Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Pompa z kolumnami

Pałace dla władców za miliony

Widok na Białą Siedzibę prezydenta Kazachstanu Widok na Białą Siedzibę prezydenta Kazachstanu Michael Runkel / Getty Images
Liczne nowe siedziby władców w różnych częściach świata wydają się ilustrować prostą zależność: im większe ego lokatora, tym bardziej okazała i bardziej dziwaczna budowla. Cena nie gra roli.
Prezydent Erdogan świeżo po przeprowadzceAFP/EAST NEWS Prezydent Erdogan świeżo po przeprowadzce
Przestronny korytarz Domu Ludowego, którego nie ukończono przed śmiercią dyktatora socjalistycznej Rumunii.Sandro Vannini/Corbis Przestronny korytarz Domu Ludowego, którego nie ukończono przed śmiercią dyktatora socjalistycznej Rumunii.
Fragment Zakazanego Miasta, centrum władzy ChinSteven Vidler/Corbis Fragment Zakazanego Miasta, centrum władzy Chin
Duszanbe, stolica Tadżykistanu – wnętrze pałacu za 300 mln dol.Michael Gallner/Corbis Duszanbe, stolica Tadżykistanu – wnętrze pałacu za 300 mln dol.

Prezydent Turcji wprowadził się do nowego pałacu. Absurdalnie dużego dowodu na to, jak kompleksy ludzi władzy wpływają na architekturę. Gdy Recep Tayyip Erdoan w końcu zwątpi, czy było warto, współpracownicy na pewno przypomną mu argumenty za budową tej perełki. Mogłoby to zabrzmieć mniej więcej tak: biuro przywódcy sporego państwa leżącego na dwóch kontynentach musi być przestronne; trzeba w godnych warunkach pomieścić prezydencki personel; poprzednia siedziba ma ponad 90 lat; konstytucyjne uprawnienia prezydenta zapewne będą rosły, lider potrzebuje więc proporcjonalnie większej przestrzeni; zatem obecne tysiąc pokoi i 289 tys. m kw. będzie w sam raz. Przynajmniej na razie.

Nie można wyciągać pochopnych wniosków z faktu, że wydano równowartość 615 mln dol. Marmurowe posadzki, jedwabne tapety, wysokie płoty i bramy szczelnie chroniące przed wścibskimi obywatelami, wycinka setek drzew prowadzona w gęsto zarośniętym rezerwacie – to wszystko musi kosztować.

Obrońcy środowiska też niesłusznie protestują. W miejsce wyciętych drzew posadzono nowe, dorosłe platany – 3,75 tys. dol. za sztukę. Co prawda część z nich się nie przyjęła i uschła, ale nie każdy element tak wielkiego przedsięwzięcia musi się od razu udać. Ewentualne błędy usunie się w 2015 r., na który zabudżetowano kolejne 135 mln dol. na pałac prezydencki. To skromna kwota, szczególnie jeśli się weźmie pod uwagę, że prezydencki airbus – z wnętrzem zaprojektowanym według wskazówek głównego pasażera – kosztował 185 mln dol.

Wysoki, wyższy, najwyższy

Przez 11 lat premierostwa obecnego prezydenta turecka gospodarka rozwijała się średnio 5 proc. rocznie. Odnoszący sukcesy kraj potrzebuje symboli, pałac luźno inspirowany osmańskimi koszarami jest więc strzałem w dziesiątkę. Demagogią jest stwierdzenie, że mieszkalna część Białego Domu mogłaby być przybudówką nowego pałacu, a jego powierzchnia jest większa nie tylko od paryskiego Pałacu Elizejskiego lub moskiewskiego Kremla, ale też czterokrotnie większa od Wersalu. To stare budynki, inaczej się kiedyś budowało.

O tym, jak się kiedyś projektowało siedziby władzy, a jak się wznosi je teraz, doskonale wiedzą koledzy Erdoana ze Wschodu. Niedawno w pasie państw od Turcji po Tadżykistan podatnicy zrzucili się na obiekty znakomicie ilustrujące prostą zależność: im większe ego lokatora, tym większa i bardziej dziwaczna architektura. Nie powinna więc dziwić regionalna rywalizacja na wysokość masztów flagowych.

Jeszcze kilka miesięcy temu najwyższy był maszt stojący w Duszanbe, stolicy niezamożnego Tadżykistanu. W 2011 r. swoimi 165 m pobił o 3 m maszt z azerbejdżańskiego Baku i o 5 m konstrukcję z północnokoreańskiego Pjongjangu. Tadżykistański rekord jest już nieaktualny, bo 23 września prześcignął go maszt z saudyjskiej Dżuddy (najwyższy w Polsce maszt, postawiony niedawno w Warszawie, ma zaledwie 63 m).

Maszt w Duszanbe powstał na 20-lecie wydzielenia się Tadżykistanu z ZSRR. Wśród pomników jubileuszu znalazła się m.in. biblioteka narodowa, w zapowiedziach największa w krajach byłego ZSRR, z ciekawą metodą gromadzenia księgozbioru, uzupełnianego przez naukowców i studentów przynoszących własne książki. Na główną ozdobę rocznicy wybrano jednak pałac prezydencki.

Kosztował około 300 mln dol., jedną szóstą państwowego budżetu z 2011 r. Pod jego budowę sporo trzeba było wyburzyć. Ostatniej synagogi w mieście nie uratowały nawet międzynarodowe protesty, tak samo szczęścia nie miało kilkaset wysiedlonych rodzin. Na wygospodarowanym w ten sposób miejscu założono park w stylu francuskim, z obowiązkowymi fontannami i równo wytyczonymi rombami rabatek. W środku stoi górujący nad miastem pałac przykryty złotą kopułą, ozdobiony przyciemnianymi oknami i 64 doryckimi kolumnami. Urzęduje w nim, oczywiście z pomagierami, 62-letni Emomali Rahmon. Rządzi ciągiem od 22 lat, a zanim poszedł do wielkiej polityki, podobnie jak Alaksandr Łukaszenka, kierował kołchozem.

Synkretyzm pustynny na biało

Architekci projektujący dla Erdoana i Rahmona podążyli kierunkiem wyznaczonym przez Nursułtana Nazarbajewa, prezydenta Kazachstanu (ma 74 lata, u steru od 30 lat, najpierw jako premier sowieckiego Kazachstanu i I sekretarz lokalnej partii komunistycznej, od 1991 r. jako prezydent, cieszy się też godnością Lidera Narodu). 24 grudnia mija 10 lat, odkąd Nazarbajew wprowadził się do Ak Ordy, Białej Siedziby. Bo generalnie centrala musi mieć białą elewację, jak w Waszyngtonie – biuro Erdoana też nazywa się Ak Saray, czyli Biały Pałac. Podobnie biały jest pałac prezydencki w Turkmenistanie, którego stolica Aszchabad, przez masowe wykorzystanie marmuru w nowych projektach, także do budowy krawężników, zamieniana jest na „białe miasto”.

Dla białości zawsze się znajdzie jakieś uzasadnienie. W kazachskim przypadku chodzi o to, że biel zarezerwowana jest dla cnót najwyższych: świętości, szlachetności, honoru, dobra, a także dla dobrobytu. Do Nazarbajewa biel pasuje zatem idealnie.

Lider narodu wielokrotnie próbował zarażać swoimi wizjonerskimi ideami. Już 20 lat temu wymyślił Unię Euroazjatycką, którą podkradł mu Władimir Putin – blok gospodarczy Rosji, Kazachstanu i Białorusi rusza 1 stycznia. Od lat forsuje jedną walutę dla świata, uniwersalny lek na choroby globalnej gospodarki, ale tego pomysłu długo mu nikt nie podkradnie. Z braku innych pól Nazarbajew wyżywa się w Kazachstanie, zwłaszcza na odcinku architektonicznym. Korzystając z kasy zasilanej eksploatacją bogactw naturalnych nakazał przeprowadzkę stolicy do Astany i styl, w jakim miasto zostanie urządzone.

Autor autoryzowanej biografii Nazarbajewa pisze, że prezydent ze swoich gabinetów w Ak Ordzie widzi stumetrową piramidę zaprojektowaną przez Normana Fostera oraz m.in. dwie wieże w kształcie wafli do lodów, archiwum narodowe stylizowane na szarozielone jajo, centrum finansowe z musztardową elewacją i budynek cyrku przypominający UFO.

Ak Orda i otaczające ją założenie parkowe, reklamowane jako wzór nowego kazachstańskiego stylu państwowego, szczytowe osiągnięcie krajobrazowe stolicy i symboliczny środek miasta, utrzymane są w duchu czegoś, co można by nazwać synkretyzmem stepowym.

Są tu obowiązkowe w przypadku prezydenckiej siedziby zapożyczenia z klasycyzmu, np. front kopiuje tylną kolumnadę Białego Domu z Waszyngtonu. Jest też błękitna kopuła przypominająca dach meczetu, zwieńczona sowiecką iglicą, tę zaś zwieńczono słońcem niesionym na grzbiecie prawdopodobnie największej rzeźby orła stepowego.

Pod kopułą znajdują się osobne sale do: prowadzenia negocjacji, podpisywania dokumentów, spotkań z głowami państw i szefami rządów, spotkań z delegacjami niższej rangi, spotkań z delegacjami w rozszerzonym składzie, spotkań prezydenta z dyplomatami po wręczeniu przez nich listów uwierzytelniających (listy na ręce prezydenta składają w sali do podpisywania dokumentów), spotkań prezydenta z doradcami i intelektualistami, spotkań prezydenta z ministrami i gubernatorami. Jest oczywiście sala bankietowa (1,8 tys. m kw. plus trzytonowy żyrandol) oraz banalne dodatki w postaci biblioteki i ogrodu zimowego.

Pałace wieszczą schyłek

Nie ma co się oburzać, przecież władza musi gdzieś urzędować. Dom wodza – czy to wioski, czy imperium – zawsze jakoś się wybijał, ale w końcu to Amerykanie sprawili, że prezydenci na całym świecie zamieszkali w pałacach. Wszystko mogło się inaczej potoczyć, gdyby Jerzy Waszyngton na początku prezydentury nie wyprowadził się z nowojorskiej kamienicy do Filadelfii, a później do Białego Domu. Został on zaprojektowany w czasach, gdy europejscy królowie rezydowali jeszcze w różnych wersjach Wersalu. Dziś takie obiekty mają nawet małe państwa, np. na Islandii to położony nad morzem dworek.

Styl ten opanował cały świat, a wyjątków pozbawionych elementów klasycyzmu, w tym kolumn i portyków, jest bardzo niewiele. Europejskich śladów architektonicznych na co dzień nie widuje pani prezydent Korei Płd. rezydująca w Seulu w tzw. Błękitnym Domu, grupie pawilonów w starym, koreańskim stylu. Nie ma ich też w Zhongnanhai (czyt. czunnanhaj), kawałku pekińskiego Zakazanego Miasta, skąd najważniejsi sekretarze zawiadują Chinami. Za to prezydent Tajwanu pracuje w neorenesansowym gmachu, zbudowanym na początku XX w. dla byłego gubernatora japońskiego (podobny był w Seulu, ale Koreańczycy go rozebrali).

Właśnie siedziby byłych gubernatorów i namiestników, budowane od Ameryki Płd. po Oceanię w rozmaitych stylach, przyczyniły się do rozkrzewienia prezydenckiej pałacowości. Nowym władzom z reguły nie przeszkadzało, że często wprowadzają się do gabinetów śmiertelnych przeciwników. Jeśli trzeba było zaznaczyć teren, sięgano po zmiany architektoniczne, od wyburzeń i dobudowań po drobne korekty – jak to zrobiono, umieszczając rewolucyjne gwiazdy na hełmach kremlowskich wież. Najlepszym jednak fortelem na symboliczne przejęcie rewiru okazują się zwłoki ojca-założyciela: św. Piotr pod bazyliką swojego imienia, Atatürk w Ankarze, Lenin na placu Czerwonym i Stalin pod kremlowskim murem.

Często budynki po kolonizatorach, okupantach i zaborcach były jedynymi porządnymi lokalami w stolicach nowo powstających państw. Nowe budowanie zazwyczaj się nie udaje, zwłaszcza w przeniesionych stolicach, rzadkim wyjątkiem jest tu architektura Brasilii. Zresztą buduje się nadal, nie tylko w Azji Środkowej. W obdarowywaniu pałacami prezydenckimi specjalizują się Chińczycy intensywnie moszczący się w Afryce. W poprzednich latach sprezentowali pałac społeczeństwu Togo, w tym roku w styczniu Mozambikowi, a we wrześniu dyktatorowi Sudanu, który nie chce już przekraczać progu budynku, skąd administrował Sudanem i gdzie zginął brytyjski gubernator Charles Gordon, znany z kart „W pustyni i w puszczy”.

Według dość popularnej paraekonomicznej teorii wielkie korporacje stawiają sobie reprezentacyjne gmachy, będąc w pełni rozkwitu. Później, w pachnących farbą gabinetach, ich szefowie mogą już tylko przyglądać się powolnemu schyłkowi firmy. Teorię tę w polityce potwierdził nieco gwałtowniej los obalonego dokładnie ćwierć wieku temu Nicolae Ceauescu, który nie zdążył nawet dokończyć olbrzymiego Domu Ludowego. Wprowadzający się ostatnio do nowych pałaców liderzy zdają się nie pamiętać o tym bukareszteńskim przykładzie.

Polityka 51-52.2014 (2989) z dnia 16.12.2014; Świat; s. 62
Oryginalny tytuł tekstu: "Pompa z kolumnami"
Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Historia

Dlaczego tak późno? Marian Turski w 80. rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim

Powstanie w warszawskim getcie wybuchło dopiero wtedy, kiedy większość blisko półmilionowego żydowskiego miasta już nie żyła, została zgładzona.

Marian Turski
19.04.2023
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną