Jeszcze niedawno wydawało się, że niemożliwe staje się możliwe. Donald Trump płynął na wznoszącej fali. Przestał szokować i oburzać, złagodził stanowisko w sprawie imigracji, wyciągnął rękę do Afroamerykanów. Natomiast Hillary Clinton obraziła jego wyborców, nazywając ich „godnymi pożałowania”, zaplątała się we własne kłamstwa, tłumacząc sprawę używania prywatnego serwera mailowego w Departamencie Stanu, a jej kłopoty ze zdrowiem wyglądały na bardzo poważne. W sondażach kandydat Partii Republikańskiej praktycznie dogonił swą demokratyczną oponentkę, bo różnica na jej korzyść stopniała do 2–3 punktów procentowych, czyli mieściła się w granicach błędu statystycznego.