Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Lis dba o obiektywizm w kurniku

Parlament Europejski potraktował premier Szydło z pełną kurtuazją i nie dociskał w niczym

Premier Beata Szydło podczas debaty na temat sytuacji w Polsce w Parlamencie Europejskim w Strasburgu Premier Beata Szydło podczas debaty na temat sytuacji w Polsce w Parlamencie Europejskim w Strasburgu Twitter
Nasza premier powtarzała wielokrotnie tezę, że wygrała wybory i nie zrezygnuje z realizacji swego programu. „Pozwólcie nam rządzić” – rzuciła pod koniec debaty, ale jako żywo nikt – przynajmniej w parlamencie – rządzić jej nie przeszkadzał.

Parlament Europejski – co obszernie relacjonowaliśmy na tych łamach – włączył się do procedury kontroli praworządności w Polsce. Ale jak to w parlamentach bywa, każdy mówił o czym innym. Od posłów, i to różnych frakcji, wiele można było usłyszeć miłych słów o Polsce, jej historii, umiłowaniu wolności i ważnej roli, jaką odgrywa w Unii Europejskiej. Na szczęście i pani premier Szydło nie szczędziła naszej Unii miłych słów – rozumiemy, że nie na pokaz, bo normalnie na forum krajowym rząd tej Unii tak wysoko nie ocenia.

Pani premier zastosowała podobną taktykę, jaką już podpowiedział jej prezydent w parominutowym orędziu po zaprzysiężeniu nocą wybranych świeżo sędziów: zignorowała wyrok Trybunału Konstytucyjnego o prawidłowym wyborze trzech sędziów, którzy dalej nie są dopuszczeni do orzekania.

Nie odpowiedziała też na konkretne pytanie posła Guya Verhofstadta o pisowską ustawę naprawczą, która paraliżuje działanie Trybunału, ani na przypominanie, że zasada podziału władz jest koniecznym elementem demokracji.

Nie widziała też niczego złego, że rząd bezpośrednio obsadza wszystkie stanowiska w mediach publicznych, ba, twierdziła nawet, że to lepiej, bo w ten sposób rząd zapewni w mediach większy obiektywizm. Tylko poseł Esteban González Pons pozwolił sobie na złośliwą uwagę: jeśli to rząd ma zapewniać obiektywizm mediów, to tak jakby lis deklarował obiektywizm w kurniku.

Ale była to jedyna złośliwość pod adresem pani Szydło, parlament potraktował ją z pełną kurtuazją i nie dociskał w niczym. Raz tylko Guy Verhofstadt próbował uzyskać konkretną odpowiedź, czy pani Szydło uszanuje opinię Komisji Weneckiej o ustawie tak zwanej naprawczej. Nasza premier powtarzała wielokrotnie tezę, że wygrała wybory i nie zrezygnuje z realizacji swego programu.

„Pozwólcie nam rządzić” – rzuciła pani premier pod koniec debaty, ale jako żywo nikt – przynajmniej w parlamencie – rządzić jej nie przeszkadzał. Gdyby miał zamiar przeszkadzać, to zaprotestowałby przy kilku fragmentach jej wypowiedzi:

1. „Z naruszeniem konstytucji wybrano sędziów” – powiedziała, pomijają, że Trybunał orzekł, iż trzech sędziów wybrano właśnie zgodnie z konstytucją.

2. „Ustawa (o TK) została wyeliminowana z obrotu prawnego” – kolejna poważna ocena, ale nienależąca do kompetencji premiera rządu: to TK orzeka o naruszeniu konstytucji, który teraz został sparaliżowany w działaniu.

3. „Rząd w demokratycznych wyborach został wybrany i nie jest tak, że jest czymś innym niż Polska” – to też przerabiany chwyt retoryczny. Jednak skłania do pytania: a Trybunał to nie Polska? A ludzie kultury, uniwersytety, wreszcie opozycja – to nie Polska? Tylko kto? Cykliści i wegetarianie?

4. „Nie doszło do żadnego złamania konstytucji” – powiedziała pani premier. Jak na ironię, w dniu debaty odbywała się w Warszawie, w siedzibie Krajowej Rady Sądownictwa, konferencja na temat niezawisłości sędziowskiej. Padło na niej wiele głosów przeciwnych tej tezie. Może pani premier dla uwiarygodnienia tezy, że „rząd to Polska”, powinna chociaż napomknąć, że Komitet Nauk Prawnych Polskiej Akademii Nauk, Pierwszy Prezes Sądu Najwyższego, Krajowa Rada Sądownictwa, Rzecznik Praw Obywatelskich i rady wydziałów prawa wszystkich chyba uniwersytetów to też Polska i mają co najmniej wątpliwości w tej sprawie.

Z europosłów z Polski występowali przeważnie oryginałowie, głównie kwestionujący prawo PE do oceny naszego kraju. Większość posłów opozycji w debacie udziału nie wzięła. Czy to dobrze? Zwyciężyła słynna zasada amerykańskiego komandora Stephena Decatura: „My country, right or wrong” – czyli w wolnym tłumaczeniu: czy postępuje słusznie, czy nie, zły czy dobry, ale to przecież mój kraj.

Wszystkim, którzy ją wyznają, warto przypomnieć, że komandora – w kolejnym stuleciu – korygował inny amerykański żołnierz, Carl Schurz. Dopisał dalej: „Our country — when right to be kept right; when wrong to be put right”, czyli, nasz kraj, kiedy postępuje słusznie, trzymajmy ten kurs, a kiedy błądzi – naprawmy go.

Na pewno Parlament Europejski za nas tego nie zrobi.

Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kraj

Kaczyński się pozbierał, złapał cugle, zagrożenie nie minęło. Czy PiS jeszcze wróci do władzy?

Mamy już niezagrożoną demokrację, ze zwyczajowymi sporami i krytyką władzy, czy nadal obowiązuje stan nadzwyczajny? Trwa właśnie, zwłaszcza w mediach społecznościowych, debata na ten temat, a wynik wyborów samorządowych stał się ważnym argumentem.

Mariusz Janicki
09.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną