Lokal wygląda jak kafejka internetowa, ale internetu tu nie ma. Dwa stacjonarne komputery, przy każdym młody mężczyzna. Właśnie wpada klient z pamięcią USB, składa zamówienie: rzuca tytuł jakiejś telenoweli z Brazylii. Kopiowanie trwa dłuższą chwilę. Klient płaci. Za odcinek serialu – od 1 do 5 peso; za sezon – 10–30 peso (30 peso to ok. 5 zł).
Można wpaść do takiego lokalu – w centrum Hawany rozkwitają co kilka przecznic – a jeśli mieszka się w dzielnicy, gdzie podobnych lokali nie ma, na wiadomym rogu lub w barze zjawia się gość, u którego można złożyć zamówienie na pakiet, paquete. Mogą w nim się znaleźć np. czwarty sezon „Breaking Bad”, drugi „House of Cards”, programy informacyjne, reportaże i publicystyka ze świata, głównie z USA – po hiszpańsku, wersje elektroniczne gazet, np. z Hiszpanii i Meksyku, kreskówki japońskie (dziecięcy szał ostatnich miesięcy). Klient zamawia, klient ma.
Kulturalna Kuba żyje pakietami i dzięki pakietom. W kraju, w którym zaledwie 3 proc. ludzi ma dostęp do internetu, pakiety mają rząd dusz, a ci, co je przyrządzają – mają z czego żyć. To drugi obieg informacji i kultury. Uwaga: całkowicie legalny!
Czasem najnowsze filmy przywożą krewni i znajomi z Miami – kopie ściągnięte z internetu bywają nie do oglądania – ale zasadniczą część roboty wykonują ci, co mają dobry sprzęt i szybki internet w samej Hawanie. Pewien znajomy porównuje sieć dystrybucji pakietów do sieci dystrybucji narkotyków. Możesz wpaść jak do dilera po działkę (tu: po pakiet) albo pójść na róg, gdzie składasz zamówienie na jutro, względnie kupić „pakiet firmowy”.