Gdy masz niespełna 3 mln obywateli i za sąsiada przewrażliwione na swoim punkcie mocarstwo atomowe ze 144 mln mieszkańców, z reguły w wywiadach radiowych nie nazywasz owego sąsiada „państwem terrorystycznym”. Zwłaszcza jeśli szef tego państwa nie zna się na żartach, od lat z łatwością znajduje argumenty za wojnami przeciw słabszym, a teraz grozi, że zdyscyplinuje te rządy u swoich granic, które nie potrafią zadbać o jego ziomków.