Wielkie sondowanie
Warszawska wizyta kanclerz Niemiec to próba sił. Merkel sprawdza, czy Polska jest elastyczna
Spotkanie kanclerz Merkel i premier Szydło to rozgrzewka przed wrześniowym szczytem w Bratysławie (16 września). Kanclerz Merkel przyjechała do Warszawy, żeby zbadać grunt i zobaczyć, na ile Polska i pozostałe kraje Europy Środkowo-Wschodniej mogą być elastyczne.
Warszawska wizyta to już następny krok. Wcześniej Merkel spotkała się z prezydentem Francji François Hollande’em i premierem Włoch Matteo Renzim we Włoszech. Wielka trójka podzieliła się swoimi wizjami Europy, ustaliła, że po Brexicie unijny wózek należy pchać dalej, tylko trzeba dolać do niego paliwa, bo teraz jedzie na oparach.
Premier Włoch zapewniał, że Europa po Brexicie wcale się nie skończyła. Potrzeba na nią tylko nowej formuły. A ta nowa formuła musi być kompromisem 27 państw. Do tego jednak trzeba konsultacji, na różnych poziomach i w różnych sprawach. Stąd najpierw spotkanie „Trójki”, a potem konsultacje objazdowe. Hollande i Renzi mają wybrać się do Portugalii, Hiszpanii i Grecji. A kanclerz Merkel wybrała się do Estonii i Pragi, a dzisiaj była w Warszawie, gdzie spotkała się nie tylko z premier Beatą Szydło, ale też z pozostałymi premierami Grupy Wyszehradzkiej: Viktorem Orbánem, Bohuslavem Sobotką oraz Robertem Fico. Następnie już u siebie przyjmie przywódców Słowenii, Bułgarii, Austrii i Chorwacji oraz Holandii, a potem spotka się z przywódcami Holandii, Szwecji, Finlandii i Danii.
Przedstawiciele państw Grupy Wyszehradzkiej deklarowali, że chcą, aby to stolice, a nie instytucje unijne, odgrywały wiodącą rolę zarówno w reformie Unii, jak i negocjacjach z Wielką Brytanią. Wszyscy są bardzo wyczuleni na podejmowanie decyzji ponad ich głowami. W powietrzu wisiał też temat zmian traktatowych, które wcześniej Warszawa cały czas sugerowała, twierdząc, że w wielu krajach Unii brakuje poczucia kontroli nad procesem integracji i wpływu na rozwój Wspólnoty. Według premier Szydło Unia traci impet i bez zmian w traktacie problemu nie da się rozwiązać.
Kanclerz Merkel od grzebania w unijnym traktacie na razie jest jak najdalsza. Namawiała do zmian w ramach obowiązujących traktatów. Ze względu na zagrożenie terroryzmem przekonywała, żeby wykorzystać możliwości, jakie daje Traktat Lizboński, bo jak twierdziła, zgodnie z jego regułami możemy planować wspólne działania, takie jak choćby projekt rejestracji osób wjeżdżających do strefy Schengen.
Merkel obawia się zmian traktatowych, uważa, że przyniesie to jeszcze większe problemy i rozgardiasz. Pewnie też, po doświadczeniach z kryzysem imigracyjnym, coraz mniej wierzy w unijną solidarność i w to, że zmiany w traktacie zadowoliłyby wszystkich.
W sprawie imigrantów wspólnego stanowiska, mimo kolejnych konsultacji, na razie raczej nie uda się wypracować. W krajach Grupy Wyszehradzkiej nie ma zgody na centralne zarządzanie kryzysem imigracyjnym. Efekt zaleceń płynących z Brukseli był dokładnie odwrotny, kraje Europy Środkowo-Wschodniej tylko coraz bardziej się na imigrantów zamykały. Dopóki umowa z Turcją obowiązuje i łodzie z imigrantami nie płyną do Unii tak często jak rok temu, konflikt odłożono na półkę.
Sprawa na pewno wróci, tak jak spór o rygory fiskalne. W ramach reform ratujących miejscowe gospodarki południowe kraje Europy chcą rozluźnienia reguł fiskalnych strefy euro. Berlin nie zgadza się na współfinansowanie kłopotów innych. Merkel, którą czekają w przyszłym roku wybory, musiałaby naprawdę mocno się postarać, żeby przekonać do tego swoich rodaków. Jeśli jednak do zmiany unijnych reguł nie dojdzie i Niemcy nie przystaną na jakiś kompromis, krajom Południa, w tym np. Włochom, grozi finansowa katastrofa.
Rozmowy dotyczyły też unijnego budżetu, wspólnej armii, jaka mogłaby powstać w przyszłości, rynku wewnętrznego i perspektyw, jakie mają młodzi Europejczycy. Przywódcy każdego kraju podnosili ważne z własnej perspektywy kwestie. Wszyscy przy tym zapewniali, że kraje Unii powinny w przyszłości być ze sobą jeszcze bardziej związane i jeszcze silniej współpracować. Dobrze więc, że zarówno dzisiejsze rozmowy, kolejne spotkania, jak i nawet wrześniowy szczyt to dopiero początek wspólnych konsultacji, bo nikt chyba nie ma wątpliwości, że o kompromis łatwo nie będzie.