiekolwiek problemy, żadnej wspólnoty nie widzę.
McShane ma 31 lat, dyplom uniwersytetu w Glasgow. Twierdzi, choć opiera się tylko na własnej intuicji, że to przede wszystkim jego pokolenie głosuje za niepodległością. Starsi Szkoci w mniejszym stopniu, bo boją się o swoje emerytury i wolą status quo. A status quo jest przecież mieszanką szkocko-angielską.
Na przykład niezapomniany model Jamesa Bonda 007 Sean Connery, szkocki twardziel, syn kierowcy ciężarówki, stał się w masowej wyobraźni wzorem angielskiego dżentelmena szpiega, podtrzymującego w niebezpieczeństwie flagę Union Jack. Mimo kariery prawdziwie brytyjskiej przez całe lata wyklinał, że Szkoci nie mają dość jaj, by zerwać z Anglikami. Dziś 84-letni aktor z tytułem szlacheckim wypowiada się spokojniej, ale znacznie ciekawiej. „Jako Szkot przez całe życie zakochany w Szkocji i w sztuce wierzę, że szansa niepodległości jest zbyt dobra, by ją zmarnować. Prościej mówiąc, czyż istnieje akt bardziej twórczy niż tworzenie nowego narodu?”.