Słowacy 7 lutego odpowiedzą w referendum, czy za małżeństwo uznają tylko związek jednej kobiety i jednego mężczyzny.
Zadecydują też, czy są za zakazem adopcji dzieci przez pary homoseksualne oraz czy udział dziecka w wychowaniu seksualnym w szkołach powinien być poparty zgodą rodziców. Ten klasyczny dla współczesnych konserwatystów zestaw problemów zostanie poddany pod powszechne głosowanie pod naciskiem społecznym. Wcześniej mało znana organizacja o nazwie Sojusz dla Rodziny w szybkim czasie zebrała pod projektem referendum z czterema pytaniami 450 tys. podpisów – o 150 tys. więcej, niż było potrzeba. Zgodnie z konstytucją referendum rozpisuje prezydent. Andrej Kiska, powszechnie szanowany biznesmen, filantrop i niezależnie myślący człowiek, nie krył sceptycyzmu wobec tego projektu i wszystkie pytania zaskarżył do Sądu Konstytucyjnego. Ten wykreślił tylko jedno z czterech pytań. Prezydent nie miał wyboru i referendum rozpisał.
Sondaże wskazują, że niekwestionowana większość społeczeństwa popiera postulaty konserwatystów. Za zakazem adopcji dzieci jest ponad 65 proc. pytanych, za ścisłą definicją rodziny ponad 78 proc., a dobrowolności w nauczaniu wychowania seksualnego („oraz eutanazji” – bo i ten punkt jest dodany do tego niezwykłego dokumentu) chce prawie 45 proc. respondentów. Wynik głosowania jest zatem już chyba rozstrzygnięty, ale to nie oznacza, że proponowane zapisy zostaną faktycznie włączone do słowackiego prawa. Konstytucja mówi bowiem, że aby referendum było ważne, musi w nim zagłosować przynajmniej połowa uprawnionych obywateli. Oznacza to, że 7 lutego do urn powinno się pofatygować ich ponad 2,1 mln. Czy to się uda – na to nie odpowie żaden sondaż.
Znaczącej podpowiedzi udzielają natomiast precedensy: w nowoczesnej historii kraju referendum rozpisywano już siedmiokrotnie.