To pierwsza tego typu regulacja w Państwie Środka. Dokładny kształt przepisów nie jest jeszcze znany, ale natychmiast podniósł się rwetes zachodnich rządów, że niedzielna decyzja malowanego parlamentu, już uznana za „kontrowersyjną”, będzie ciosem w wolność zagranicznych przedsiębiorców.
Najpoważniejsze zastrzeżenia budzą przepisy nakazujące firmom działającym w Chinach, by dały rządowi dostęp do swoich systemów informatycznych, otworzyły przed nim swoje bazy danych, podzieliły się m.in. swoimi kluczami szyfrującymi. Odkrycie wszystkich tajemnic przed siłami bezpieczeństwa, argumentują podnoszący alarm, może być furtką dla szpiegostwa gospodarczego, podkradania pomysłów firm. A to oznacza, że rzecz jest bardzo poważna.
Natomiast szef parlamentarnej komisji ds. zwalczania przestępczości objaśnia, że Chiny jedynie gonią Zachód, gdzie szereg państw przecież wymaga, by biznes ściśle wspierał wywiad w walce z terroryzmem. I na zachodnich rozwiązaniach, zwłaszcza amerykańskich, nowe przepisy są wzorowane.
Ten dwugłos ilustruje, jak ograniczonym zaufaniem Zachód, głównie USA i Europa, darzą współczesne Chiny. Przedmiotem sporu jest na przykład interpretacja położenia Ujgurów żyjących w zachodniej prowincji Xinjiang. Ujgurzy są pochodzenia tureckiego, w większości wyznają islam i od prawie 300 lat są na kursie kolizyjnym z Chinami, do których bogaty w surowce naturalne Xinjiang dziś należy. Prowincja jest sinizowana, górą mają być tam Chińczycy z grupy Han, więc Ujgurzy podlegają ostrym restrykcjom, np. zakazuje im się poszczenia w ramadanie.
Chińskie władze oskarżają Ujgurów o przeprowadzanie zamachów terrorystycznych (kilkaset ofiar w ostatnich latach) i rysują paralele między tym, co się w Xinjinagu dzieje, np. do paryskich zamachów z listopada. Ursula Gauthier, pekińska korespondentka francuskiego tygodnika „Le Nouvel Observateur”, dowodzi, by nie stawiać znaku równości między walką Ujgurów o zachowanie kulturowej i religijnej odrębności a Państwem Islamskim.
Relatywizm władzom się nie spodobał, a Gauthier odmówiła złożenia samokrytyki i przeproszenia Chińczyków za oszczerstwa. Nakręcono wobec niej akcję prasowo-internetowej nienawiści, odebrano akredytację i przed Świętami wyrzucono z kraju. Zapewne tak zdecydowany krok pomoże pozostałym korespondentom podejmować właściwe wybory.
Dziennikarzy krajowych jeszcze bardziej dyscyplinuje nowy przepis przewidziany w prawie antyterrorystycznym – zakazem publikacji objęto materiały informujące o terrorystach w sposób, który mógłby inspirować przyszłych terrorystów albo posłużyć jako instruktaż.
Chińczykom ta strategia powinna się podobać. To dowód, że partia komunistyczna dba nie tylko o bezpieczeństwa na świecie, ale także wszystkich uczciwych obywateli ChRL.