Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Kolektyw z epoki kamienia łupanego

Białe plamy w (jedynym) podręczniku historii Białorusi

Białoruska uczennica w straży honorowej na Placu Zwycięstwa w Mińsku Białoruska uczennica w straży honorowej na Placu Zwycięstwa w Mińsku Ilya Kuzniatsou / Flickr CC by 2.0
Białoruscy nauczyciele historii są podłamani treścią jedynego obowiązującego podręcznika do tego przedmiotu.
Janka KupałaГанцавічук/Wikipedia Janka Kupała
Okładka aktualnego wydania magazynu „Ha!art”ha!art/mat. pr. Okładka aktualnego wydania magazynu „Ha!art”

To, że jest „człowiekiem sowieckim” i że „u nas w ZSRR nie było tak źle”, podkreślał wiele razy. Ostatnio też dodał, że „gdyby ZSRR nadal istniał, nie byłoby wojny w Libii”. To wszystko prawda. Ostatnio jednak w głowie prezydenta Aleksandra Łukaszenki historia ZSRR zaczęła się przeplatać z historią Wielkiego Księstwa Litewskiego (WKL), tworząc jeden obraz spokojnej, neutralnej i tolerancyjnej Białorusi.

Wystarczy przespacerować się po Grodnie czy Brześciu, by się przekonać, że pomniki Lenina, Jana Pawła II i Radziwiłła sąsiadują tu z odnowionymi cerkwiami i kościołami katolickimi. Może nie zawsze tak było, bo w Bobrujsku przy ul. Kastrycznickiej spotkaliśmy neogotycki kościół katolicki, którego zabytkową fasadę zabudowano piatietażką, tak, że do kościoła wchodzi się przez blok mieszkalny. O tym, że fasada była neogotycka informuje plakat nad plastikowymi drzwiami wejściowymi. Ale to tylko relikt ukochanej BSRR, teraz jest inaczej. Prezydent nie boi się już wygarniać Putinowi, że jeśli #krymnasz, to Briańsk, Smoleńsk i Psków był w XVII wieku białoruski. Nie jakiś tam litewski, tylko białoruski! „Ale te ziemie nie są Białorusinom potrzebne” – uspokoił Łukaszenka Putina, który gotów był pomyśleć, że Białoruś przymierza się do aneksji części Rosji. Jeszcze parę lat temu o białoruskim WKL mówili tylko ci z piątej kolumny, czyli opozycja. Prezydent jednak nie poprzestaje na WKL. Idzie znacznie głębiej w historię planety Ziemi.

Prehistoryczni Białorusini

Wystarczy przejrzeć białoruski podręcznik do historii dla szkół podstawowych zatwierdzony przez Ministerstwo Edukacji w 2009 roku. Przekonamy się, że kolektyw istniał dużo wcześniej, niż „ludziom sowieckim” mogło się to marzyć. Otóż pierwsi ludzie z dzisiejszych białoruskich terenów „łączyli się w kolektywy (grupy)” już w epoce kamienia łupanego. Z kolei w epoce brązu widoczny już był „wzrost znaczenia roli pracy mężczyzny” i „pojawienie się nierówności majątkowych w społeczeństwie”.

Potem nad Niemen przyszli Bałtowie, którzy bili się ze Słowianami i przegrali. Bo ci ostatni „znajdowali się na wyższym poziomie rozwoju społecznego”. Bałtowie się zeslawizowali i tak powstała Starożytna Ruś – „państwo o charakterze międzynarodowym”; zjednoczona gospodarką, handlem, językiem, kulturą i „losem historycznym”; fundament trzech narodów: białoruskiego, rosyjskiego i ukraińskiego.

Po rozpadzie Świętej Rusi Białorusini z Księstwa Połockiego musieli sami borykać się
z przeciwnościami: z najazdem „mongoło-tatarów” i walką o byt w Wielkim Księstwie Litewskim, w którym polonizowano Białorusinów, w wyniku czego ulegli oni „etno-religijnej dezintegracji”.

Polski Kalinowski

Lepsze czasy nastały dopiero po przyłączeniu ziem białoruskich do carskiej Rosji w XVIII wieku. Pozwoliło to odwrócić zły trend – na terenie Białorusi zaczęły się rozwijać manufaktury, rozszerzono kontakty handlowe ze światem wschodnim. Ten spokojny rozwój, dwukrotnie w ciągu jednego stulecia, zmącili Polacy – pierwszy raz z Napoleonem w 1812 roku, kiedy rozgrabili Witebsk, Połock, Grodno i Mińsk. Drugi raz w styczniu 1863 roku podczas burżuazyjno-demokratycznej polskiej rewolucji. Brał w niej udział Kastuś Kalinaŭski – powszechnie znany przedstawiciel polskich powstańców.

Kalinaŭski, Kalinowski – nic nie dzwoni? Nic dziwnego. Nam może skojarzyć się jedynie z programem stypendialnym naszego MSZ dla młodych Białorusinów (o którym było głośno, bo studenci woleli Erasmusa od książek). Za to w Mińsku Kastusia kojarzą nie od dziś. Dla radzieckiego Białorusina był gierojem, a potem stał się gierojem dla opozycji. W 2006 roku, podczas dżinsowej rewolucji, odkryli w nim symbol oporu wobec władz. I to był początek końca jego legendy. Łukaszenka zwrócił Polsce Konstantego Kalinowskiego.

 

 

XX wiek przyniósł Białorusi trzy okupacje: dwie niemieckie i jedną polską. Pocieszeniem było zwycięstwo rewolucji lutowej, którą w Mińsku powitano z entuzjazmem. Rok 1918 był dobry dla Białorusinów. Narodowcy próbowali nawet stworzyć z pomocą niemieckiego okupanta niezależne państwo – Białoruską Republikę Ludową – ale ostatecznie nic z tego nie wyszło.

Tu podręcznik wspomina też zasłużonego białoruskiego bohatera – Jankę Kupałę. Dziwne, bo to zwykle opozycja wynosiła go na ołtarze – poeta, klasyk literatury białoruskiej, którego uważa się właściwie za twórcę języka białoruskiego. Pasuje do profilu opozycji.

Rok po wydaniu podręcznika wszystko wróciło do normy. Białoruskie ministerstwo kultury umieściło w spisie filmów zakazanych spektakl teatru telewizji „Tutejsi” (Tutejszyja) autorstwa Janki Kupały – jeden z najważniejszych jego tekstów, porównywany z polskim „Weselem” Wyspiańskiego.

Miłość w czasach BSRR

Rok później powstała Białoruska Socjalistyczna Republika Radziecka, gdzie rozkwitała „miłość do białoruskiego języka, literatury i kultury”. Co prawda miłość skończyła się w latach trzydziestych wraz z nadejściem stalinowskiego terroru, ale przecież dzięki Stalinowi BSRR odzyskała od Polski tzw. Zachodnią Białoruś, czyli Grodno i okolice.

Po Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej nastąpił rozkwit. BSRR gospodarczo pędziła, wypełniając kolejne plany gospodarcze. Zwolniła dopiero w latach osiemdziesiątych, zresztą jak cały ZSRR. Potrzebne były głębokie reformy w myśl zasady „więcej demokracji, więcej socjalizmu”. Skończyło się bezkrwawym rozwiązaniem Związku Radzieckiego i ogłoszeniem przez Białoruś niepodległości.

Nowo powstała Republika Białoruś zobowiązała się do przestrzegania Karty Narodów Zjednoczonych, Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka oraz innych ogólnie przyjętych norm prawa międzynarodowego. Przyłączyła się do około sześćdziesięciu organizacji międzynarodowych. Na podstawie nowej konstytucji w 1994 roku Białorusini wybrali swojego prezydenta – Aleksandra Łukaszenkę. Zagłosowało na niego 81 proc. obywateli. Kolektywnie.

Schwytał kraj na skraju przepaści

Nauczyciele historii są trochę podłamani treścią jedynego obowiązującego podręcznika: „poruszone tematy wywierają na uczniu wrażenie, że Białoruś zawsze była niepodległa, potem była krótka przerwa, ale za chwilę znów odzyskaliśmy niepodległość” – komentują na łamach białoruskich portali. Przyznają też, że opisana w podręczniku historia WKL i dziewiętnastowiecznych powstań nie jest jeszcze taka najgorsza w porównaniu z historią współczesną. Książka w ogóle nie wspomina o pierwszej głowie państwa – Stanisławie Szuszkiewiczu.

A może warto byłoby, choć odrobinę. Tylko tyle, że po rozpadzie ZSRR stał na czele Rady Najwyższej, czyli kraju. Ale w 1994 roku młody wilczek walczący z korupcją w kraju – niejaki Łukaszenka – zarzucił mu, że gwoździe i deski, z których zbudował sobie daczę za miastem, były państwowe. Musiał więc podać się do dymisji.

Widocznie nie zasłużył się tak, jak obecny prezydent. Łukaszenka zresztą nieraz tłumaczył, że za podstawową zasługę swojej prezydentury uważa powstanie niepodległej Białorusi: „Chwytając kraj z upadku na skraju przepaści, uratowaliśmy go. Odzialiśmy i nakarmiliśmy ludzi, na ile mogliśmy, zmodernizowaliśmy kraj i przedsiębiorstwa. A równolegle, co było bardzo trudne, utworzyliśmy suwerenne i niepodległe państwo” – podkreślił. „To jedyne, co mogę sobie poczytać za zasługę. Całą resztę robił naród” – dodał skromnie.

Karolina Słowik – związana „Nową Europą Wschodnią”. Redaktorka w portalu Gazeta.pl

Artykuł pochodzi z najnowszego numeru magazynu „Ha!art”, który ukazał się na rynku we wtorek, 3 marca. Partnerem medialnym najnowszego „Ha!artu” jest POLITYKA.PL.

Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną