Słabnąca pozycja prezydenta Baracka Obamy sprawia, że Republikanie dosłownie liczą dni do końca jego kadencji. Ale do wyborów przecież jeszcze 20 miesięcy! Co więcej, o ile Demokraci mają pewnego kandydata, a właściwie kandydatkę – panią Hillary Clinton – o tyle Republikanie dopiero muszą wypromować kogoś z wielu drobniejszych rybek. W tej sytuacji pani Clinton – nawet przed kampanią wyborczą, która pewnie zacznie się jesienią tego roku – już znajduje się na cenzurowanym.
Wszystkie jej potknięcia, prawdziwe albo wydumane przewinienia, zaczynają być od nowa wyciągane na jaw – jak to w polityce. Jednym z jej grzechów – z okresu kierowania amerykańską dyplomacją – ma być słaba ochrona konsulatu amerykańskiego w Bengazi w Libii. Terroryści we wrześniu 2012 roku zorganizowali tam zamach, w którym zginęli ambasador USA i trzech innych Amerykanów. Czy rzeczywiście szefowa Departamentu Stanu czegoś zaniedbała? Komisja Izby Reprezentantów bada ten zarzut, ale odpowiedzi nie udziela, bo większość republikańska jest zainteresowana przeciąganiem sprawy przynajmniej do kampanii wyborczej.
Tymczasem prasa ujawniła, że pani Clinton jako sekretarz stanu korzystała z prywatnej skrzynki mailowej także do spraw służbowych. Wspomniana komisja natychmiast się ożywiła i zażądała przekazania jej wszystkich maili prywatnych z tego okresu. Już wcześniej ekipa pani Clinton przekazała Departamentowi Stanu 55 tys. stron takich maili i chce wykazać, że niczego nagannego szefowa nie robiła ani żadnych sekretów państwowych czy służbowych nie zdradzała. Wiemy jednak, jak z takim badaniem tysięcy stron bywa: kto chce znaleźć problem, to go znajdzie. Czy to głupstwo? Nie wiadomo, jak się rozwinie.
Amerykańska demokracja cierpi na podobne schorzenia, które znany w kraju. W kampanii wyborczej jakieś haki na przeciwnika trzeba znaleźć, mniejsza czy to rzecz ważna czy nie. Szczęśliwie w naszym kraju kampania wyborcza trwa tylko parę tygodni.