Za podwójnym ogrodzeniem leniwie płynie Eufrat, zmierzając do Syrii i Iraku. Dzieciom z obozu nie przychodzi do głowy, że rzeka może służyć do kąpania.
Syria jest o 40 km stąd, ale nie słychać wystrzałów. Siostra Awada, w tamtym życiu nauczyciela angielskiego, 40-latka, dzwoniła dziś z obozu w Kilis, tuż przy granicy, że tam rakiety daeszowców (bojowników tzw. Państwa Islamskiego) walą na stronę turecką, i że strach. Tu, w Nizipie, można powiedzieć, że jest spokój. Wokół znajomy pejzaż: pagórki i ciągnące się kilometrami gaje oliwne i pistacjowe. Gaziantep, lokalna metropolia, to stolica pistacji i baklawy, każdy w Turcji to powie.
Polityka
23.2016
(3062) z dnia 31.05.2016;
Na własne oczy;
s. 108
Oryginalny tytuł tekstu: "Twarze do wzięcia"