Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Świat

Jak możemy pomóc Ukrainie podążyć śladem Polski?

Wystąpienie marszałka Radosława Sikorskiego na Uniwersytecie Harvarda

Marszałek Sikorski na HarvardzieHarvard Center for European Studies/materiały prasoweMarszałek Sikorski na Harvardzie

 

Radosław Sikorski, Marszałek Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej
Uniwersytet Harvarda, 20 listopada 2014 r.

To tutaj, na schodach Memorial Church w Harvard Yard, 5 czerwca 1947 roku, padły wiekopomne słowa.

Jest rzeczą logiczną, że Stany Zjednoczone powinny uczynić wszystko, co leży w ich mocy, by pomóc w przywróceniu światu normalnego zdrowia gospodarczego, bez czego nie może być mowy o równowadze politycznej i zapewnieniu pokoju. Nasza polityka jest wymierzona nie przeciwko jakiemukolwiek krajowi czy doktrynie, ale przeciwko głodowi, ubóstwu, rozpaczy i chaosowi.

Amerykański Sekretarz Stanu George Marshall uruchomił najbardziej zyskowną inwestycję finansową w historii ludzkości: odbudowę Europy Zachodniej: Plan Marshalla stanowił część szerszych aspiracji Zachodu po II wojnie światowej. Aspiracji stworzenia Świata Zasad.

Pod przywództwem i dzięki hojności Stanów Zjednoczonych, a także dzięki znacznym wkładom tego Uniwersytetu, utworzono nowe, światowe instytucje. Organizację Narodów Zjednoczonych, Bank Światowy, Międzynarodowy Fundusz Walutowy czy Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości. Mimo ostrych, zimnowojennych różnic ideologicznych, instytucje te zdołały się zakorzenić. Rozwijały się i rosły w siłę. Dlaczego: ponieważ świat, a przynajmniej jego część, porozumiała się w sprawie tego, że należy położyć kres międzynarodowym agresjom wojskowym.

Różnice między ludami i narodami należy rozwiązywać na drodze pokojowych negocjacji. Pierwszą zasadą Świata Zasad jest samoograniczenie: poprzez współpracę, a nie walkę, sprawiamy, że sukces staje się naszym wspólnym interesem. To samoograniczenie, wykluczające wojnę, tworzy stabilność. Stabilność stanowi zachętę do inwestycji. A to z kolei prowadzi do innowacyjności i nowego dobrobytu.

Europejska Wspólnota Gospodarcza to tylko jedna z wielu instytucji, które rozkwitły w nowym systemie. Stopniowo rosła ona w siłę, aż przeistoczyła się w dzisiejszą Unię Europejską. I to właśnie dlatego, że oparta była na zasadzie narodowego i politycznego samoograniczenia. Sukces zrodził dalszy sukces.

Drugą zasada polegała na tym, że ten nowy Świat Zasad wart był obrony przed tymi, którzy go nie przyjęli. W czasie zimnej wojny wymagało to spójnego podejścia Zachodu, którego rdzeń stanowił Traktat Północnoatlantycki.

Wprowadzono programy wymiany danych wywiadowczych, zwłaszcza pomiędzy anglojęzycznymi narodami Zachodu, a także wspólne manewry wojskowe, wymianę broni i technologii wojskowych. Takie instytucje jak Radio Wolna Europa czy BBC odpierały komunistyczne kłamstwa i propagandę.

Wspomniane instytucje zajmujące się gospodarką i bezpieczeństwem były na tyle skuteczne i na tyle atrakcyjne dla tych, którzy nie mieli do nich dostępu, że kiedy w 1989 roku Układ Warszawski w końcu się rozpadł, narody Europy Środkowej postawiły sobie za główny cel polityki krajowej ścisłą współpracę z nimi, a nawet ubieganie się o członkostwo.

* * * * *

Dziś chciałbym pochylić się nad dwoma z tych narodów: Polską i Ukrainą. Stanowią one podręcznikowy przykład na to, co się sprawdza, a co nie. A także, dlaczego tak się dzieje.

W latach 1945–1989 zarówno Polsce, jak i Ukrainie odmówiono szansy uczestnictwa w powojennym boomie gospodarczym, który miał miejsce w demokratycznej Europie. Popatrzmy na dane liczbowe. Zobaczmy, co się stało. Gdyby Polska rozwijała się w średnim tempie rozwoju Niemiec i Francji w okresie od 1945 do 1990 roku, byłaby sześć razy bogatsza w momencie zakończenia zimnej wojny. Proszę pomyśleć o przekreślonych życiach i dotkliwych stratach, które kryją w sobie te dane statystyczne.

Pomyślmy o niezliczonych zimnych godzinach, jakie moja własna rodzina spędziła stojąc w kolejce po artykuły pierwszej potrzeby. Gdy byłem dzieckiem, szczególnie cenionym członkiem rodziny był mój dziadek. Jako emeryt miał czas stać w ogonku po podstawowe artykuły żywnościowe dla nas wszystkich. Żeby kupić lodówkę, trzeba było zmieniać się w takiej kolejce przez kilka dni. W urzędzie paszportowym utworzyły się komitety kolejkowe: formalne listy, na które trzeba było wpisywać się co najmniej raz dziennie. Przez całe dziesięciolecia milionom osób w całym bloku radzieckim znaczna część życia upływała właśnie w ten ohydny sposób.

Wreszcie, w latach 1990/91, komunizm upadł – przywalony ciężarem własnej głupoty. Polska, Ukraina, a także Rosja otrzymały w ten sposób nową szansę. Mogły dołączyć do Świata Zasad jako normalne, demokratyczne państwa. Rozpocząć odbudowę i zacząć się rozwijać.

Minęło 25 lat. I co widzimy? Zacznijmy od mojej ojczyzny, Polski. W 1990 roku Polska i Ukraina były ubogimi krajami. Wskaźnik PKB Polski wynosił 65 mld dolarów –nędzny wynik jak na europejski kraj z 40-milionowa ludnością. Mieliśmy jednak dwa istotne atuty.

Wiedzieliśmy, co chcemy zostawić za sobą. I wiedzieliśmy, w jakim kierunku chcemy podążyć.

Mieliśmy do czynienia ze zbiorową determinacją całego narodu: zrobić wszystko, co konieczne, by uciec od socjalizmu, a w zamian przyłączyć się do normalnej Europy jako przyzwoity, wolny, osiągający sukcesy kraj. To tłumaczy, dlaczego podjęto wtedy dwie kluczowe decyzje, które z dzisiejszej perspektywy można oceniać jako strategicznie mądre.

Po pierwsze prezydent Lech Wałęsa, stoczniowiec, który zmienił świat, poświęcił swój prestiż osobisty dla radykalnych, wymagających, ale dobrych dla nas ustaw reformujących gospodarkę, przygotowanych przez Leszka Balcerowicza. To było bolesne. Oszczędności ludzi wyparowały, obniżyła się wartość emerytur, całe przemysły nagle stały się nieopłacalne. Było to jednak stanowcze i nieodwracalna pożegnanie z przeszłością. Od teraz mogliśmy już tylko iść naprzód.

Po drugie, byli komunistyczni ciemiężcy mogli brać udział w procesach demokratycznych, o ile zaakceptowali nową Polskę i jej demokratyczne zasady. I – ogólnie rzecz biorąc – przyjmowali oni nowe reguły gry.

To uwolniło polityczną i moralną energię Polski. Wszystkie strony miały wspólne cele podstawowe. Były w stanie zawierać kompromisy, i zawierały je, podejmując trudne decyzje. Nieugięta wola sukcesu polskiego społeczeństwa opłaciła się. Proszę spojrzeć, gdzie jesteśmy dziś.

Od tamtego czasu nasz eksport wzrósł 11-krotnie. Nasz wskaźnik PKB wyrażony w cenach stałych wzrósł ponad dwukrotnie, a w cenach bieżących 8-krotnie. PKB na mieszkańca wynosił nieco powyżej 30 proc. średniej UE. Obecnie wynosi on niemal 70 proc..

A teraz popatrzmy na Ukrainę. Ukraina wkroczyła na arenę międzynarodową jako niezależne państwo pod koniec 1991 roku, po upadku Związku Radzieckiego. Ją też komunizm powstrzymywał przed rozwojem. Ale miała istotne atuty: silną bazę przemysłową, obszerne połacie żyznej gleby, tanią energię elektryczną z elektrowni jądrowych oraz tani gaz – zarówno dzięki własnym zasobom, jaki i dzięki tranzytowemu gazociągowi z Rosji do Europy, który przebiegał pod jej terytorium.

A jednak Ukraina stała też przed kilkoma znacznymi trudnościami. Od 1917 roku należała do Związku Radzieckiego, a częściowo też wcześniej do carskiej Rosji. Przeniknięte radzieckim duchem instytucje i nastawienie były głęboko zakorzenione. Brakowało tradycji demokratycznej, która inspirowałaby społeczeństwo. Wiele najcenniejszych ukraińskich postaci opowiedziało się za Moskwą i stało się obywatelami Rosji. Nie było tam ukraińskiego Lecha Wałęsy lub kogoś, czyj autorytety moralny mógłby wesprzeć transformację gospodarczą. Reformy rozpoczynano z opóźnieniem. Unikano podejmowania niełatwych decyzji.

A ponad wszystko, Ukraina nie dołączyła do Świata Zasad. Zamiast przyjmować pakiety ustaw reformujących potrzebnych nowoczesnemu społeczeństwu, ukraińskie elity wolały uprawiać skorumpowane interesy i tajne układy, często wynikające z intryg i manipulacji autorstwa dużo bardziej zamożnej i silnej Rosji.

Dlatego porównując dzisiejszą sytuację Polski i Ukrainy można dojść do uderzających wniosków. I znowu, podstawowe dane mówią same za siebie.

Wskaźnik nominalnego PKB Polski wyniósł w zeszłym roku 500 mld dolarów. Ukraina wciąż nie jest w stanie wzbić się ponad pułap 200 mld dolarów, przy czym liczba ludności tego kraju jest prawie 20 proc. większa od ludności Polski.

Te dane pomogą nam wyjaśnić obecny kryzys toczący się na Ukrainie. Sami Ukraińcy widzą, że Ukraina nie podążyła za przykładem Polski. Widzą, że ich kraj nie realizuje swojego potencjału – że omija go dobrobyt i stabilność, które wynikają z pełnego przyłączenia się do europejskiej części Świata Zasad. Teraz Ukraińcy po raz drugi wyszli tłumnie na ulice, aby odrzucić skompromitowanych przywódców i zdyskredytowaną politykę. Ukraińcy chcą reform i jasnego kierunku. Chcą nadrobić dwadzieścia lat straconego czasu i zaprzepaszczonych szans. Wiedzą, że naród stoi przed doniosłym wyborem: najpierw ból, potem zysk.

To z kolei oznacza przyjęcie wypróbowanych i sprawdzonych programów dostosowawczych prowadzonych przez MFW. Ceny energii muszą wzrosnąć do światowego poziomu. Nie można stworzyć gospodarki konkurencyjnej, jeśli gospodarstwa domowe i przedsiębiorstwa przemysłowe płacą tylko 20 proc. rynkowej ceny gazu. Różnicę trzeba pokryć subwencjami, które pochłaniają ogromną część budżetu krajowego i potwornie wypaczają krajowe decyzje dotyczące zasobów.

Przez wiele lat MFW zalecał przywódcom ukraińskim stopniowe przechodzenie na bardziej realistyczne ceny energii, oferując programy pomocy uboższym obywatelom w okresie przejściowym. Przez wiele lat przywódcy ci nie chcieli słuchać rozsądnych argumentów, które miały ograniczyć marnotrawstwo panujące w ukraińskim sektorze energetycznym: liczniki zużycia gazu w gospodarstwach domowych, izolacja domów.

Kolejni ukraińscy premierzy powtarzali mi osobiście, że zrobią to, co trzeba, jak tylko wygrają kolejne wybory. Te deklaracje pozostały niespełnione. Jak pokazuje przykład Polski, żaden kraj nie musi przechodzić przez to sam. Ukraina potrzebuje przyjaciół i popleczników. I ich ma. Unia Europejska i Stany Zjednoczone oraz światowe instytucje finansowe są gotowe przyjść jej z pomocą.

W kwietniu Ukraina ogłosiła kompleksowy program reform gospodarczych, wsparty dwuletnią pożyczką w wysokości 17 miliardów dolarów zatwierdzoną przez Radę Wykonawczą MFW. Pożyczka ta ma przywrócić stabilność makroekonomiczną, wzmocnić ład gospodarczy i zainicjować wzrost gospodarczy przy jednoczesnym zapewnieniu ochrony najbardziej wrażliwym grupom.

W ramach tej pożyczki Ukraina otrzymała 4,6 mld dolarów. EBOiR otwiera specjalny rachunek stabilizacyjny dla Ukrainy i w samym tylko 2014 roku planuje przeznaczyć na ten cel 1,3 mld dolarów. Jak Państwo wiedzą, Ukraina była centralnym tematem rozmów podczas spotkania G-20 w Brisbane oraz posiedzenia Rady do spraw Zagranicznych, które odbyło się w ostatni poniedziałek w Brukseli. 

Pomoc dla Ukrainy musi być jak zwykle połączona z pewnymi warunkami – wymaganiami dotyczącymi przejrzystości i dobrego zarządzania. Polska przyjęła olbrzymie ilości tego gorzkiego lekarstwa warunkowości. Dlatego dzisiaj jesteśmy w tak dobrej formie. Zrobimy co w naszej mocy, żeby pomóc Ukrainie przyjąć należną jej dawkę.

* * * * *

Po dwóch zmarnowanych dekadach droga Ukrainy do sukcesu i wzrostu byłaby wystarczająco trudna nawet w sprzyjających okolicznościach. Ale okoliczności nie są sprzyjające. Wydarzenia na Krymie i na wschodniej Ukrainie mają dramatyczny przebieg i są niebezpieczne. Stanowią one zagrożenie dla stabilności Ukrainy. Są one też nowego rodzaju próbą dla transatlantyckiego sojuszu, który powstał, aby stać na straży Zachodu i jego zasad.

Chciałbym oficjalnie obalić twierdzenie, które całkiem często można usłyszeć zarówno w Moskwie, jak i w zachodnich stolicach, jakoby kryzys ukraiński został „sprowokowany” ogólnie przez rządy państw zachodnich, a w szczególności przez NATO.

Niewielu zdaje się dziś pamiętać, że po zakończeniu zimnej wojny transatlantycki duet Ameryki Północnej i Europy Zachodniej zaprosił państwa Europy Środkowo-Wschodniej do nowoczesnego społeczeństwa demokratycznego.Impuls do rozszerzenia NATO nie wyszedł jednak ze strony triumfującego Waszyngtonu. W rzeczywistości Stany Zjednoczone początkowo były niechętne nawet rozpadowi Związku Radzieckiego.

Od 1990 roku wniosek o przystąpienie do NATO złożyło 12 europejskich państw. Wszystkie one samodzielnie podjęły decyzję o członkostwie w tym opartym na współpracy sojuszu wojskowym. Członkostwo w NATO odegrało kluczową rolę w ustabilizowaniu ich burzliwych reform demokratycznych.

Programy NATO pomogły zmodernizować nasze siły zbrojne i poddać je w całości cywilnej kontroli. NATO pomogło wszystkimi tym krajom wyraźnie odciąć się od tajnych intryg wywiadu wojskowego z epoki komunistycznej, rozgrywających się w samym sercu tak zwanego niezależnego państwa.

To powolne, ostrożne i – jak dobrze pamiętam – pod pewnymi względami realizowane niechętnie rozszerzenie w końcu się dokonało, równolegle jednak cały czas podejmowano wysiłki na rzecz łagodzenia obaw Rosji. Rosję przyjęto do Rady Europy i Światowej Organizacji Handlu oraz zaoferowano jej zacieśnienie relacji z Unią Europejską.

W nowych państwach członkowskich nie rozmieszczono nigdy żadnych baz NATO. Do 2013 roku nie przeprowadzono w Polsce, w krajach bałtyckich ani nigdzie indziej na wschodniej rubieży żadnych ćwiczeń wojskowych NATO. Na terytorium nowych państw członkowskich nie rozmieszczono żadnych instalacji jądrowych, chociaż Rosja utrzymuje takie instalacje niecałe 100 kilometrów od naszej granicy.

Ustanowiono Radę NATO-Rosja, a Rosji obiecano, że jeśli będzie respektować granice w Europie, na Wschód nie zostaną przesunięte żadne znaczne oddziały bojowe. W 2008 roku Ukrainie i Gruzji odmówiono członkostwa w NATO, a duży wpływ na tę decyzję miały zastrzeżenia Rosji.

W ramach polityki „resetowania” stosunków z Moskwą, prezydent Obama zmienił konfigurację proponowanego systemu obrony przeciwrakietowej w Polsce, a następnie zawiesił czwartą fazę jego budowy, która budziła obiekcje Rosji. Krótko mówiąc, twierdzenie, że Rosja była w tym okresie „upokarzana”, jest absurdalne.

Rosja przejęła całość broni jądrowej z obszaru dawnego Związku Radzieckiego, w tym część przeniesioną z Ukrainy w 1994 roku, kiedy uznała granice Ukrainy wraz z Krymem. Integralność terytorialna Ukrainy została zagwarantowana w memorandum budapeszteńskim przez Rosję, Stany Zjednoczone, Wielką Brytanię i Francję.

Prezydenci Clinton i Bush potraktowali prezydentów Rosji jako przywódców „wielkiego mocarstwa” i zaprosili ich do grupy G-8, mimo że Rosja nie spełniała wtedy warunków członkostwa, nie będąc ani dużą gospodarką, ani stabilną demokracją.

Stany Zjednoczone wydały miliardy dolarów na współpracę z Rosją w celu ograniczenia arsenału broni jądrowej i chemicznej oraz zawarcia lepszych układów o kontroli zbrojeń. Z Rosją uzgadniano wszelkie mniejsze, ale praktyczne projekty. Inicjatywa CAI (Cooperative Airspace Initiative), realizowana w ramach współpracy między NATO i Rosją, ma na celu zapobieganie porwaniom samolotów. Wyraziliśmy zgodę na pomoc w niszczeniu niebezpiecznych zapasów amunicji w eksklawie kaliningradzkiej.

Rosja skorzystała z wszystkich tych programów i wielu innych. Po wyzwoleniu z trwającego dziesięciolecia komunizmu, który sama sobie narzuciła, Rosja włączyła się do globalnej gospodarki jako normalny kraj. Na korzyści nie musiała długo czekać. W 1990 roku jej PKB wynosił zaledwie 570 miliardów dolarów. Do roku 2013 PKB wzrósł do 2,1 biliona.

Tak więc czy w latach, które nastąpiły po zakończeniu zimnej wojny, NATO i rządy państw UE okazywały Rosji nieprzejednaną wrogość? Czy cynicznie „wykorzystywaliśmy słabość Rosji”? Czy „upokarzaliśmy” Rosję? Na te trzy pytania odpowiem trzema słowami. Nie. Nie. I jeszcze raz nie.

Historia pokazuje, że od czasu upadku Muru Berlińskiego NATO i Unia Europejska oraz poszczególne państwa członkowskie tych organizacji pracują wytrwale i w dobrej wierze na rzecz zbudowania normalnych, świadomych stosunków z Rosją. Z historii wynika też, że Rosja sama odnosi znaczne korzyści z tego wsparcia.

* * * * *

Polska odegrała ważną rolę w historycznym wysiłku Zachodu na rzecz normalizacji stosunków z Moskwą. Relacje polsko-rosyjskie mają długą i dramatyczną historię. Bardzo dobrze pamiętamy krzywdy, których doznaliśmy od Rosji – ponad wiek rozbiorów, napaść na Polskę wspólnie z Hitlerem w 1939 roku, 45 lat komunizmu. Niedawno, czwartego listopada, Rosjanie świętowali Dzień Jedności, który zastąpił w ich kalendarzu radziecką rocznicę rewolucji październikowej. Dzień Jedności upamiętnia powstanie ludowe z 1612 roku, które wyzwoliło Kreml od polskich okupantów i zakończyło się wystrzeleniem z działa w stronę Warszawy prochów wspieranego przez Polskę samozwańca. Wyprawa na Moskwę była w istocie w dużej mierze prywatnym przedsięwzięciem, ale nasi przodkowie naprawdę spalili stolicę Rosji.

Po zakończeniu zimnej wojny, Warszawa i Moskwa podjęły wspólny wysiłek, aby zbudować silne i dobre relacje. Prezydent Jelcyn odrzucił jedno z największych radzieckich kłamstw o Polsce, przyznając, że to Stalin odpowiadał za masowy mord około 20.000 oficerów Wojska Polskiego w 1940 roku w lesie katyńskim i w innych miejscach. Musiało minąć kilka lat, ale wojska radzieckie opuściły terytorium Polski.

W ostatnich latach Polska stale dążyła do poprawy stosunków z Rosją. Jako Minister Spraw Zagranicznych przyczyniłem się do ponownego rozpoczęcia prac komisji, która zajmuje się polsko-rosyjską historią. Wynegocjowaliśmy porozumienie graniczne, które umożliwiło Rosjanom z obwodu kaliningradzkiego łatwe i wygodne podróżowanie do Polski i z powrotem. Rozszerzyliśmy współpracę gospodarczą i handlową.

W 2009 roku Prezydent Putin przyjechał do Polski z okazji siedemdziesiątej rocznicy wybuchu wojny w 1939 roku. Wówczas po raz pierwszy przywódca Rosji przyznał, że II wojna światowa rozpoczęła się we wrześniu 1939 roku nazistowskim i radzieckim najazdem na Polskę, a nie w 1941 roku, kiedy Hitler zaatakował ZSRR.

W 2010 roku Prezydent Putin jako pierwszy rosyjski przywódca złożył hołd polskim oficerom pomordowanym w Katyniu. Kościoły opublikowały wspólne listy w duchu wzajemnego przebaczenia i pojednania. Czy powinniśmy tego żałować? Oczywiście że nie. Dobra wola pozwala budować nowe obszary współpracy i tworzyć nowe możliwości. Temu właśnie służy dyplomacja.

* * * * *

Co zatem poszło nie tak? Podstawowy problem polega na zależności obecnych przywódców w Moskwie od skorumpowanych struktur gospodarczych oraz od manipulacji mediami w celu utrzymania władzy.

Rosyjską elitę zdominowali dawni oficerowie KGB, którzy od końca lat 80. XX wieku wykorzystywali państwowe pieniądze, czasem prane w zachodnich bankach z siedzibą poza Unią Europejską, i kupowali za nie ogromne ilości ziemi, surowców i nieruchomości.

Aby chronić swoje bogactwo, musieli zapobiec demokratycznej rewolucji – takiej, jaka odmieniła Europę Środkową w 1989 roku, a także rewolucji antykorupcyjnej – takiej jak tegoroczna rewolucja na kijowskim Majdanie.

Za pomocą inwazji wojskowych w Gruzji i aktualnie na Ukrainie, za pomocą siłowej taktyki w Armenii oraz skorumpowanych politycznych marionetek w Mołdowie usiłują oni powstrzymać narody dawnego Związku Radzieckiego przed dołączeniem do skutecznych organizacji Zachodu – co mogłoby stanowić przykład, który obywatele Rosji chcieliby naśladować.

Manipulują naszą opinią publiczną za pomocą propagandowych trików. Płacą internetowym „trollom” za zanieczyszczanie forów komentarzy do artykułów prasowych, Twittera, Facebooka i innych stron. Przedstawiają fałszywych „ekspertów”, z których tworzą sztuczne autorytety. Próbują legitymizować różne ekstremalne siły polityczne, płacąc za skrajnie lewicową, antyamerykańską retorykę w anglojęzycznym kanale Russia Today, a jednocześnie wspierając skrajną prawicę w Europie.

Zaprzyjaźnieni z nimi oligarchowie prowadzą cichą kampanię w centrach finansowych na Zachodzie. Ale to im nie wystarcza, sprawdzają także naszą militarną determinację. Rosyjskie samoloty utrudniają pracę samolotom amerykańskim, szwedzkim, duńskim, nawet kanadyjskim. Siły rosyjskie uwięziły estońskiego oficera bezpieczeństwa, który pracował po estońskiej stronie granicy. Rosyjska marynarka zatrzymała litewski kuter rybacki, wymuszając okup.

Te niedopuszczalne manewry mają podważać determinację Zachodu, naszą wspólną wiarę w NATO i artykuł 5 Traktatu Waszyngtońskiego. To test naszych wzajemnych gwarancji bezpieczeństwa.

Tegoroczne wydarzenia na Ukrainie pokazały jednak, że celem tych działań jest też podważenie najbardziej podstawowej zasady prawa międzynarodowego i Świata Zasad: zakazu zmiany granic międzynarodowych z użyciem siły.

* * * * *

Międzynarodowa reakcja na politykę Rosji była powściągliwa. Miała na celu podniesienie ponoszonych przez Rosję kosztów osłabiania zachodnich instytucji. Ta polityka jest skuteczna, do pewnego stopnia. Prezydent Rosji przyznał, że cena, jaką płaci jego kraj, jest wysoka. Raz jeszcze przyjrzyjmy się liczbom.

W dziesięcioleciu 2002-2012, gospodarka Rosji notowała wzrost wynoszący średnio 5 proc. rocznie. Podobnie do Polski, Rosja integrowała się z globalną gospodarką i widziała pozytywne efekty tej integracji. Jeżeli od teraz do 2025 roku Rosja będzie notować takie samo tempo wzrostu, jej PKB wyniesie 3771 miliardów dolarów, obecnie zaś wynosi 2100 miliardów dolarów.

Jeżeli natomiast w ciągu najbliższej dekady wzrost ten wyniesie zaledwie 1 proc., z powodu sankcji i globalnej nieufności względem intencji Rosji, jej PKB będzie o wiele niższy i wyniesie 2366 miliardów dolarów. Łącznie, w ciągu dekady, Rosja straci niebotyczną kwotę ponad 8198 miliardów dolarów! Jej przywódcy postanowili postawić na szali życie i nadzieje swoich obywateli, spoglądając w przeszłość zamiast w przyszłość.

Niektórzy obywatele Rosji zastanawiają się, czy warto płacić tak ogromną cenę – i co Rosja będzie z tego mieć? Dziesiątki tysięcy Rosjan wzięły niedawno udział w marszu przeciwko wojnie na Ukrainie. To niewiele, choć o wiele więcej niż tych 8 śmiałków, którzy w 1968 roku w Moskwie odważyli się zademonstrować przeciwko inwazji Związku Radzieckiego na Czechosłowację.

Wiemy jednak, że nawet oni nie są jedynymi, którzy zastanawiają się, czy warto zapłacić setki miliardów dolarów za to, by rosyjska flaga powiewała nad zubożałym Półwyspem Krymskim. Czy warto poświęcić setki miliardów dolarów na to, aby przestępcy i najemni żołnierze mogli niszczyć ukraiński region Doniecka? Ilu rosyjskich żołnierzy zginęło lub zostało poważnie rannych na Ukrainie? Rosyjskim rodzinom nie mówi się prawdy. One chcą wiedzieć, co się dzieje.

* * * * *

Być może rosyjscy przywódcy także zaczynają pojmować, że nie warto płacić tej ceny. Mam szczerą nadzieję, że tak jest. Musimy jednak być przygotowani na wypadek, gdyby było inaczej, przynajmniej w perspektywie krótkoterminowej. Musimy poważnie zastanowić się nad kondycją tych instytucji, które powołaliśmy pół wieku temu. Przede wszystkim musimy zmierzyć się z ponurą rzeczywistością. Europa raz jeszcze staje przed trudnymi, stanowczymi pytaniami o kwestie bezpieczeństwa.

NATO, które znamy, nie jest tym NATO, którego potrzebujemy, żeby się z nimi zmierzyć. Gdybyśmy teraz zaczynali od zera, nikt nie umieściłby wojsk i wyposażenia NATO tam, gdzie obecnie się znajdują. NATO powinno skończyć z niepotrzebnymi rozkazami i obecnymi zasadami, i powrócić do swojej pierwotnej misji – odstraszania. NATO jest sojuszem obronnym. Aby jednak odstraszanie było skuteczne, nasze zdolności wojskowe muszą wyglądać poważnie i takie być.

Po drugie należy „podążać za pieniądzem”. Czyżbyśmy pobłażliwie przymykali oko na niewygodną prawdę: że nasze poplątane, nadmiernie skomplikowane systemy bankowości były wykorzystywane przez międzynarodowe sieci quasi-przestępcze, nie tylko z Rosji, lecz z całego świata?

Wystarczy stanowczo egzekwować istniejące przepisy dotyczące prania pieniędzy i stawiać trudne pytania o brudne pieniądze, aby pomóc sobie i innym, którzy na przekór wszystkiemu, próbują przyłączyć się do Świata Zasad. Społeczeństwa na całym świecie stałyby się silniejsze, a kleptokraci straciliby swoje wpływy, gdybyśmy tylko wdrażali istniejące przepisy!

Po trzecie, musimy mocno zastanowić się nad sposobem, w jaki Europa i USA pracują wspólnie na Ukrainie i w innych krajach, które chcą naszej pomocy. To dla nich demoralizujące, że tak wiele pieniędzy Zachodu marnuje się przez dublowanie działań i instytucjonalne przepychanki w walce o stanowiska. Szwedzkie agencje pomocy technicznej i holenderskie czy amerykańskie agencje pomocy technicznej nie powinny powielać swoich programów ani wzajemnie sobie zaprzeczać. Eksperckie „doradztwo” techniczne sprawdza się najlepiej, kiedy jest wspierane przez praktyczne wzajemne konsultacje.

Ukraińscy ministrowie zwracają się do swoich polskich odpowiedników z pytaniem o opinię: „Wy, Polacy, przez to przechodziliście. Które rozwiązanie ma sens?” Robimy co w naszej mocy, żeby im odpowiedzieć.

* * * * *

Tutaj, na Harvardzie, składamy dzisiaj hołd pamięci i przywództwu George’a Marshalla. W 1947 roku Stalin uniemożliwił uczestnictwo Ukrainy, jak też i Polski, w uruchomionych przez niego hojnych programach. Pomóżmy Ukrainie teraz, kiedy przynajmniej może o naszą pomoc poprosić i kiedy jest gotowa, żeby ją przyjąć. Metodyczny sposób wyjścia z tego kryzysu opiera się na powrocie do zasad, które George Marshall sformułował właśnie tutaj, na Harvardzie, w 1947 roku. Praca zespołowa. Współpraca. Powrót Rosji do Świata Zasad.

Jeżeli tak się stanie, sankcje mogą zostać zniesione. Rosja będzie mogła znowu normalnie uczestniczyć w międzynarodowych rynkach finansowych i instytucjach. Wszystkie wyartykułowane skargi lub obawy Rosji dotyczące Ukrainy czy innych miejsc można rozsądnie i sprawiedliwie rozstrzygnąć za pośrednictwem ONZ, OBWE lub Rady Europy czy innego forum stworzonego właśnie w celu radzenia sobie z takimi problemami.

Moskwa sama zwróciła się o przystąpienie do wszystkich tych organizacji, chociaż nie była partnerem założycielskim podczas ich tworzenia. Moskwa sama zobowiązywała się do przestrzegania ich zasad.

Tutaj, na Harvardzie, musimy dziś jasno powiedzieć, o co toczy się gra na Ukrainie. Alternatywą dla normalnego i pokojowego rozpracowania tych kwestii w duchu udanego partnerstwa jest nowa linia podziału na kontynencie europejskim. Może nie będzie z żelaza, ale będzie wystarczająco namacalna.

Po jednej stronie tej linii są państwa i ludzie, którzy mają wolność wyboru swojego demokratycznego przeznaczenia.

Po drugiej stronie znajdują się państwa upadającej Strefy Mroku. Skazanego na porażkę, nieszczęśliwego i niestabilnego obszaru poza Światem Zasad.

Jeśli popełnimy błąd, nasze strategiczne ambicje tworzenia zjednoczonej i wolnej Europy – budowane wspólnie na Zachodzie od dziesięcioleci – osłabną. Stałem w Kijowie wraz ze zwykłymi Ukraińcami demonstrującymi o prawo do przyzwoitego i spokojnego życia.

Oni chcą tylko tego, co my, Polacy, mamy teraz: odejścia od szarego ucisku i wejścia na drogę sukcesu. Bycia częścią zachodniej rodziny narodów, na której czele stoi ten kraj – Stany Zjednoczone.

W tym roku Ukraińcy głosowali pod straszliwą presją. Zagłosowali za wartościami, które reprezentuje ta uczelnia. Przytłaczającą większością opowiedzieli się za pluralizmem i uczciwością polityki państwa, za poszanowaniem mniejszości, współpracą z sąsiadami i stowarzyszeniem z Unią Europejską.

Za wartościami, które pomogły Polsce osiągnąć taki sukces w ciągu ostatnich dwóch dziesięcioleci. Wartości te mogą teraz przynieść sukces Ukrainie – i tak, także Rosji.

Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną