Krewki szef kampanii Donalda Trumpa nie boi się rękoczynów.
Donald Trump od wielu tygodni nie schodzi z pierwszych stron gazet. Ostatnio jednak więcej uwagi przyciągnął szef jego kampanii Corey Lewandowski, którego oskarżono o poturbowanie dziennikarki. Lewandowski złapał za ramię i mocno odepchnął kobietę, która chciała dogonić miliardera i zadać mu dodatkowe pytanie. Siniaki na ramieniu, świadkowie zdarzenia i zeznania dziennikarki na policji mogłyby pogrążyć Lewandowskiego. Jednak ten wszystkiego się wyparł. Murem stanął za nim też Donald Trump, twierdząc, że Lewandowski to „uczciwy i przyzwoity człowiek, który ma czworo pięknych dzieci i żonę w New Hampshire”. Dopiero nagranie z kamery przemysłowej pokazało, że kobieta mówiła prawdę.
Lewandowskiemu grozi kara do roku pozbawienia wolności lub tysiąc dolarów grzywny. Ten 42-letni Amerykanin polskiego pochodzenia, politolog i były lobbysta przemysłu rybnego w Nowej Anglii, ma za sobą oskarżenie z lat 90., kiedy jako szef personelu pewnego republikańskiego kongresmena wszedł z pistoletem do jednego z budynków Kongresu. A teraz, kilka dni po historii z dziennikarką, w Arizonie Lewandowski znowu posunął się do rękoczynów, ciągnąc za kołnierz jednego z przeciwników Trumpa. Zwykle nie przebiera też w słowach, pokrzykując na dziennikarzy, którzy krytykują jego szefa. Ma nawet czarną listę, na której lądują ci, których uważa za nieprzychylnych. Jak widać, każdy ma takiego Lewandowskiego, na jakiego zasłużył.