Plan wisiał na ścianie. Serhij Paszynski, były szef administracji prezydenta Ukrainy, twierdził w wywiadzie dla „Ukraińskiej Prawdy”, że już w maju 2013 r. na Kremlu gotowa była mapa okrojonej Ukrainy. O mapie tej administracja prezydenta miała się dowiedzieć od „przywódców sąsiednich krajów” (ukraińska prasa spekuluje, że chodzić mogło o Alaksandra Łukaszenkę). Plany Rosji wobec Ukrainy były, według Paszynskiego, dwa. Plan „light” polegać miał na zajęciu Krymu. Miał on zostać przeprowadzony niezależnie od tego, kto i z jakim nastawieniem rządziłby Kijowem. Jeśli więc Paszynski mówi prawdę, znaczyłoby to, że operacja na Krymie była nie do uniknięcia.
Plan B polegał na oderwaniu od Ukrainy „Noworosji” – od Doniecka po Naddniestrze, i miał zostać wcielony w życie, gdy Ukraina zacznie się Rosji stawiać. Po zwycięstwie Majdanu Rosja zaczęła realizować oba plany. Projekt Krym wypalił i – choć są problemy – jakoś funkcjonuje. Projekt Noworosja, póki co, to kompletny niewypał.
Nie wiadomo, czy Moskwa zrezygnowała z jego dalszej realizacji. Nie wiadomo, co będzie z rozpadającymi się w oczach „republikami ludowymi” wokół Doniecka i Ługańska: czy zostaną rozmontowane i włączone w państwowy obieg któregoś z sąsiadów, czy na przykład będą coraz bardziej się wyludniać, aż w końcu staną się rodzajem postapokaliptycznych Dzikich Pól, gdzie wśród niszczejącego poradzieckiego betonu koczować będą coraz bardziej dziczejący bojownicy. Czy – co również nadal jest prawdopodobne – Rosja planuje desperacką kontynuację planu B, a w takim przypadku nie bez podstaw byłyby obawy, że takie miasta jak Dniepropietrowsk, Zaporoże, Odessa czy Charków nadal są zagrożone.