Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Gruszki zwycięstwa

Jakie są możliwości rosyjskiej armii?

Nadmuchiwane modele uzbrojenia (na fot. czołgu T-72) to poważny element współczesnego pola walki. Mają dezinformować wroga. Nadmuchiwane modele uzbrojenia (na fot. czołgu T-72) to poważny element współczesnego pola walki. Mają dezinformować wroga. BEW
Aluzje Władimira Putina o ekspresowym zdobywaniu Warszawy czy Wilna nie są przesadzone. Rosyjskie wojsko odzyskuje właśnie dawno utraconą skuteczność.
Na utrzymanie strategicznych sił atomowych idzie co trzeci rubel dla wojska.Grigory Dukor/Reuters/Forum Na utrzymanie strategicznych sił atomowych idzie co trzeci rubel dla wojska.
Rosyjska wyrzutnia rakietowa zainstalowana na podwoziu MAZ-7917.Dmitry Terekhov/Flickr CC by SA Rosyjska wyrzutnia rakietowa zainstalowana na podwoziu MAZ-7917.

Nigdy się tyle nie kłamie jak przed wyborami, w czasie wojny lub po polowaniu. Gdyby przyjąć tę starą, przypisywaną jeszcze Otto von Bismarckowi maksymę, należałoby z dużą ostrożnością podchodzić do wiadomości płynących z Rosji. Na przykład takiej: morale armii jest najwyższe od 17 lat, co w czerwcu ogłosił minister obrony Sergiej Szojgu. Albo innej obserwacji, tym razem popartej wnioskami socjologów z Fundacji Opinii Publicznej: Rosjanie uwierzyli w siłę armii. Na początku zeszłego roku 49 proc. z nich ufało, że wojsko zdoła obronić ojczyznę. Za to pod koniec tego lata, po aneksji Krymu, walkach separatystów w Donbasie i miesiącach militarnej propagandy, pewność tę zyskało 74 proc. To samo badanie wykazało, że w narodzie jest tylko 7 proc. defetystów. – Wróciła sytuacja naturalna dla Rosjan. Odzyskali sentyment do munduru i wiarę, że siły zbrojne są w lepszej kondycji, niż można by się spodziewać – mówi Andrzej Wilk, ekspert Ośrodka Studiów Wschodnich.

Nie wszystkie jednak historyczne skojarzenia są wciąż prawdziwe. Nie ma już Armii Czerwonej, szykowanej do walki z NATO na wielkich przestrzeniach i po wyraźnie zarysowanych frontach przecinających kontynenty. Zlikwidowali ją rosyjscy przywódcy. Może oprócz symboliki, np. gwiazd na czołgach i samolotach oraz sprzętu pamiętającego czasy sowieckie, prawie wszystko się zmieniło. Przede wszystkim przeminął okres cywilizacyjnej smuty, która dopadła szeregi w latach 90.

1.

Rosja uczy się na swoich ostatnich wojnach. Fatalne doświadczenia ze źle przeprowadzanej kampanii w Czeczenii w 2000 r. zaprocentowały w Gruzji w 2008 r. Wojna z Czeczenami trwała pół roku, zaś z lepiej uzbrojonymi i przygotowanymi do starcia Gruzinami ledwie kilka dni. Natomiast obecna odmiana wynika z intensywnej modernizacji i najważniejszej rzeczy w wojskowości: pieniędzy. Tych rosyjskim generałom w zasadzie nie brakuje. Od 2007 r. budżet obronny się podwoił. Według danych Sztokholmskiego Instytutu Badań nad Pokojem Rosja co roku wydaje na obronność ponad 4 proc. swojego PKB. W 2013 r. z 87,7 mld dol. miała trzeci fundusz wojskowy świata, po USA – 640 mld, i Chinach – 188 mld. Polska, przeznaczająca na ten cel równowartość 9 mld dol., zajmuje w zestawieniu 23 pozycję, lądując między nowoczesnym i bogatym Singapurem a gwałtownie zbrojącym się bliskowschodnim Omanem.

W Rosji znów opłaca się też być żołnierzem. – Po podwyżkach z początku 2012 r. rosyjski oficer zarabia lepiej niż jego polski odpowiednik, prostym dowodem są rodziny wojskowych z Kaliningradu robiące zakupy w Trójmieście – zauważa Mariusz Cielma z portalu Dziennik Zbrojny. Podwyżki mogły nie dotrzeć do zapomnianych pułków gdzieś na Syberii, ale w miastach z dużymi i istotnymi garnizonami, jak w Sewastopolu, około dwukrotnie wyższe uposażenia wywołały falę inflacji. Oficerowie, mający zazwyczaj pełne utrzymanie, stali się krezusami zaburzającymi lokalny rynek. – I nic dziwnego, bo 8–9 tys. dol. żołdu, otrzymywanego przez kapitanów atomowych okrętów podwodnych, to w takim portowym Pietropawłowsku Kamczackim czy Murmańsku prawdziwa fortuna – mówi Andrzej Wilk.

Na papierze armia ma milion etatów, w tym, jak w każdych siłach zbrojnych, mieści się wielu oficerów, których działalność nie jest związana z pierwszą linią: lekarzy czy rozmaitych pracowników sztabów. W ostatnich latach niebojowi oficerowie dziesiątkami tysięcy odchodzili na emeryturę, od biurek odspawano i tych, którzy dowodzili w gospodarstwach pomocniczych albo w szkołach wojskowych. Przewietrzeniu personelu sprzyja uproszczenie systemu dowodzenia. Powstały tylko cztery okręgi wojskowe, dopasowane do ewentualnych działań zbrojnych: na Dalekim Wschodzie (przeciwko Chinom, Japonii i USA), okręg centralny (ciągnący się od Arktyki po południowe granice na wprost Azji Środkowej), okręg zachodni (przeciwko Polsce, Finlandii i Ukrainie) oraz południowy (zajmujący się głównie Kaukazem).

2.

W 2017 r. w rosyjskiej armii ma służyć pół miliona zawodowców, w pełni profesjonalizują się wojska powietrznodesantowe, duma i szpica całego wojska. Ochotników wabionych pieniędzmi nie brakuje, więc szansę na zostanie rekrutem ma tylko najbardziej wartościowy „materiał”. Zresztą patriotyzm kolejnych roczników też się poprawia, o co dbają m.in. popularne szkoły kadetów. Przy czym Rosja, w odróżnieniu od Polski, nie ma planów zupełnej rezygnacji z poboru. Uzawodowienie nie podoba się narodowi przyzwyczajonemu, że rosyjscy chłopcy mężnieją dzięki pracy wychowawczej sierżantów w koszarach. Decydują także względy praktyczne i sztabowe założenie, że w wojsku sprawy drobnego kalibru z powodzeniem załatwiają poborowi. Nie dość, że są tańsi w utrzymaniu, to jeszcze po przejściu do cywila zasilają rezerwy. A przecież to nimi wygrywa się wojny.

Wracając do myśli Bismarcka: Rosja wcale nie uważa, że prowadzi wojnę. Także armia, ze względu na swoją skalę, nie uznaje oddelegowania tysięcy żołnierzy walczących w Donbasie oraz przekazania sprzętu za coś specjalnie angażującego. Tym bardziej że separatyści walczą wśród przychylnych sobie cywili i mają naprzeciw siebie zawodową od 2013 r., ale niedofinansowaną armię ukraińską, z dowództwem poobijanym kijowskim zamachem stanu. Ukraińcy, przygotowując się m.in. do częstszego udziału w misjach zagranicznych, stopniowo się rozbroili, zmniejszając liczbę jednostek liniowych, najbardziej teraz potrzebnych.

Z przebiegu samego konfliktu niewiele się dowiedzieliśmy o możliwościach armii rosyjskiej – stwierdza jednak Andrzej Wilk. – Więcej mówią o nich trwające nieprzerwanie od lutego zeszłego roku ćwiczenia. Wojsko intensywnie trenuje i podczas niezapowiedzianych alarmów i manewrów na poligonach nie ponosi jakichś znacznych strat. Uzyskana w ten sposób rutyna pozwoliła zręcznie przerzucić znaczne siły pod ukraińską granicę.

3.

Żołnierz, by był w pełni patriotyczny i powszechnie szanowany, musi mieć czym się bić. Totalny program zbrojeń zakłada do 2020 r. zarówno modernizację lotnisk i szpitali, jak i opracowanie rodziny nowych pojazdów bojowych, w tym czołgów najnowszej generacji, nad którą pracują już tylko Rosjanie. Budżet obronny to jedna piąta wydawanych środków publicznych, a od tzw. kompleksu militarno-przemysłowego, w tym także przemysłu lotniczego i kosmicznego, zależy (licząc z rodzinami pracowników) los 25 mln rosyjskich obywateli. Przemysł zbrojeniowy, jak wszędzie na świecie, jest formą zabezpieczenia społecznego, nie można więc tak po prostu zlikwidować zakładów reanimujących sowiecki sprzęt albo zamknąć ich w dobie zmniejszonych zamówień.

Niemniej branże pracujące dla wojska są jednymi z niewielu nośników prawdziwie nowoczesnych technologii w kraju. W pewnych dziedzinach, np. w elektronice, Rosjanom wiele brakuje do liderów i tu najbardziej bolesne okażą się zachodnie sankcje. Duże zagraniczne zakupy nie są możliwe i z tego powodu, że obronność nadzoruje wicepremier Dmitrij Rogozin, wpływowy przywódca nacjonalistów, przynajmniej retorycznie zachwalający rodzime osiągnięcia.

Faktycznie, Rosjanie mają się czym pochwalić, m.in. gonią Amerykanów, którzy jako jedyni seryjnie produkują niewidoczny dla radarów myśliwiec piątej generacji. Na świecie lata jeszcze tylko prototyp analogicznej konstrukcji rosyjskiej, przy którym projekt chiński nie wygląda na równorzędną technologię, raczej na nieudolnie zaprojektowany propagandowy humbug.

Rosja chce być też morską potęgą. 10 września z powodzeniem wystrzeliła z pokładu atomowego okrętu podwodnego rakietę międzykontynentalną Buława, zdolną do przenoszenia kilku głowic nuklearnych. W następnym tygodniu ogłoszono, że niebawem wejdą do służby zmodernizowane łodzie podwodne o konwencjonalnym napędzie. A w tle rozwija się historia z okrętami desantowymi kupowanymi od Francji.

Nawet rosyjscy eksperci podkreślali, że Rosja takich jednostek jak Mistrale nie potrzebuje do walki, ale w dwóch innych celach: do polityki i do nauki. Pierwotnie chodziło o zadzierzgnięcie stosunków z Paryżem i okazję do patrzenia francuskim stoczniowcom na ręce, by już w rosyjskich stoczniach umiejętnie konstruować nowoczesne i duże statki. Co jest sztuką wyrafinowaną i kosztowną, o czym przekonują próby zbudowania polskiej fregaty. Bez porządnych stoczni trudno będzie Rosjanom zwodować lotniskowce (od lat 80. mają jeden). Inwestują w nie wschodzące mocarstwa, jak Chiny czy Indie, rozwijać chcieliby je także Rosjanie, od dawna opowiadający o swojej widmowej flocie lotniskowców.

Dużo bardziej realistyczny jest arsenał jądrowy, jedyna część armii, która nawet w najcięższych czasach kryzysu sprzed 20 lat dostawała nowe uzbrojenie, m.in. rakiety. Na utrzymanie strategicznych sił atomowych idzie co trzeci rubel dla wojska. To one decydują o globalnej pozycji Rosji i odstraszają prawdziwego wroga odziedziczonego po Armii Czerwonej: Amerykanami i NATO straszy się żołnierzy, by mogli sobie wyobrazić przeciwników.

4.

Pamiętajmy – objaśnia Mariusz Cielma – że Rosjanie bezpieczeństwo traktują bardzo tradycyjnie, poprzez kontrolowanie terytorium. Dla dobrego samopoczucia muszą utrzymywać zderzaki oddzielające ich od NATO. Hitler szedł pod Stalingrad od Przemyśla przez ponad rok, ale jeśli Ukraina zbliży się do NATO, Stalingrad będzie 150 km od natowskiej granicy. Podobny dyskomfort strategiczny budzi obecność w NATO państw bałtyckich, kotwiczących Sojusz na przedmieściu Petersburga, kilka minut lotem myśliwcem z estońskich lotnisk. Stąd podejrzenie, że po Kaukazie Północnym, Gruzji i Ukrainie następnym miejscem, gdzie Putin użyje armii w ramach słynnej już wojny hybrydowej, będzie któryś z nadbałtyckich sąsiadów.

Rosja twierdzi, że NATO jej kosztem stara się zabezpieczać swoje interesy. Jak dla nas wojna hybrydowa jest przejawem złych zamiarów Rosji, tak dla niej jest nimi zachodnie wsparcie dla kolorowych rewolucji. Minister Szojgu mówił o nich w maju podczas wielkiej konferencji wojskowej – z udziałem przyjaciół z Chin, Iranu i Ameryki Płd. – jako o „nowych technikach agresji amerykańskiej”, zmierzających do podziałów społeczeństw i obalenia władzy. Co, jak twierdził, jest tanim sposobem na przejmowanie surowców państw zmagających się z problemami społecznymi. Ten scenariusz został wykorzystany w Libii, kiedyś w Serbii, a obecnie na Ukrainie.

Rosja chce świata wielobiegunowego (ma być jednym z biegunów), ale budowa nowego porządku, mówił wiosną w Petersburgu Władimir Putin, przebiega z trudnościami. To wina NATO, suflował szef sztabu generalnego, które daje sobie wyłączny przywilej interpretacji prawa międzynarodowego i destabilizuje różne obszary, bo nie może znieść, że powstają nowe centra władzy na świecie. Stąd poczucie, że Rosja jest jednym z głównych celów agresji amerykańskiej i musi się bronić. Dlatego stara się rozbijać obóz Zachodu, sponsorując np. skrajną prawicę w Europie, podzielającą rosyjski konserwatyzm obyczajowy. Dobrym słowem, pieniędzmi i bronią wspiera antyamerykańskie reżimy. A jeśli problemu nie da się inaczej rozwiązać i np. przy okazji cierpią Rosjanie, to Moskwa daje sobie prawo do interwencji.

Strategii tej nie zmienią komitety rosyjskich matek, próbujące ustalić losy swoich synów, oficjalnie ginących podczas urlopów, w rzeczywistości biorących udział w walkach i mimo tego – jak kiedyś podczas operacji w Czeczenii, a dziś w Donbasie – chowanych potajemnie i bez należnych honorów. Ale Rosjanie liczą się z tym, że ponoszenie ofiar jest ceną dumy, którą odczuwają z potęgi państwa, zgodnie z aforyzmem Stanisława Jerzego Leca o tym, że owocami zwycięstwa są gruszki na wierzbie.

Polityka 39.2014 (2977) z dnia 23.09.2014; Świat; s. 48
Oryginalny tytuł tekstu: "Gruszki zwycięstwa"
Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną